- Ogólna
Oring
- By FRINGILLA
- |
- 06 czerwca 2014
- |
- 2 minuty czytania
Słowo wstępu dla Czytelników Obserwatora Politycznego
Jestem niezwykle spokojnym człowiekiem. Ale lubię być dobrze poinformowany i lubię posiadać własne zdanie… I nie zważam na to, że moja opinia czasem jest inna niż tzw. „ogółu”… Przez ostatnich kilka miesięcy, straszony z prasy, radia i telewizji jakąś apokalipsą która ma do nas dotrzeć ze wschodu, zacząłem własne poszukiwania jakichś niezależnych źródeł informacji oraz opinii…
W to sposób trafiłem, zupełnie przypadkowo na „Obserwatora Politycznego. Z uwagi na to że po pewnym czasie zacząłem nieśmiało komentować to i owo, Redakcja z kolei w pochlebnych słowach zachęciła mnie do dalszej współpracy… Na razie trudno mi będzie znaleźć czas na jakieś częstsze „pisywanie” – pokazałem jednak Redakcji krótki zbiorek moich felietonów „Z życia inżyniera” publikowanych w portalu automatykaonline w latach 2011-2012 jako – i ku mojemu zaskoczeniu Redakcja wyraziła ochotę na ich publikację na łamach „Obserwatora”.
W dogodnych dla mnie czasowo momentach, spróbuję nie tylko komentować ukazujące się artykuły i felietony pisane przez innych ale napisać coś samodzielnie – do Waszej oceny…
***
Słowo wstępne z początku 2011
Zaproszony zostałem do w miarę stałego pisywania tekstów o życiu i technice. Zacznę od tego iż przedstawić się będę w miarę postępów w mej “pisaninie” i przy okazji kolejnych felietonów. Jednocześnie, przyznaję że brak mi pomysłu na jakiś jednoznaczny tytuł tego cyklu. Proponuję więc aby tytuł takowy wymyślili czytelnicy – o ile moja twórczość się spodoba.
W zamierzeniu chciałbym zamieszczać krótkie opowiadania mające za tło nasze zderzenie z wszelkimi przejawami techniki, technologii i naszymi przygodami z nimi, czasem śmiesznymi czasem bolesnymi…Kiedyś w jakimś podobnym felietonie czytałem piękną historię o wycieczce naszych dziennikarzy reprezentujących gazety i czasopisma “techniczne” za żelazną kurtynę. Bo było to w czasach już “nowożytnych” ale przypadających na nasze przemiany ustrojowe. Dziennikarze nasi zostali zakwaterowani w niezłym hotelu. Po rozpakowaniu się po pokojach – na zbiórce przed rozpoczęciem programu zorganizowanego przez gospodarzy wywiązała się bardzo zajmująca dyskusja. Przedmiotem tejże dysputy stał się… przybytek pewien biały, a w zasadzie problem taki, że nie chce się spuszczać woda! Wpierw każdy myślał że akurat w jego pokoju jest niesprawne WC, ale zaraz się okazało że problem dotyczy wszystkich. Czyli nie jest to awaria ale jakiś nieznany mechanizm. Panowie i panie jakie wzięły udział w naukowej rozprawie na ten temat, jak na dziennikarzy naukowej i technicznej prasy przystało, udali się gremialnie do jednej z łazienek aby spróbować rozwiązać ten trudny problem. Nie działało kopanie, dotykanie, machanie ręką. Nie pomagało obmacywanie ścian. Po bardzo długich próbach i dywagacjach, w końcu odkryto zagadkowy mechanizm spuszczania wody! Po prostu odpowiedni czujnik był w pojemniku na papier toaletowy! Wyciągnięcie z rolki odpowiedniej porcji papieru uruchamiało spływ wody! I właśnie o takich “kolizjach” człowieka i techniki dla niego wymyślonej chciałbym pisywać… Mam nadzieję że uda mi się od czasu do czasu przykuć Waszą uwagę…
***
Oring
Pewnego razu w jednym z krajów bliskiego, a może raczej dalszego Wschodu, stanęliśmy przed wielkim problemem. W dosłownym sensie – nasz kontrakt stanął – przez brak głupiego, małego oringa! Przedmiotem prac kontraktowych było między innymi loop-testy i kalibracja całych zespołów zaworów w pewnej elektrowni. Niestety wszystko szło nie tak. Okazało się że problemem jest durny, maleńki oring w pilocie tego zaworu. Zaworów było dużo do przetestowania i z wszystkimi był dokładnie ten sam problem! Nasi Gospodarze po naszych pytaniach o części zapasowe uśmiechnęli się szeroko. Tak! Mamy! Japońska firma która montowała instalacje zostawiła części zamienne! No to super. Lecimy z jednym z miłych tubylców do wskazanego magazynu. Jest prawie wszystko. Tylko nie ma tych bzdurnych gumeczek. Bo te oringi były maleńkie – jakieś 2 milimetry średnicy zewnętrznej! Przeglądamy to wszystko jeszcze raz. Są jakieś cewki, rurki, styki, nawet wielkie membrany do głównych zaworów. Oczywiście zniszczone – bo już powycinane z nich elementy potrzebne do innych zaworów. Koszmar. Kontrakt stoi. Wszyscy się wściekają, czas leci a nam brakuje dwudziestu paru gumeczek! Telefony do Warszawy – nic nie pomaga – tam też nie są w stanie nam tego załatwić. Nic – tylko się rozpić – bo z tym problemu nie było – o czym może innym razem. Pełni czarnej rozpaczy wybraliśmy się w kilku nad piękne i ciepłe morze szumiące obok naszego miejsca zakwaterowania. Siedzimy na tej plaży smętni i głośno kombinujemy jak rozwiązać problem. Jeden z nas był nieprawdopodobnym palaczem – nawet w Ramadanie kopcił na okrągło – chowając się sprytnie w różnych instalacjach. Poczęstował nas papierosami, zapalili nawet ci co mówili że nie palą… I dalej wałkować temat uszczelki. Wtem siedzący obok mnie kolega który w czasie naszej burzy mózgów bawił się trzymaną zapalniczką nagle podniósł ja przed oczy i krzyknął “mam!!!”. Spojrzeliśmy na niego i wyciągniętą do nas zapalniczkę i chórem krzyknęliśmy “eureka!!!!”. Teraz szybko na piaszczystej plaży poszukaliśmy jakiegoś ustronnego miejsca, do tego dwa kamienie i za chwile zapalniczka została rozbita. A z niej drżącymi z emocji palcami wydłubaliśmy przepiękny, olejoodporny, na oko idealny do naszych celów oring! Na drugi dzień sprawdziliśmy czy pasuje nasza, tym sposobem zdobyta część zapasowa. Działało idealnie! Teraz wszyscy uczestnicy kontraktu dostali za zadanie przeszukania wszelkich miejsc i śmietników i zdobycia większej ilości starych zapalniczek. Okazało się to zadaniem łatwiejszym niż sobie można było wyobrazić! Tubylcy – nałogowi palacze wyrzucali zużyte zapalniczki wszędzie! W ciągu doby “wyprodukowaliśmy” ponad 40 tak potrzebnych oringów. Kontrakt ruszył z kopyta a dzięki temu odkryciu i uruchomieniu zaworów, dostaliśmy od w nagrodę rozszerzenie prac kontraktowych o malowanie szafek – co było proste, łatwe i wycenione tak że zarobiliśmy na tej czynności wielokrotnie więcej niż na “automatyce” jaką mieliśmy wykonywać. Ale o szafkach napiszę w innym miejscu. W zamian za to zamieszczę tu jakąś puentę – bo taka powinna chyba być? Po paru dniach dostaliśmy z Warszawy ofertę od producenta zaworów. Kompletny zestaw naprawczy ponad 1500 USD, jeden oring do zaworu – prawie 100 USD.
Polak jednak potrafi!