- Ekonomia
Opodatkujmy „złe” banki i „złe” sklepy wielkopowierzchniowe!
- By krakauer
- |
- 14 grudnia 2015
- |
- 2 minuty czytania
Dzieje się! Rząd przystępuje do ofensywy gospodarczej, czeka nas dyskusja na temat podatku od banków, który będzie w istocie podatkiem majątkowym nałożonym na aktywa. W przypadku sklepów wielkopowierzchniowych również nie będzie łatwo, ale cechą charakterystyczną dwóch nowych podatków będzie praktycznie pełna zdolność do ich uniknięcia lub przerzucenia na klientów detalicznych. W konsekwencji rząd wymyślił genialne sposoby jak by tu jeszcze bardziej wydrenować kieszenie Polaków, oczywiście dla naszego dobra, żeby nam się lepiej żyło dostatniej i niektórzy mieli swoje słynne już „pięć stów”, których rzekomo nie zechce wprowadzić „zły” Trybunał.
To w jak idiotyczny sposób pozbyliśmy się w kraju kontroli nad systemem bankowym, przeprowadzając prywatyzację banków, powinno przejść do historii kapitalizmu jako przykład samo zniewolenia się Narodu i wydania państwa neokolonialistom na żer, bez przymrużenia oka. To było coś niesamowitego, zwłaszcza te słynne zapewnienia, że kapitał nie ma narodowości i biznes to jest biznes, inwestorzy przyjeżdżają do nas go robić, nikt nie zamierza np. blokować kredytu dla całych gałęzi gospodarki, tak żeby padły, a potem w zamian za grosze, żeby można było je przejąć lub zlikwidować po kosztach złomu.
Generalnie, żeby wziąć w Polsce kredyt pod działalność gospodarczą, trzeba dysponować wielokrotnym zabezpieczeniem, dzisiaj jest łatwiej, ale jeszcze kilka lat temu to był horror, jeżeli się nie miało ugruntowanej pozycji na rynku dającej obroty z wpływami na konto, nie miało się czego szukać w większości banków, po prostu uzyskanie sensownego kredytu na normalnych warunkach było prawie niemożliwe. Poza tym jest jeszcze coś takiego jak współpraca banku z kredytobiorcą, któremu może się nagle np. rynek zamknąć, wówczas banki pokazywały swoją prawdziwą naturę, a bankowe tytuły egzekucyjne w rękach komorników zniszczyły nie jeden budowany pokoleniami majątek. Chyba najgorzej w układach lokalnych, oczywiście nie wszystkich, ale jak się konkurencja fraternizowała z lokalną władzą, a to wszystko z lokalnym bankiem, to co tu opowiadać – wiele jest takich historii, powieści z kręgu płaszcza i szpady to nic przy tym, co się działo z majątkiem i życiem wielu ludzi.
Sklepy wielkopowierzchniowe to również przykład tego, jak bardzo Polacy nie potrafią się sami rządzić we własnym kraju. Przecież to nic innego jak dobrze zorganizowana logistyka z placówkami końcowymi w postaci własnych sklepów rządzących się specyficznymi prawami wobec rynku. Czy naprawdę trzeba być Francuzem, Amerykaninem lub Niemcem, żeby być w stanie w oparciu o system bazodanowy i zarządzania logistyką – stworzyć system dostaw do sieci dystrybucji, potem obserwując całość jak działa i na co jest zapotrzebowanie – maksymalizować zyski, korzystając ze skali i wypracowanych kanałów dotarcia? Okazało się, że niestety ta wiedza jest dla nas niedostępna, bo nawet sieć dyskontów zrobili u nas Portugalczycy i Niemcy! Polacy nie potrafią się organizować i właśnie handel hurtowy, handel masowy i logistyka w handlu FMCG jest dowodem na to, że nie mamy pojęcia o tym jak działa współczesna gospodarka. Jak również nie mamy dostępnych kapitałów umożliwiających kredytowanie tego typu biznesów, ale to patrz powyżej odnośnie banków.
To, że w tych procesach nie było państwa, bo z bankowości się wycofało a za handel nie miało mandatu się brać, to nic nie szkodzi, żeby stworzyć w kraju alternatywę dla zagranicznego kapitału realnie wspaniale drenującego nasz kraj wystarczy połączyć to co istnieje plus dodać zaufanie, że celem każdego nie jest oszukanie otoczenia. Jednak udało się to tylko stosunkowo nielicznym i tylko w niewielkim stopniu, jeżeli popatrzymy na udział w rynku. Dlaczego tak jest? Składało się na to szereg czynników, na pewno także samo podejście do budowy sieci dystrybucji – zakupy ziemi na wielką skalę w całym kraju, proszę pomyśleć jak w czasie ta ziemia pod centrami handlowymi w centrach miast zyskuje na wartości i jaką to jest doskonałą inwestycją samo w sobie!
Więc jeżeli szukać opodatkowania, to właśnie ziemi – kataster, tak żeby państwo partycypowało w zmianie wartości nieruchomości. Opodatkowanie de facto konsumpcji, to nic innego jak dołożenie kolejnych cyferek do VAT-u. W warunkach działania swobodnego przepływu kapitałów, nie da się oszukać międzynarodowej księgowości – ceny transferowe i inne triki decydują o tym, że się nie opłaca prowadzić działalności, albo się ją opłaca. Państwo na to nic nie poradzi – nie ma narzędzi. Natomiast nikt nam nie zabroni „łupić” tego typu podmiotów z tytułu właśnie podatku od nieruchomości, czy też lepiej jej wartości.
Jeżeli chodzi o banki to jest zasadniczy problem „wisienki na torcie”. Banki właśnie są wisienkami na torcie każdej gospodarki, sami popełniliśmy błąd, że zjadł je ktoś inny i co na to poradzimy? Obserwując sektor bankowy – bezwzględnie to jak sprawnie działa jest sukcesem samym w sobie, niestety jednak nie spełnia swojej roli w gospodarce i społeczeństwie zgodnie z oczekiwaniami. Tutaj właśnie należałoby zapatrywać się nad poszukiwaniem kierunków zmian, a nie na prostym opodatkowywaniu jego aktywów. Najlepszy byłby unijny podatek, który po prostu trzeba wprowadzić (nie chciał tego poprzedni rząd), co oczywiście odbije się na cenie naszych własnych papierów dłużnych, ale coś za coś. Miejmy nadzieję, że w dłuższej perspektywie uda się na tym zarobić jak będzie przybywało w Polsce kapitału. Jednak myśląc o bankach trzeba się zastanowić, co zrobić żeby były one bardziej dostępne dla przeciętnych zjadaczy chleba – bardziej promowały przedsiębiorczość itd. Oczywiście nie mówimy o tym, żeby coś im nakazać, to bank ocenia ryzyko i to jego podstawowe uprawnienie – jak bank nie chce, nie ma mowy żeby go zmuszać do udzielania kredytów! Jednak w innych krajach o kredyt jest o wiele łatwiej, a jest on też o wiele bardziej dostępny. Odra nie jest tak cywilizacyjną granicą jak San! To się musi zmienić, bo jest w interesie społeczeństwa, tylko jak tą zmianę zainicjować, to trzeba byłoby porozmawiać z samymi bankami, co nie jest możliwe pod pistoletem podatku, który będą musiały płacić w zasadzie bez względu na to, czy mają jakieś zyski, czy nie?