- Polityka
Opozycja musi sobie uświadomić jedną prostą rzecz…
- By krakauer
- |
- 12 kwietnia 2017
- |
- 2 minuty czytania
Opozycja musi sobie uświadomić jedną prostą rzecz. Już nawet nie chodzi o to, że musi się zjednoczyć, jeżeli chce wygrać wybory. To jest oczywistą oczywistością, której nikt nie podważa. Po tym, co rządzący robią w państwie, widać że będą robić jeszcze więcej i będą zmierzać w kierunku zmiany paradygmatu państwa przynajmniej formalnie neoliberalnego, na coś co często określają republikanizmem. Jeżeli opozycja chce w ogóle to przetrwać – musi się zjednoczyć, już nie ma co myśleć o zwycięstwie. Zmiany ordynacji wyborczej w samorządach mają charakter totalny, jeżeli dojdzie do wyboru w pierwszej turze, to będzie plebiscyt. Proszę się zastanowić, jak przy naszej ordynacji wyborczej, silnie wspierającej pierwszy najwyższy wynik – będą wyglądały wyniki? Jeżeli opozycja rozdzieli się na 2 lub 3 obozy, to miejsce 1 – najbardziej premiowane prawie wszędzie weźmie partia rządząca. Tego mechanizmu nie da się oszukać, więc albo będzie jeden kandydat całej opozycji na Wójta, Burmistrza, Prezydenta Miasta, albo to stanowisko obejmie kandydat partii rządzącej. Dokładnie tak będzie i to na terenie całego kraju.
W polityce najskuteczniejsze są zawsze najprostsze, najbardziej prymitywne i najbardziej bezwzględne chwyty. Ludzie pójdą i zagłosują, ordynacja zrobi swoje. W wielu miastach, jak i powiatach będzie tak, że dotychczasowi włodarze czują za punkt honoru udzielenie poparcia swojemu następcy. Jest to jedyny sposób na to, żeby zabezpieczyć status quo, czyli nie dopuścić do przejęcia władzy przez rządzących. Nie ma innego sposobu, niż blokowanie się.
Ponieważ zarówno rządzący jak i opozycja wiedzą dokładnie to, co wyżej napisaliśmy, a nawet więcej, ponieważ mają dostęp do specjalnie zamawianych sondaży, które potrafią przeliczać automatycznie na mandaty. Będzie rzeźnia. Po prostu rządzący mają za swój punkt numer 1 – spowodować, wszelkimi metodami, żeby opozycja się nie zjednoczyła. Jeżeli się zjednoczy, żeby wyłamał się chociaż jeden podmiot naszej sceny politycznej, ponieważ to przy przeliczaniu głosów od razu ich premiuje. W praktyce oznacza to dla opozycji, że powinna się zjednoczyć w imię zasady – wspólnego wroga, bo nie ma innego sposobu, niż wskazanie celu nadrzędnego. Różnice programowo-ideowo-personalne, pomiędzy poszczególnymi partiami i ruchami są tak duże, że nie da się tego wszystkiego połączyć na zasadach myślenia pozytywnego. Tylko myślenie negatywne i motywowanie się chęcią uniknięcia przegranej i zniknięcia ze sceny politycznej, może przełożyć się na dobry wynik.
O ile o programy nikt rozsądny się nie będzie spierał, bo takie bzdury po prostu nie interesują większości naszych polityków, to jeżeli chodzi o kwestie personalne, to mamy problem. Liderów jest wielu i to im odpowiada, ponieważ mogą sami napędzać motorykę sceny politycznej, zajmując się sobą. Jeżeli zaś mieliby wyłonić jednego lidera – lub liderkę, to jest po prostu niemożliwe w tej konfiguracji personalnej i pan prezes o tym doskonale wie. Warto zauważyć, że PiS właśnie tym się różni od opozycji, że on ma pana prezesa, którego największą zaletą jest jego niekwestionowany w tym środowisku autorytet. Ten autorytet jest zwiększany przez autorytet pewnego duchownego. Proszę nigdy nie lekceważyć siły tych środowisk, to potęga. Na lewicy już takiej osoby nie ma. Platforma Obywatelska ma pana Tuska, ale jego powrót będzie problemem dla tego środowiska, ponieważ dojdzie do kolejnych podziałów, chyba że się porozumieją? Dzisiaj nie ma osoby, która mogłaby być liderem opozycji. Wybranie kogoś bez charyzmy, skaże cały projekt na wygaszenie i rozmycie, ponieważ wyłonienie lidera musi oznaczać przyjęcie jego narracji, czyli podporządkowanie się wszystkich innych osób.
Właśnie tak powstało kiedyś SLD, proszę sobie przypomnieć ile tam wchodziło środowisk! Podobnie stworzono Platformę Obywatelską. Jest to jedyny sposób na to, żeby działać. Oczywiście liderów może być kilku, ale spory pana Milera z panem Kwaśniewski, czy to jak do jedynowładztwa z trzech liderów PO – doszedł pan Tusk, pokazują że liczy się tylko jeden lider, zdolny do zdominowania całego układu. To w PRL-u była Rada Państwa, już w Rzymie triumwirat skończył się wojną domową.
Co jest w tym wszystkim naprawdę najśmieszniejsze, nie ma żadnych realnych rozmów o zjednoczeniu, połączeniu potencjałów. Nic się w tym kierunku nie dzieje, a to oznacza, że jesteśmy w sytuacji po prostu śmiesznej. Wystarczy popatrzeć na kalendarz, każdy ruch w polityce w kontekście kampanii wyborczej to kwartał lub pół roku! Poza tym samo budowanie wizerunku wymaga czasu, z każdym dniem tracą. Z każdym dniem umacniają jedynowładztwo Prawa i Sprawiedliwości.