• 16 marca 2023
    • Ekonomia

    Patriotyzm gospodarczy – mnożnikowe znaczenie dla gospodarki

    • By krakauer
    • |
    • 23 maja 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Wiele mówi się o patriotyzmie gospodarczym, w zasadzie myśląc o nacjonalizmie gospodarczym. W wielkim uproszczeniu chodzi o popieranie robienia interesów w obrębie danej gospodarki lub z korzyścią dla niej poprzez preferowanie wydawania w niej pieniędzy. Przejawia się to kluczowym hasłem – „kupuj polskie!” lub „dowolne” takie, żeby wspierać własny wzrost gospodarczy.

    W realiach Unii Europejskiej takie praktyki są uznawane za niedozwoloną dyskryminację innych produktów na wspólnym rynku. Swobodna wymiana towarów i usług – oznaczająca w praktyce wolną konkurencję w całym obszarze oznacza zakaz dyskryminacji i nakaz równego traktowania dostawców z innych krajów Wspólnoty oraz legalnych importerów do Unii Europejskiej.

    W praktyce oznacza to przenoszenie miejsc pracy tam, gdzie jest wyższa efektywność w jednostce czasu, czego najlepszym dowodem jest gwałtowny rozwój gospodarki niemieckiej, w tym eksport do krajów Unii Europejskiej. To wynik procesu otwarcia rynków w całej Europie, dodajmy – wynik stwierdzony empirycznie jako okoliczność faktyczna – obiektywnie istniejąca w rzeczywistości.

    W innych krajach – będących głównie konsumentami a nie producentami dóbr dochodzi do nierównowagi. Pomimo transferów środków unijnych – tam gdzie nie ma produkcji po prostu nie ma pracy, a jeżeli nie ma pracy to nie ma dochodów. W konsekwencji rynek się kurczy do potencjału odpowiadającego dochodom elity oraz tych, którzy mają pracę.

    W gospodarce pieniądza wirtualnego bogactwo mnoży się poprzez obrót i wykorzystywanie kapitału, jeżeli na jednym z etapów trzeba np. kapitał pożyczyć za granicą – następnie trzeba wliczyć w koszty funkcjonowania systemu wypłatę renty dla takiego kapitału a z czasem jego zwrot. Innymi słowy – obecność zagranicznego kapitału w danej gospodarce w praktyce oznacza zawsze konieczność ponoszenia przez nią kosztów zewnętrznych. Ponieważ ostateczny konsument renty – jest za granicą. Nie ma tutaj znaczenia, że kapitał nie ma narodowości – mają ją osoby, które decydują o jego przepływie. Nie ma nic gorszego dla gospodarki niż zakręcenie kurka z kapitałem lub jego zalew. Chociaż to drugie zdarza się stosunkowo rzadko poza gospodarkami opartymi na surowcach energetycznych.

    W Polsce już dzisiaj widać problem pochodzenia kapitału finansującego naszą gospodarkę, a nawet sferę publiczną. Jako państwo płacimy olbrzymie odsetki od pożyczonych nam kwot, również jako gospodarka spłacamy renty kapitałowe naszym zagranicznym wierzycielom lub właścicielom. Kłania się prywatyzacja, zwłaszcza bankowości. Jeżeli proporcje pomiędzy wielkością kapitału obcego a kapitałem własnym w naszej gospodarce nie będą się przewartościowywać w stronę wzmocnienia udziału kapitału krajowego w gospodarce – to nigdy nie staniemy się bogaci, a o samodzielności chociażby w wymiarze decyzyjności gospodarczej to możemy sobie opowiadać bajki. Mechanizm jest banalny i jeżeli ktoś go nie rozumie – wystarczy, że pomyśli o kapitale w kategoriach powiększania bazy podatkowej! Zwiększaniu dochodów państwa, samorządów, wypłatach renty i ich alokacji w różnych wymiarach danej przestrzeni społeczno-gospodarczej. To wszystko tracimy od początku transformacji, co niestety trzeba uznać za jej koszt.

    Gdyby jednak wraz z kapitałem do naszej gospodarki napływała technologia umożliwiająca nam nabycie wiedzy i autonomiczny rozwój w danych dziedzinach – to nic tylko błogosławić takim procesom dyfuzji. Niestety w naszym przypadku – mamy do czynienia przeważnie z inwestycjami kalkulowanymi na zasadzie ryzyka wejścia i wyjścia w najbardziej korzystnym momencie. Pierwsze prawie 10 lat naszego uczestnictwa we wspólnym rynku Unii Europejskiej wyraźnie i dobitnie pokazało, że polega on na walce na dominację – jaka ma miejsce na każdym innym rynku. Jednakże silniejszymi partnerami byli starzy gracze, a nowi musieli się dopiero uczyć i prosić o możliwość wstępu na szachownicę.

    W naszym interesie – uwaga – nie narodowym, ale po prostu w interesie naszych przewodów pokarmowych jest doprowadzenie drogą regulacji, renegocjacji, grupowań gospodarczych i przede wszystkim mądrego własnego prawa, żeby Polska zdyskontowała swoją konkurencyjność wynikającą z niskich płac na rzecz wysokiej efektywności znanej z zachodu Europy. Wówczas nie będziemy się bać o przyszłość i nasze zarobki w sposób racjonalny wreszcie zaczną rosnąć adekwatnie do wyników naszej pracy.

    Jednakże nie da się tego osiągnąć bez współpracy i popierania się nawzajem. Zaufanie, kooperacja – wynikające nie z jakiejś sztucznej sympatii, ale świadomości współzależności to podstawa współczesnego patriotyzmu gospodarczego, którego wyrażania nikt nam nie zabroni. Wówczas dominujące obecnie w naszej gospodarce wielkie obce sklepy lub wszechobecne „sieciówki” staną się jedynie dodatkami do potężnego polskiego handlu, rosnącego w siłę krajowego pomysłu i rozwoju generowanego ze wzajemnego wspierania się. Wówczas konkurencja zagraniczna nie będzie u nas dominować, ale będzie nas rzeczywiście inspirować.