• 16 marca 2023
    • Historia

    Otarłam się o ludzi historii cz. II

    • By Krystyna Badurka
    • |
    • 02 kwietnia 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    W dniu 22 lipca 1964 r., czyli w dwudziestą rocznicę PKWN, otwieraliśmy wystawę polskich mebli w Kijowie. Oddelegowana zostałam – jako handlowiec w centrali handlu zagranicznego „Paged” – do obsługi jednego ze stoisk. Przyleciałam poprzedniego dnia do Moskwy i byłam zabukowana na samolot z Moskwy do Kijowa. Po wyjściu z samolotu na lotnisku Szeremietiewo i odebraniu bagaży, weszłam do holu, aby sprawdzić, jak mogę dojechać do krajowego lotniska Wnukowo. W tym momencie podszedł do mnie mężczyzna, uśmiechnął się, wziął moje walizki i skierował się do góry. Po umundurowaniu poznałam, że jest z obsługi lotniska i za nim poszłam. Minęliśmy dwie sale. Otworzył drzwi do trzeciej, bardzo dużej i zaprosił, żebym weszła. Postawił bagaż i wyszedł. W sali były zestawione stoły, na nich wykwintne dania, kosze wypełnione owocami „południowymi” i różne alkohole. Stałam osłupiała i nie mogłam zrozumieć, o co chodzi. Nie miałam kogo zapytać. Nikogo poza mną nie było.(Wiele słyszałam o dobrobycie w Związku Radzieckim, ale aż takie przyjęcie dla gości zagranicznych?

    Za kilka chwil wszystko się wyjaśniło. Do tej sali weszło kilkadziesiąt osób. Zaczęli rozmawiać po angielsku. To byli turyści z USA. Zorganizowali sobie tournée po Związku Radzieckim a w Moskwie urządzili bankiet na zakończenie wycieczki. Tylko tyle udało mi się zrozumieć. Niestety, nie znałam języka angielskiego. Znałam nieźle rosyjski (potwierdzony egzaminem państwowym) i uczyłam się niemieckiego. Oczywiście natychmiast skierowałam się do wyjścia. Kelner elegancko podał mi lampkę wina, wypiłam i wyszłam na zewnątrz. Żelazna kurtyna oddzielała nas wtedy szczelnie od Zachodu. Spotkać wtedy Amerykanina to prawie jak Marsjanina a tu jeszcze tylu naraz i w takich okolicznościach! Zapewne dyżurny lotniska sądził, że jestem Amerykanką i nie znając angielskiego nie odezwał się w ogóle. Ja pierwszy raz miałam zacząć mówić w obcym języku, miałam tremę i też nie odważyłam się nic powiedzieć.

    W samolocie z Moskwy do Kijowa było pełno drobiu: gęsi, kaczki i indyki siedziały w skrzyniach, torbach i klatkach. Widocznie w ten sposób odbywał się handel między miastami. Te wielkie odległości pokonywali kupcy z towarem samolotami. W pewnym momencie samolot wpadł w bardzo gęstą mgłę. Dosłownie wyglądało to tak, jakby zanurzył się w mleku. Kilkanaście minut tak lecieliśmy. Pewnie bardzo bym się bała, ale te gęsi, kaczki itp., stwarzały tak swojski nastrój, że zdawało mi się, że jestem na ziemi.

    Na dwudziestopięciolecie Polski Ludowej – w lipcu 1969 r. centrale handlu zagranicznego urządziły w Moskwie wielką wystawę. Ja, w towarzystwie kilkorga innych handlowców, urządzałam i później obsługiwałam stoisko z naszymi meblami eksportowymi. Meble były głównie z okleiną orzechową, na wysoki połysk. Tarcica na meble była importowana w dużych ilościach z ZSRR a więc był to eksport pracy i myśli technologicznej, w sumie bardzo dla naszego kraju opłacalny. Powstało dzięki temu u nas dużo fabryk mebli. Sporo kontraktów na meble mieliśmy również z Zachodem. Wystawa cieszyła się dużym zainteresowaniem mieszkańców Moskwy a nasze meble w szczególności. Byli główni kontrahenci, byli ważni politycy a w ostatnim dniu wystawy przyszedł w towarzystwie dwóch młodszych oficerów staruszek z laską – marszałek Siemion Budionny – dowódca 1 Armii Konnej, (rozbitej 31 sierpnia 1920 r., pod Komarowem koło Zamościa przez polską 1 Dywizję Jazdy, dowodzoną przez płk Juliusza Rómmla). Przyjął go dyrektor. Nie miałam okazji słyszeć rozmowy. Dyrektor tylko nam później opowiadał, że marszałek Budionny zapytał, czy może się napić polskiej wódki. Był około godziny.