• 16 marca 2023
    • Ekonomia

    Ogólna koncepcja finansowania emerytur – reforma sprawiedliwa społecznie

    • By krakauer
    • |
    • 28 marca 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Kompromis emerytalny to chyba najbardziej zgniła ryba podrzucona społeczeństwu przez pseudochłopsko-liberalną elitę. Nic gorszego nie można było zaproponować, niż reformę emerytalną, w której tkwią pierwiastki niedoróbki, wymagające korekty a nawet odrzucenia. Jeżeli w istocie w ostatecznych decyzjach ustawowych dojdzie do zgniłego kompromisu, – którego istotą jest zachowanie przywilejów emerytalnych dla wybranych grup współobywateli – to nie jest to żadna reforma, tylko kolejne oszustwo, mydlenie oczu i publiczne okłamywanie narodu przez władzę.

    Dzisiejszy system emerytalny w naszym kraju składa się z szeregu podsystemów zróżnicowanych pod względem stopnia udzielanych wypłat do pozyskiwanych wkładów. Jeden z podsystemów, do którego należy dominująca cześć społeczeństwa można nazwać powszechnym i to jego dotyczy główna część reformy – to tutaj będziemy mieli do czynienia z określeniem wieku emerytalnego, tj. granicy lat życia, w których państwo wypłaci emeryturę. Pozostałe systemy specjalne odnoszą się do służb mundurowych, rolników, funkcjonariuszy organów sprawiedliwości i górników. Mamy także szereg zawodów, którym przynależy się szybciej świadczenie, ze względu na pracę w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze. Przykładowo, o czym niewiele osób wie nauczyciele z 30 letnim okresem zatrudnienia, w tym 20 lat wykonywania pracy w szczególnym charakterze, oraz nauczyciele szkół, placówek, zakładów specjalnych oraz zakładów poprawczych i schronisk dla nieletnich mający dwudziestopięcioletni okres zatrudnienia, z czego 20 lat wykonywania pracy w szczególnym charakterze w szkolnictwie specjalnym, mogą rozwiązać stosunek pracy na swój wniosek i przejść na emeryturę. Tego typu wyłączeń od ogólnej zasady jest bardzo wiele.

    Oznacza to, że mamy system emerytalny, silnie zróżnicowany po stronie wkładowej, czyli stażu pracy – a tym samym składek do systemu. I po stronie wydatkowej, czyli wypłat kwot emerytalnych osobom uprawnionym. Zróżnicowanie jest asymetryczne ci, co płacili krócej – a przez to przeciętnie mniej od średniej – otrzymają ponadprzeciętne emerytury i do tego z prawem uzyskiwania ich dłużej od uprawnionych do emerytury przeciętnej w okresie ustawowym. Problem składek i ich wysokości jest pozorny z dwóch powodów, po pierwsze składki osób pracujących w poprzednich okresach gospodarczych – jeszcze przed dewaluacją – w istocie w pełni się zdewaluowały i z punktu widzenia kapitałowego w istocie nie miałyby dzisiaj żadnego znaczenia – jeżeliby istniały. Po drugie, w istocie w ogóle nie ma żadnych składek, – ponieważ prawdopodobnie od zawsze są one para podatkiem, nigdy nie były akumulowane i reinwestowane, – jako kapitał na jakimś koncie, subkoncie w rozumieniu gotówki – cechującej pieniądz, jako najbardziej płynne aktywa. Osoby płacące składkę emerytalną – nie mają żadnego wpływu na jej zapłacenie lub nie, nie jest ona lokowana – nigdzie z wyjątkiem drobnych transferów do OFE, które reinwestują część składki. Cała reszta składek, jako pieniędzy zostaje w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i służy do wypłat bieżących emerytur. Nie ma żadnych składek, żadnych kont, żadnego realnego pieniądza. Jednakże nasz rząd – w wyniku epokowego błędu premiera Jerzego Buzka, zdołał wygenerować ponad 200 mld dług względem OFE w wyniku 10 lat źle funkcjonującej, źle zaprojektowanej i skazanej w momencie ogłoszenia na niepowodzenie reformy. Niestety nikt nie ma odwagi powiedzieć społeczeństwu, że składka emerytalna, którą ludzie płacą – w istocie jest podatkiem emerytalnym, na utrzymanie systemu wypłaty emerytur i wypłatę tychże świadczeń. To zakłamanie kosztuje nas bardzo dużo niejasności, ponieważ ludzie przeważnie żyją w przeświadczeniu, że na jakimś koncie – gdzieś – jakiś „ZUS” lub „KRUS” odkłada ich składkę, która procentuje i będzie im z niej wypłacać w przyszłości emerytury. Kreacja fikcji niestety się mści, w tej chwili mści się – poprzez nadmierne oczekiwania, społeczeństwa zdumionego faktem, że w ogóle jest jakiś problem emerytalny – skoro z takim trudem płaci się tak duże składki.

    Nie ma łatwych rozwiązań w dobie czekającego nas kryzysu demograficznego, podwyższanie wysokości składki – para podatku, nie rozwiąże sytuacji, ponieważ znacząco obciąży koszty pracy. Oczywiście wraz ze wzrostem wysokości pensji na przestrzeni najbliższych 20 – 30 lat, względna wysokość płaconych składek powinna rosnąć. Jednakże w świetle dostępnych symulacji to i tak nie pokryje kosztów utrzymania emerytów, ponieważ koszty życia wzrosną proporcjonalnie do zarobków – ekonomii nie da się oszukać.

    Problemem nie są tylko i wyłącznie wypłaty przyszłych emerytur. Równolegle coraz większym wyzwaniem są emerytury obecnych emerytów. Jeżeli porównamy stopę zastąpienia, obecnie przeciętnie sięgającą około 80% ostatniej pensji, a prognozowaną stopę zastąpienia dla obecnych 30 latków i jeszcze młodszych pokoleń, – jako około 30% lub mniej ich ostatniej pensji, to można się zapytać o sprawiedliwość społeczną – gdzie ona jest? Bo teoretycznie nie ma jej w naszym systemie obecnie rozdętym wysokimi kwotami emerytur. Jest zrozumiałym, ze cały system wypłat opiera się na solidarności międzypokoleniowej, osoby pracujące płacą na obecnych emerytów, jednakże, ponieważ przyznawane im wypłaty – ze względu na logikę systemu są „rażąco wysokie” (w ujęciu procentowym, jako stopa zastąpienia) i generalnie system wymaga dofinansowania z budżetu, czyli z deficytu budżetowego, czyli z kredytu – to nie ma tu solidarności społecznej. Dzisiaj czy to się nam podoba czy nie, mamy system, który na wypłaty stosunkowo wysokich emerytur obecnie uposażonym – zaciąga się dług, którego spłata obciąży ponownie – tych, którzy już dzisiaj na te emerytury się składają, albowiem te kredyty przejedzone przez dzisiejszych emerytów – ze względu na stosunkowo wysoką stopę zastąpienia, trzeba będzie spłacać z pieniędzy obecnie pracujących – a zarazem ich przyszłych emerytur. Wynika to z faktu, że kolejne pokolenie nie będzie w stanie udźwignąć kosztów długu dziadków – i wypłacać emerytur swoim rodzicom. Dlatego pokolenie obecnych 20-30 latków będzie miało tak głodowo niską stopę zastąpienia, płacąc okropny rachunek za luksus wysokich emerytów i przywilejów emerytalnych swoich rodziców. Jest to prawdopodobnie najbardziej doświadczone pokolenie od czasów wojny, którego wysiłek w pełni zostaje pochłonięty z jednej strony – przez koszta transformacji, a z drugiej już służy, jako pokrycie kosztów kapitału dla nowych beneficjentów systemu. Dlatego nie można się dziwić, że obecni 30 latkowie praktycznie nie posiadają dzieci. Najzwyczajniej w świecie nie jest ich na to stać, w tych realiach finansowych i systemowych, w jakich funkcjonują. Oczywiście zapłacą za to kolejną cenę po latach, jak będą dogorywać samotnie w domach starców, pod mostami lub na działkach – w nowych slumsach.

    Jednakże obecni emeryci nie są krwiożerczymi bestiami, żerującymi na systemie i zmuszającymi pracujące pokolenia do fundowania im – bajońsko wysokich emerytur. Sytuacja jest o wiele bardziej złożona, w wielkim uproszczeniu można wskazać, że ich wysokie emerytury – wedle oceny stopą zastąpienia – w istocie są głodowymi zasiłkami – daleko poniżej średniej krajowej, pozwalającymi funkcjonować na marginesie egzystencji. Jest to prawdopodobnie najbardziej skrywany problem, z jakim nasza elita postsolidarnościowa nie chce się w żadnej mierze zmierzyć. Po prostu pomiędzy progiem ubóstwa a przeciętnym dochodem – w naszym kraju nie ma jakiejś szczególnej różnicy. Zasiłki socjalne, zasiłki dla bezrobotnych, najniższe emerytury i najniższe renty – to wszystko oscyluje poniżej kwoty minimalnego wynagrodzenia za pełnoetatową pracę. W jaki sposób, ci ludzie potrafią przeżyć za 800-1300 zł miesięcznie – tego chyba nie wie i nie chce wiedzieć nikt z elity, ale taki obraz mają nasze przeciętne emerytury. Co więcej, w swojej istocie zupełnie nie ma znaczenia ile lat, kto pracował, jeżeli były to zwykłe stanowiska pracy nie uprzywilejowanej przez specjalne podsystemy pracownicze. Przykładowo – obecna emerytka nauczycielka, pobiera emeryturę dłużej i przeciętnie wyższą od obecnej emerytki pracującej całe życie w masarni. Obie przez całe życie zarabiały porównywalnie śmiesznie mało, jedna pracowała o wiele ciężej – a obecnie ma niższą emeryturę i jako osoba z poza systemu emerytur specjalnych – otrzymuje ją przeciętnie później niż emerytowana nauczycielka. Oznacza to w praktyce, że otrzyma mniej świadczeń emerytalnych – przy założeniu równości przeciętnej równości życia. I to wszystko w majestacie prawa – pracowała dłużej i ciężej, taka jest siła przywilejów emerytalnych. Najlepsze w systemie okłamywania społeczeństwa jest to, że najczęściej – ludzie ci, tego sobie nie uświadamiają, a już na pewno nie uświadamiają sobie faktu, że ich głodowo niskie emerytury – są wynikiem cudzych przywilejów.

    Problem emerytalny jawi się, jako węzeł gordyjski, dla którego nie ma rozwiązania. Z jednej strony narasta zadłużenie, – ponieważ państwo musi dokładać do systemu emerytalnego, bo składki są za niskie i jest ich za mało, z drugiej strony będzie musiało ograniczyć wypłaty – obecnie pracującym – przyszłym emerytom, ponieważ płacą tak dużo – (łącznie wszystkich danin) i zarabiają przy tym tak mało, – że nie jest ich stać na normalne funkcjonowanie i rozwój społeczny – np. poprzez założenie rodziny. W efekcie zyskają najbardziej pożyczający polskiemu państwu na przyszłe obecne emerytury, to oni są największymi beneficjentami systemu. Wszyscy mają świadomość, że zmniejszenie emerytur dzisiejszym emerytom oznaczałoby dla tych otrzymujących emeryturę przeciętną – śmierć głodową. Natomiast nikogo nie interesuje to, że dzisiejsi płatnicy – przyszli emeryci systemowo są na nią skazani.

    Prawdopodobnie są dwie drogi zlikwidowania tego problemu. Pierwsza – nazwijmy ją sposobem dochodowym, powinna opierać się na urealnieniu systemu, tj. podzieleniu wszystkich otrzymywanych składek przez liczbę emerytów i wypłatę każdemu – bazowej minimalnej emerytury wynikającej z podziału, – czyli wg. stopy zastępowalności pokoleń. Brakującą część – do przyznanego i obecnie otrzymywanego świadczenia – można by wypłacać z zadłużania państwa – lub w ramach konsensusu społecznego z podwyższenia – składki, – czyli w istocie podatku emerytalnego do poziomu adekwatnego do sumy wpłat. Byłoby to rozsądne ekonomicznie, ponieważ nie musielibyśmy tak bardzo państwa zadłużać, ale spowodowałoby dramatyczny wzrost kosztów pracy i obniżenie poziomu życia obecnie pracujących – już teraz – a nie w przyszłości jak będą otrzymywali emerytury. System sprawdziłby się, dlatego ponieważ w dłuższym okresie czasu uniknęlibyśmy skumulowanych odsetek, będących na przestrzeni 30-40 lat gigantycznymi kwotami. Zarazem byłoby to bardzo sprawiedliwe społecznie, przejrzyste i wszyscy widzieliby ile przywileje poszczególnych grup społecznych i osób – kosztują państwo! Czyli nas wszystkich. Drugą drogą mógłby być zmodyfikowany wariant pierwszy, modyfikacja powinna polegać na solidarnym partycypowaniu w kosztach utrzymania systemu przez finansowanie zwrotne ze strony osób obecnie otrzymujących świadczenie emerytalne, w tym w szczególności osoby, – które otrzymały je z tytułu uczestnictwa w podsystemach specjalnych. Punktem wyjścia byłoby jak powyżej – podzielnie sumy wszystkich składek – para podatku emerytalnego przez liczbę osób uprawnionych. Warto zauważyć, że wypłacana w ten sposób podstawa świadczenia emerytalnego – w istocie, co miesiąc, co kwartał – lekko różniłaby się, albowiem im więcej osób płaciłoby i im wyższe składki, a im mniej osób byłoby uprawnionych – tym wyższe byłyby wypłaty tej części świadczenia emerytalnego. Można by ją nazwać kwotą bazową, kwotą wynikającą z redystrybucji itp. (przypomnijmy nie ma żadnych składek – to czysta fikcja, dlatego mówimy o redystrybucji). Natomiast kwota ta byłaby uzupełniona przez część dodatkową emerytury – wynikającą z podwyższenia składki emerytalnej, dodania kolejnego podatku lub z zadłużania państwa, – ale tylko i wyłącznie do wysokości kwoty kwalifikowanej. To znaczy takiej kwoty, jaką władze publiczne – najlepiej w referendum – ustaliłyby, jako kwotę należnej każdemu emerytury, – której celem byłoby socjalne utrzymanie możliwości egzystencji w społeczeństwie. Prawdopodobnie byłaby to kwota rzędu 1500-2000 zł na osobę netto. Przy czym, mogłaby być w tej drugiej części różnicowana, w odniesieniu do dotychczas otrzymywanej emerytury, o odpowiedni wskaźnik wedle zasady – wypłacania nie mniej niż uzyskiwało się dotychczas, ale nie więcej niż górna granica kwoty kwalifikowanej.

    W efekcie – mielibyśmy system emerytur socjalnych z określoną ich górną granicą. Oznaczałoby to, likwidację wsteczną wszystkich przywilejów emerytalnych oraz z konieczności opodatkowanie wyższych emerytur niż górna granica kwoty kwalifikowanej. Jednakże, dla dominującej części społeczeństwa, które otrzymuje emeryturę poniżej 1500 zł oznaczałoby to dorównanie do tego poziomu, lub podwyższenie go poprzez wskaźnikowe zbliżenie do progu 2000zł. Na podstawie danych ZUS z 2011 można szacować, że dla około 60% obecnych emerytów nie byłoby żadnej odczuwalnej zmiany poza paro złotową różnicą w otrzymywanym świadczeniu. Dla około 20% oznaczałoby to drastyczną obniżkę do poziomu maksymalnego kwoty kwalifikowanej tj. 2000 zł a dla około 20% najniżej uposażonych oznaczałoby to dojście do progu egzystencji 1500 zł, czyli dolnego progu kwoty kwalifikowanej.

    Warto zwrócić uwagę, że prawdziwymi beneficjentami systemu byliby rolnicy, których obecne emerytury są przeważnie dużo poniżej dolnego progu zaproponowanej kwoty kwalifikowanej.

    Przy założeniu, że mamy obecnie w kraju 9-10 mln emerytów i rencistów (do szacowania lepiej przyjąć liczbę zaokrągloną do pełnych 10 mln dokładne dane można znaleźć tutaj) w tym mamy około 6 mln emerytów i około 3 mln rencistów – roczny maksymalny koszt utrzymania systemu emerytalnego na tym poziomie kosztowałby dla 10 mln uprawnionych od 180 mld zł do 240 mld zł. Co ciekawe, jest to poziom emerytur i rent wypłacany obecnie, w świetle najnowszych z publicznie dostępnych danych ZUS:

    • W marcu 2011 r. emerytury i renty w ZUS pobierało 7 442,2 tys. świadczeniobiorców. Najwyższy odsetek świadczeniobiorców, tj. 66,9% stanowiły osoby pobierające emeryturę. Rentę z tytułu niezdolności do pracy pobierało 16,1%, a rentę rodzinną 17,0% świadczeniobiorców.” [Źródło:] Struktura wysokości emerytur i rent wypłacanych przez ZUS po waloryzacji w marcu 2011 roku, Zakład Ubezpieczeń Społecznych, Departament Statystyki i Prognoz Aktuarialnych, Warszawa 2022, s. 2;
    • Łączna kwota świadczeń emerytalno-rentowych ogółem w Polsce w 2010 r. wyniosła 170 879 mln zł” [Źródło:] Emerytury i renty w 2010r., Główny Urząd Statystyczny, Warszawa 2012, s. 23.
    • Z pozarolniczego systemu ubezpieczeń społecznych wypłacono 155 131 mln zł z czego na wypłaty z ZUS przypadało 142 841 mln zł, z MON – 5 288 mln zł, z MS – 955 mln zł, z MSWiA – 6 047 mln zł, Kwota emerytur i rent brutto z KRUS wyniosła 15 748 mln zł” [Źródło:] Emerytury i renty w 2010r., Główny Urząd Statystyczny, Warszawa 2012, s. 23 (skróty red.)
    • Przeciętna miesięczna kwota emerytur i rent brutto z pozarolniczego systemu ubezpieczeń społecznych wyniosła 1 642,90 zł, w tym z ZUS – 1 588,95 zł, w KRUS 954,68 zł. Przeciętna miesięczna kwota emerytur i rent brutto z MON wyniosła 2 745,24 zł, z MS 2 802,12 zł, natomiast z MSWiA 2 673,74 zł.” [Źródło:] Emerytury i renty w 2010r., Główny Urząd Statystyczny, Warszawa 2012, s. 23 (skróty red.)

    Dodatkowo wiele ciekawych informacji zawiera „Plan finansowy Funduszu Ubezpieczeń Społecznych na 2011r.”.

    Zaprezentowane powyżej propozycje progów dla kwot kwalifikacyjnych odpowiadają widełkom około 60-70% obecnie pobieranych emerytur. To rozwiązanie oznaczałoby faktyczne podwyższenie rent, podwyższenie emerytur rolniczych i to znacznie, bo przeciętnie o około 40-45%. Konsekwencją reformy byłby spadek emerytur w systemach specjalnych przeciętnie o około 40-45%. Koniecznością byłoby ubruttowienie, czyli świadczenia emerytalne i rentowe byłyby zwolnione ze wszelkich obciążeń publicznych. Co więcej płacąc podatek emerytalny, płaciłoby się go od całości dochodów – a nie do progów określonych ustawowo jak obecnie. Dramatyczne rozwarstwienie społeczne uzasadnia takie kroki.

    Powstaje, zatem pytanie, czy jest to moralne, albowiem teoretycznie – osoby w systemach specjalnych, po pierwsze umówiły się z państwem na warunki specjalne, a dodatkowo więcej zarabiały. Wprowadzenie zaproponowanej powyżej reformy w oparciu o kwotę kwalifikacyjną na ujednoliconym poziomie oznaczałoby w oczach obecnych beneficjentów opodatkowanie ich świadczeń.

    Należy stwierdzić, że formalno-prawnie byłoby to możliwe, pod warunkiem ustanowienia specjalnego podatku od „ponad kwalifikowanych” emerytur, czyli 99% kwoty powyżej 2001zł. W innym wypadku, każdy z dotychczasowych beneficjentów mógłby zaskarżyć nowy system, – jako niezgodny z konstytucyjną zasadą ochrony praw nabytych.

    Patrząc na propozycję od strony moralnej, zaproponowana reorganizacja systemu jest jak najbardziej usprawiedliwiona. Albowiem dominująca część uprawnionych miałaby takie same świadczenia jak obecnie lub zbliżone, natomiast zlikwidowana zostałaby skrajna nędza emerytów, jako element systemu, za cenę obecnie uprzywilejowanych. Wszyscy mieliby mniej więcej po równo, a ściślej równo mało.

    System ten byłby czysty i klarowny dla wszystkich, wręcz powstałaby presja na to, żeby pracować i płacić składki – albowiem w interesie wszystkich byłoby pilnowanie szczelności systemu. Każdy łatwo mógłby się przekonać, jak wygląda jego emerytura – w oparciu o powszechną część składkową – wynikającą z podziału sumy składek, a ile uzupełnienia wymaga i z jakich źródeł.

    Proponowana reforma spowodowałaby spłaszczenie dochodów – dominującej grupy konsumenckiej, jaką są emeryci i renciści. Bardzo pozytywnie wpłynęłoby to na wzrost konsumpcji produktów masowych oraz poziom oszczędności – albowiem głównie na to a nie na dobra luksusowe – wydają pieniądze osoby o niskich dochodach.

    Prawdopodobnie najbardziej wartościowy byłby komponent wartości dodanej tego systemu dla przyszłych pokoleń, albowiem każdy pracujący wiedziałby, – że musi oszczędzać, aby mieć dodatkowe świadczenia, gdyż to, co płaci jest zwykłym podatkiem przejadanym na potrzeby finansowania obecnych emerytów, co jest naturalną koniecznością!

    Jeżeli do tego systemu dodano by całkowitą wolność zatrudniania się na emeryturze lub rencie, likwidację umów śmieciowych, możliwość opłacania składki dla osób pracujących za granicą – to znaczy umożliwienia otrzymania podstawowej emerytury, w zamian za określony poziom „dołożenia się”, zlikwidowano by przymusowość OFE – zastępując je wolnym rynkiem inwestycyjnym i lokatami emerytalnymi pozbawionymi opodatkowania od dochodów kapitałowych, to system – dzięki przejrzystości – pozbawiając złudzeń wszystkich i nie zadowalając wszystkich – byłby sprawiedliwy.

    Zagadnieniem odrębnym jest kwestia ustalenia świadczeń dla osób, które obecnie nie mają prawa do renty – emerytury z powodów składkowych, zastąpienia świadczeń socjalnych, dodatków chorobowych, pielęgnacyjnych itp. Wszystkie te kwestie można by rozpatrywać indywidualnie, jednakże jest to kwestia reformy systemu pomocy społecznej – a to już nieco inna problematyka, jednakże nie można mieć wątpliwości, – że zaproponowany system emerytalno-rentowy to w istocie system redystrybucji socjalnej no, ale nie da się zjeść „ciastka i mieć ciastka”. Inaczej niezwykle trudno będzie zapewnić emerytury obecnych 30 latkom i młodszym pokoleniom, – ponieważ nasz kraj wymiera i nie ma zastępowalności pokoleń. Warto przy tym pamiętać, że koszt proponowanej reformy – będzie oparty głównie na dochodach tych nieszczęśników, – których można określić straconym pokoleniem, podwójnych ofiar transformacji.

    Pamiętajmy, że stawką w tej reformie jest uniknięcie bankructwa państwa, czyli zdolności do wypłacania jakichkolwiek świadczeń, w jakiejkolwiek wysokości w ogóle! Dlatego mając świadomość, że nikt nie zgromadził żadnego kapitału – musimy się na nowo podzielić tortem którego niema, który trzeba dopiero wypracować!