- Paradygmat rozwoju
Państwa nie są wieczne, sojusze zmieniają bieguny a Narody…
- By krakauer
- |
- 21 kwietnia 2014
- |
- 2 minuty czytania
Historia uczy, że państwa nie są wieczne, sojusze zmieniają bieguny, a Narody rozpływają się w puli genetycznej zdobywców, zwycięzców, czy też niewolników, jeżeli tylko ci w przeżuwaniu zdobyli przewagę, a etyka lub inaczej nazywana słabość nie pozwoliła na zachowanie proporcji.
Wiele wielkich wspaniałych państw, całe cywilizacje, kultury – zniknęły z kart historii. Czasami pod ciosami cudzych mieczy, czasami z powodu wewnętrznej zapaści i entropii. Systemy cywilizowane mają tą słabość, że utrzymanie szeroko rozumianej infrastruktury pozwalającej na trwanie i przewagę ich cywilizacji nad innymi, czy też chociażby tylko równanie się – wymaga ponoszenia nakładów.
Nakłady w systemach opartych na zaawansowanej wymianie wartości mają tą wadę, że prawie zawsze są kosztem alternatywnym czegoś. Bolączką ludzi rozumnych i wykształconych bywa to, że w zacietrzewieniu nie pozwalają sobie na wzajemne rozumienie racji zasadniczych, dążąc do eliminacji słabszego uczestnika sporu. W realiach państwowych – decyzji w imieniu zbiorowości najczęściej oznacza to, że dana pozycja znika z budżetu. Jedni się cieszą, inni cieszą się bardzo, dla wielu dana sprawa jest obojętna, ale są też przegrani.
Jeżeli system państwowo-narodowy chce przetrwać, zabezpieczając się przed zapadaniem się do wewnątrz – musi znaleźć skuteczny sposób na nie tracenie energii wykluczonych w wyniku wyboru publicznego.
Konkurencja globalna jest tak znaczna i totalna, że nie można sobie pozwolić na żadne straty, żadne marnowanie i jakiekolwiek przestoje w wykorzystywaniu tego, czym się dysponuje. Wiele państw już popełniło ten błąd, za co płaci się straszny koszt rozwijania się poniżej potencjału. W praktyce oznacza to, że nie wszyscy mają takie same miski i nie każdy ma w misce tak dużo jakby oczekiwał. Konsekwencją odpuszczenia wykorzystywania jakiegokolwiek fragmentu potencjału jest jego utrata oraz utrata tego, co przyniósłby w przyszłych okresach korzystając z możliwości samego przetrwania. Doskonale rozumieją to państwa, czy też systemy, w których myśli się o grze o najwyższe stawki. Kamyczek, dostawiony do kamyczka pozwala zbudować zamek lub drogę, wszystko zależy od umiejętności wykorzystania posiadanego potencjału.
Jeżeli na tą wiedzę nałożymy jeszcze naturalną cykliczność rozwoju, do apogeum a potem zmierzchu – praktycznie każdego systemu, to nie można być dobrej myśli o przyszłości np. zachodniej cywilizacji. W zasadzie, bowiem mamy do czynienia z jej ciągłym kryzysem, od co najmniej 1914 roku. Dwie totalne wojny, potem zimna wojna, następnie outsourcing motywowany chciwością. Wszystko to doprowadziło do utraty znaczenia na świecie – Europy, a następnie, co się dzieje na naszych oczach także i USA.
Obecnie marnujemy nie tylko potencjał, ale jeszcze wiążemy sobie kulę do nogi w postaci niepotrzebnych zobowiązań klimatycznych, których nikt inny nie stosuje. Być może w czasach prosperity – pomysł przejścia na gospodarkę „zero-emisyjną” byłby doskonały, jednak w warunkach bezrobocia połowy młodzieży europejskiej i dramatów ludzi w wieku „50+” – dofinansowywanie przez społeczeństwa zielonych idei – nawet, jeżeli są postępem technologicznym to utopia.
Czyżby to kryzys energetyczny miał pokonać naszą cywilizację? Może to nieprawda i cały problem wynika z przyjęcia błędnego paradygmatu?
Przecież to byłoby żałosne, gdyby za tysiąc lat badający zgliszcza naszej cywilizacji doszli do wniosku, że wymarliśmy, dlatego ponieważ toczyliśmy wewnętrzny spor o to, co można spalać i w jakiej technologii! Być może takie zagrożenie jest jeszcze dalekie, wręcz mgliste, jednakże powstaje problem nienarodzonych pokoleń, które nie miały już szansy się urodzić nie przez wojny, klęski głodu, czy też choroby, ale dlatego ponieważ przestaliśmy umieć się rządzić w sposób umożliwiający przetrwanie.
Szokujące? Przecież to jest tak banalne, że można tego nie zauważyć w ogóle w naszej kolorowanej rzeczywistości. Już kiedyś tak było w Europie. Rzym upadł, ponieważ nie mógł sobie poradzić z najprostszymi sprawami a na te problemy życia codziennego nałożyła się wielka polityka, która nie chciała wziąć odpowiedzialności za całość, albo już nie była w stanie. Niestety te same mechanizmy są widoczne już dzisiaj w Unii Europejskiej, która w przeciwieństwie do USA – “ostatniej nadziei” Zachodu – nie posiada centralnego ośrodka kierowania.