• 16 marca 2023
    • Polityka

    O wojnę powszechną (nie)prosimy Cię Panie!

    • By krakauer
    • |
    • 27 stycznia 2022
    • |
    • 2 minuty czytania

    O wojnę powszechną (nie)prosimy Cię Panie! Tak, bez słowa “nie” pow. w nawiasie – słowami Adama Mickiewicza modliły się co najmniej dwa pokolenia Polaków, liczących na to, że tylko wielka zawierucha dziejowa, może oddać ich Ojczyźnie jakże upragnioną wolność. Tylko wielka wojna, w której mocarstwa zaborze, miałyby sprzeczne interesy, mogła przyczynić się do stworzenia konstelacji uwarunkowań, pozwalających na odrodzenie się państwa polskiego. To nastąpiło po 1918 roku, wydarzył się ten cud z wielkim wsparciem ze strony Francji, która miała w tym olbrzymi interes, przy akceptacji USA i ograniczonych sprzeciwach powstrzymujących ze strony Wielkiej Brytanii.

    Dzisiaj po latach, podobne postawy aksjologiczne i analogiczny ogólny kierunek potrzeb geopolitycznych, adresuje wielu ukraińskich nacjonalistów, którzy przejęli władzę nad dominującą częścią ukraińskiej przestrzeni państwowej w zamachu stanu. To w interesie ukraińskich nacjonalistów jest wojna ogólna, w której walczyliby także inni, a nie tylko oni. Oczywiście najlepiej ci, którzy są w stanie walczyć z Federacją Rosyjską skutecznie, a to pod pewnymi warunkami – potrafią na Zachodzie tylko Amerykanie, żadne inne państwo nie ma poważnej armii. Armii państw buforowych, pozornie będących członkami wspólnot zachodnich nie bierzemy pod uwagę, bo ich rolą jest bycie tzw. „mięsem armatnim”, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Chociaż oczywiście w interesie Ukrainy, byłoby włączenie do wojny Polski, albowiem jesteśmy krajem niestety silnie nasyconym rusofobią i nie kierujemy się w działaniach politycznych żadną logiką, a na pewno logiką własną. Z tego względu, włączenie nas do konfliktu może być stosunkowo łatwe i politycznie niesłychanie efektowne, jak również może mieć istotne znaczenie militarne, ponieważ na pozycjach wyjściowych jesteśmy w stanie przekierować dużą część rosyjskiego i białoruskiego potencjału obronnego, od granicy ukraińskiej. Generalnie nie można sobie z punktu widzenia nacjonalistów w Kijowie, wyobrazić lepszego scenariusza, niż wejście Polski i państw bałtyckich do wojny.

    Mniej więcej w połowie listopada w Polsce, była bardzo wysoka urzędniczka amerykańskich służb specjalnych – pani Avril Haines – Dyrektor Wywiadu Narodowego USA (Director of National Inteligence). To bardzo ważna osoba, pełniąca rolę „zwornika” i kogoś na kształt integratora wywiadu i tworzenia społeczności wywiadowczej, ale na poziomie danych. Ich analizy, opracowywania, wyciągania wniosków. To ciało powstało po 11.11.2001, kiedy to Amerykanie odkryli, że w zasadzie mieli pełną wiedzę o planowanych zamachach, tylko w różnych agencjach i często na różnych piętrach tych samych budynków. Ich wywiad i kontrwywiad cierpi na wielkie przerosty biurokratyczne i żyje własnym życiem. Ta pani skupia w sobie śmietankę z tego wszystkiego i wyciąga wnioski, które są jednym z kluczowych źródeł w informowaniu Prezydenta USA i najważniejszych czynników decyzyjnych.

    Oczywiście nie wiadomo o czym ta pani i towarzyszący jej przedstawiciele amerykańskich służb rozmawiali z naszym panem premierem i innymi urzędnikami. Z przecieków do mendiów (tu nie ma błędu), była mowa o tworzeniu koalicji państw międzymorza (czy trójmorza), w celu wspierania Ukrainy. Oczywiście dalej nie wiadomo, czy to była prawdziwa pozycja w agendzie spotkania, na pewno jednak stworzenie czegoś takiego, byłoby w interesie USA, albowiem mogłyby pokazać Ukrainie i Światu, że nie angażują się bezpośrednio, tylko przez sojuszników. W ten sposób Amerykanie zdjęli by z siebie odium bezpośredniości wejścia w konflikt siebie i NATO jako takiego. Byłaby mowa o lokalnej inicjatywie państw obawiających się Rosji, później już byłaby retoryka, że państw rusofobicznych, a my pełnilibyśmy rolę czarnego Piotrusia. Jest bowiem oczywistością, że w ten oto sposób wchodząc do wojny, zdjęlibyśmy z NATO i USA jakiekolwiek zobowiązania odnośnie jakiegokolwiek zaangażowania „na serio”. Ponieważ to my bylibyśmy – aktywni na kierunku wschodnim, realizując „swoją” politykę na Wschodzie. Ukraina zaś, byłaby strasznie się dąsając zadowolona, bo lepsze to, niż nic, w tym znaczeniu, że możliwe byłoby każde rozwiązanie, gdyż reset byłby szerszy. Proszę to dobrze przemyśleć!

    Na szczęście, czy to w wyniku celowego zaniechania, czy przez po prostu niemoc naszych władz, nic takiego nie miało miejsca. Chociaż państwa bałtyckie chętnie przekazałyby swoją starą zachodnią broń Ukrainie, a Rumunia chętnie przyjmie każde zachodnie myśliwce, to jednak nie ma chętnych do popełnienia samobójstwa rozszerzonego w regionie i ogólnego resetu w wersji turbodoładowanej.

    W naszym interesie, nawet już nie jako państwa, ale jako ludzi po prostu mieszkających tu i teraz i to bez względu na to, jaki mamy stosunek do jakiegokolwiek innego państwa w otoczeniu, jest zachowanie status quo. Ryzyko resetu naszej przestrzeni jest poważne. Nasze władze nie nadają się nawet do wprowadzenia certyfikatów covidowych (lub ich niewprowadzania), a co dopiero do prowadzenia gry z tak niesłychanie wysublimowanymi graczami, jakich mamy w otoczeniu. Nie mamy żadnych realnych sił, które miałyby powstrzymać negatywny scenariusz. Na sojuszników możemy liczyć mniej więcej tak, jak we Wrześniu 1939 roku, albo nawet mniej, bo wówczas chociaż zrzucali ulotki nad granicą, a dzisiaj głównie koncentrują się na malowaniu kredą wyrazów wsparcia na asfalcie i układaniu serc z pluszowych misiów. Tyle w temacie. To smutne, ale takie są realia.

    Jakakolwiek wojna w regionie będzie dla nas totalną katastrofą z wyjątkiem jednego scenariusza, który jest dość prawdopodobny. Jeżeli rzeczywiście sprowokowani Rosjanie zdecydowaliby się na pomoc powstańcom ukraińskim w przywróceniu porządku konstytucyjnego w ich kraju, a to by się udało w stosunkowo krótkim czasie, wówczas rzeczywiście doszłoby do zmiany układu sił w regionie. Ponieważ nikomu, kto rozsądnie myśli nie zależy na prowadzeniu długiej wojny, okupacji i wszystkim z czym ona się wiąże. Wojna partyzancka jest marzeniem spadkobierców OUN-UPA i ich atlantyckich mocodawców, ale nie przeciętnego mieszkańca Charkowa czy Kijowa! Ten scenariusz jest tylko w interesie ukraińskich nacjonalistów, którzy chcieliby w ten sposób zachować chociaż część terytorium z względnie posłuszną ludnością. Szybka zmiana władzy na Ukrainie jest w interesie wszystkich, w tym -najbardziej – samych Ukraińców. Dokąd udadzą się nacjonaliści, to sobie można łatwo wyobrazić i należy mieć nadzieję, że nasze władze mają na to gotowy scenariusz?