- Soft Power
Państwo marnej reputacji
- By krakauer
- |
- 01 maja 2012
- |
- 2 minuty czytania
To, że państwa mają honor wiemy, co najmniej od przed wojny, a to ile nas ta informacja kosztowała to już odrębna kwestia znajdująca się pod bezustanną oceną historyków. Poza honorem państwa mają jeszcze reputacje, czyli swoje niematerialne oblicze – stanowiące wartość organizacji zwłaszcza w realiach globalnej międzynarodowej konkurencji, poprzez ludzką percepcję wpływają na postrzeganie.
Zadziwiające są różnice pomiędzy postrzeganiem Polski przez Polaków a obcokrajowców, jeszcze większe we wzajemnym postrzeganiu swoich krajów przez różne narodowości (społeczeństwa). Różnice opierają się głównie na stereotypach, będących pokłosiem różnej miary polityki historycznej realizowanej przez oświatę danego kraju. Często na to, w jaki sposób postrzegane są państwa za granicą wpływa przypadek, a jeszcze częściej – tylko o tym się nie mówi, jest to wynik starannie przygotowanych kampanii informacyjnych. Branding narodów (państw) to zagadnienie, któremu wielu specjalistów poświęciło wystarczająco dużo czasu, literatura – także w języku polskim jest dostępna i nie ma problemu ze zrozumieniem proponowanych tam schematów. Na podstawie posiadanej na ten temat wiedzy, jak również w oparciu o odczucia ogólne, wyrobione w kontaktach z nie zawsze obiektywnymi, jak również przychylnymi nam obcokrajowcami – można stwierdzić, że polskim zamiarem przez cały okres powojenny było upamiętnienie Polski, jako ofiary II Wojny Światowej, przez lata nasza propaganda piała o niemieckiej napaści, a po 1990 roku, zaczęto przypominać o 17 września oraz całej martyrologii IV tego rozbioru Polski. Jak to widza inni, był uprzejmy pokazać nam premier Federacji Rosyjskiej podczas swojej ostatniej wizyty w Polsce. Nie mamy realnego wpływu na kształtowanie rzeczywistości, musimy się pogodzić z „racją” silniejszych.
Głównie ze względów pragmatycznych trzeba uważać na to, co się robi i z kim się zadaje, dotyczy to ludzi, firm i państw. Niestety nasze państwo mające problem samo ze sobą a ściślej z kontrolowaniem własnej przestrzeni podjęło się ryzyka, którego prawdopodobnie decydenci w ogóle nie uwzględnili. Związek z Ukrainą przy organizacji Euro 2012 miał teoretycznie służyć przyciągnięciu tego kraju do struktur zachodnich. To się nie udało, Polska i Unijna polityka wschodnia legła w gruzach, natomiast nikt nie przygotował planu B. Co w momencie, gdy Ukraina nie skorzysta z propozycji zachodu? Przecież oczywistym jest, że cały mariaż był od początku ryzykowny, owszem ryzyko opłacało się jednakże ponownie zadajmy pytanie, co z planem B? Nikt nie wziął pod uwagę scenariusza kryzysowego, na wypadek gdyby Ukraina okazała się krajem marnej reputacji. Niestety ten negatywny scenariusz realizuje się na naszych oczach.
Kryzys polityczny w Kijowie, którego ukoronowaniem było aresztowanie liderki opozycji osiągnął moment kulminacyjny w momencie, gdy media poinformowały o rzekomym naruszeniu nietykalności cielesnej więźniarki przez służby więzienne państwa ukraińskiego. Kilka dni potem w jednym z ukraińskich miast wybuchły bomby, rzekomo o podłożu kryminalnym, jednakże nie były adresowane na konkretne obiekty lub lokalne generalnie adresy świata przestępczego, – ale w miejsca publiczne. To daje bardzo dużo do myślenia, albowiem wschodnia matrioszka ma tyle warstw ile tylko wschodni władcy zapragną. Skala interesów na Ukrainie jest tak duża, że frakcji posiadającej interes w utrzymaniu status quo może opłacać się utopić to państwo w morzu znaków zapytania i postępującej destabilizacji. Nie ma przypadków, zwłaszcza wówczas, gdy gra toczy się o stawkę równą władzy nad 50 milionowym państwem dysponującym jednym z największych potencjałów rolno-przemysłowych w Europie i na świecie. Dlatego jeżeli politycy w Warszawie byli w swojej głupocie tak naiwni, że na Ukrainie będą mieli do czynienia z grą fair, wedle schematów zachodnich to niestety popełnili niewybaczalny błąd.
Pierwszym znakiem zapytania związanym z organizacją tej wielkiej imprezy były zdolności organizacyjne Ukraińców w ogóle. Ich stadiony imponują, odległości przerażają a infrastruktura transportowa i pobytowa powodują, że możemy być dumni z Polski, albowiem „przeciętność” typową dla naszego kraju dzielą lata świetlne od „standardów” ukraińskich. Nie ma, czego z czym porównywać, ich infrastruktura jest nastawiona na doskonałe życie wąskiej elity. Nasza na wygodę klasy średniej – albowiem nasza elita generalnie nie wiąże przyszłości z krajem, doskonale zadomowiła się w najbogatszych metropoliach kontynentu. Stąd różnice, zwłaszcza w szeroko rozumianych standardach. Przykładowo, we Lwowie standardem jest wyłączanie dostaw wody w określonych godzinach, a raczej jej dostępność. Czegoś takiego nie ma w żadnym innym dużym polskim mieście, aczkolwiek zdarzają się kłopoty – jednakże bardziej technologiczne niż systemowe.
Drugim znakiem zapytania, który powinien zrodzić zastanowienie u naszych speców od PR na poziomie rządowym i wśród odpowiedzialnych za organizację imprezy, były wybory miejsc pobytowych poszczególnych reprezentacji. Przecież to, w jaki sposób dokonano wyboru, a zrobiły to wolne i niezależne od jakichkolwiek nacisków federacje sportowe – najważniejszych krajów Europy – to, co najmniej ciąg zdarzeń symptomatycznych, określających rzeczywistość. Na całym zamieszaniu wygrał potrójnie Kraków.
Trzecim, właściwie już alarmem – była polityczna niechęć do osiągnięcia spokoju wewnętrznego przez władze w Kijowie. Trudno jest się wypowiadać o sprawach wewnątrz ukraińskich i oceniać decyzje ukraińskiego Sądu jednakże, jeżeli sądzi się i skazuje byłego premiera, a aktualnego lidera opozycji wobec oficjalnej władzy – to należy mieć na względzie polityczny wymiar takiego wyroku. Jest to przede wszystkim w interesie rządzącego reżimu, jeżeli pragnie on miru społecznego i liczy się z reputacją własnego kraju na arenie międzynarodowej. Niestety władze ukraińskie nie wybrały ścieżki spokoju społecznego, zdecydowały się na pełnoskalową konfrontację polityczną wewnątrz kraju, to ich wybór i trzeba go uszanować.
Co w bieżącej sytuacji może zrobić Polska, żeby uniknąć kompromitacji związanej z bojkotem mistrzostw w części ukraińskiej? Mamy trzy rozwiązania:
- Udawać, że się nic nie dzieje, współorganizując imprezę zgodnie ze scenariuszem – jednakże w tym scenariuszy będziemy krajem kojarzonym z Ukrainą, ponieważ nasi politycy będą musieli brać udział w uroczystościach w Kijowie.
- Przyjąć silnie proukraińską postawę, deprecjonując działania niektórych polityków zachodu – wzywając wszystkich do współdziałania w duchu sportowym – w tym scenariuszu nie tylko opowiadamy się po stronie Ukrainy, ale uznajemy, że jest problem i wybieramy jego sposób widzenia z perspektywy Kijowa.
- Wnioskować do UEFA o odebranie współorganizacji mistrzostw Ukrainie, deklarując dodatkowe mecze w polskich miastach organizatorach i Krakowie (współorganizacja z innym krajem mogłaby być dla nas niekorzystna) – oczywiście słyszymy od Ukraińców, że ukradliśmy im mistrzostwa i rozpoczynamy zimną wojnę ze wschodem. Plusem takiego rozwiązania byłoby odcięcie Polski od kojarzenia z Ukrainą. Właśnie to jest najważniejsze i warte zerwania współpracy z Ukrainą, która z każdym dniem staje się coraz bardziej problematyczna i kłopotliwa.
Dalsze brnięcie w ukraińskie bagno może skończyć się tylko mniejszym smrodkiem lub totalną porażką. Brak planu B będzie nas kosztował parę miliardów więcej za samoorganizację imprezy. Jednakże ze względów prestiżowych i dla uratowania reputacji naszego kraju – warto te koszty i związane z procesem „rozstania się” ryzyko ponieść. Jesteśmy wstanie sami zorganizować tą imprezę, nie potrzebujemy Ukraińców z ich problemami i mrocznymi sekretami. Do póki, aż ten kraj nie zacznie funkcjonować w sposób adekwatny do zachodnich standardów nie można z nim w żadnej poważnej sprawie współpracować.
W kwestiach racji stanu nie ma przyjaciół są interesy, poza tym nie możemy mieć złudzeń, ani absolutnie nie powinniśmy współczuć Ukraińcom. Sami są sobie winni, sami są kowalami swojego losu. Doprowadzając do napięcia politycznego, w którym wybuchają w dziwnych okolicznościach bomby a szefowa opozycji leży posiniaczona w więzieniu – sami ściągają na siebie problemy, nie mając moralnego prawa wymagać od nas, żebyśmy część ryzyka ponosili – a co gorsza płacili cześć rachunku. Tu nie ma kompromisów, liczą się nasze interesy – nikt, ani nic nie zmusi nas do dobrowolnego płacenia rachunków za Kijów, w przeciwnym wypadku zapłacimy własną reputacją.
Przejdź na samą górę