- Ekonomia
Opowiadanie bajek o końcu kryzysu…
- By krakauer
- |
- 11 sierpnia 2013
- |
- 2 minuty czytania
Opowiadanie bajek o końcu kryzysu nie zaszkodzi, jednakże każda bajka powinna opierać się na minimum prawdy, a w tym przypadku problem jest zasadniczy, otóż bowiem niezwykle trudno jest mówić o końcu kryzysu, co najwyżej o jego wejściu w fazę końcową. Samo opieranie się na wyprzedzających wskaźnikach, jak również informacjach dotyczących koniunktury albo jeszcze lepszych, czyli dotyczących odczuć przedsiębiorców – to mało. Trzeba zawsze twardych danych i długotrwałej obserwacji trendu pokazującej zmianę ilościową w gospodarce wielkich liczb. Tego jeszcze nie można powiedzieć o naszej gospodarce, tego jeszcze nie można powiedzieć o gospodarce europejskiej, jak również amerykańskiej. O gospodarce chińskiej natomiast można mówić w kategoriach zagrożeń związanych z podtrzymaniem jej strukturalnych zdolności do wzrostu – świat nie kupuje, Chińczycy się kurczą, a jak się kurczą (przyrost PKB) to zaczynają pojawiać się u nich ich różne dziwne problemy w rodzaju bańki mieszkaniowej, surowcowej i w ogóle problemów przeregulowanej gospodarki będącej hybrydą centralnego planowania i najdzikszego kapitalizmu jaki znamy.
Nie mamy z czego się cieszyć, że w zakresie jednego kwartału rośnie nasz eksport do strefy Euro, oczywiście to bardzo dobrze, jednakże to jedynie pierwsze dobre informacje od bardzo dawna. Daleko tu jest do stabilizacji, czy też normalizacji obrotów tzw. ich ciągłego wzrostu – do tego byliśmy przez ostatnie lata przyzwyczajeni. W praktyce oznacza to mniej więcej tyle, że musimy bardzo uważać, żeby być w stanie utrzymać swoją efektywność a na jej podstawie odbudować lub może nawet rozbudować potencjał. Póki co jednak, trzeba na wszystko reagować w sposób uczciwy, rząd nie może swoim pragnieniem sukcesu zdusić gospodarki. Może to się stać, jeżeli władza zacznie robić głupie ruchy, w tej chwili wszystko się liczy w tym także ewentualna dymisja ministra finansów – korzystna z punktu politycznego, niebezpieczna z powodów interakcji z rynkami.
Jest oczywistym, że nasza sytuacja generalna będzie końcówką trendów w strefie Euro, co do tego chyba nikt nie ma żadnych wątpliwości? Tutaj jest stabilnie i wygląda na to, że bezpiecznie. Rynki nie dały się uwieść panice i kraje południa produkujące mniej niż 5% PKB całej strefy w istocie nie znaczą nic więcej poza transfery, które dostają. Trzeba się natomiast martwić o Włochy. Mniej przy tym o włoską gospodarkę, dla której chaos jest swojego rodzaju stanem ustalonym, ale o politykę, która nie tylko już destabilizuje Włochy, ale nie jest w stanie dać jasnych odpowiedzi na istniejące w tym wspaniałym kraju pytania.
My nie możemy liczyć na to, na co prawdopodobnie liczy nasz obecny rząd, czyli, że zabiedzone, pozbawione pracy i rabowane wysokimi podatkami pośrednimi społeczeństwo zacznie znowu kupować. Cudów nie ma, jeżeli nie pojawi się dodatkowa masa pieniądza w gospodarce i nie będzie to pieniądz inflacyjny, to nie można mówić o wzroście obrotów ogólnych. Normalnie po kryzysie powinna się poprawić efektywność, no ale czy u nas przeprowadzono jakieś reformy? Może rząd przy pomocy programów publicznych znacząco poprawił infrastrukturę? Niestety nie wydarzyło się nic takiego, co znacząco wpłynęłoby na poprawę warunków prowadzenia działalności gospodarczej jak również warunki życia ludności. Energia dalej jest droga, co skutecznie hamuje rozwój przemysłu i podnoszenie poziomu życia. Niestety pomimo wydania i już prawie rozliczenia naprawdę gigantycznej ilości funduszy unijnych nie widać „kopa” czy też może lepiej pasuje słowo – bodźca – rozwojowego. Nie ma żadnej lokomotywy, która ciągnęłaby lub pchała naszą gospodarkę. Można skutecznie obronić tezę, że zaczynamy wychodzić z kryzysu wstając z kolan, skurczeni i wynędzniali, a przed nami cały szereg problemów strukturalnych, których nie da się rozwiązać bez politycznego konsensusu, a ten dzisiaj z powodów idiotycznych nie jest w tym kraju możliwy, chyba że wydarzy się cud.
Oczywiście gospodarka przyśpieszy, to jest kwestia czasu i stanu spraw w Europie. Gdybyśmy byli w stanie wypracować sobie równie silne relacje gospodarcze i podwoili eksport (bilansowany importem) np. do Chin lub na inne rozwijające się rynki, to wówczas mielibyśmy w gospodarce wypracowane pewne nadwyżki, które moglibyśmy swobodnie konsumować, a konsumpcja oznacza podatki, te oznaczają zwiększanie dochodów budżetu i funduszy, a to oznacza więcej pieniędzy dla państwa.
Jednakże nie oszukujmy się, żaden cud gospodarczy w naszym kraju nie nastąpi. Tak jak zmarnowaliśmy pieniądze unijne, znowu wydamy kolejne transze na inwestycje pozbawione bodźców do samonapędzania i kreatywności. Wydamy pieniądze, odnotujemy wzrost związany z bańką inwestycyjną a potem będziemy w czarnej i beznadziejnej d….e. Na własne życzenie, no może niektórym szczęśliwcom pozostaną kubki z wygrawerowanym logo funduszy unijnych i logotypem partii, która nami tak cudownie zarządzała…