• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    O sposobach postrzegania rzeczywistości geostrategicznej

    • By krakauer
    • |
    • 02 listopada 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Myślenie geopolityczne jest przeciwieństwem myślenia ideologicznego, którego szczególnie szkodliwą formą jest mesjanizm a skrajnym wynaturzeniem dyktatura „jakoś tam będzie”. Celem myślenia geopolitycznego jest uchwycenie najważniejszych z punktu widzenia interesów danego państwa – elementów interesującej go rzeczywistości geostrategicznej, to znaczy rzeczywistości strategicznej uwarunkowanej geograficznie. Celem myślenia ideologicznego jest fikcja, a dokładniej nadmuchiwanie jej w celu zapewnienia chwilowych korzyści wewnętrznych dla określonych wyrazicieli tych poglądów. Dobrze jest, jeżeli ideologia przynajmniej uwzględnia geopolitykę, stanowi jakąś nieprzekraczalną granicę dla szaleństwa – jednakże niestety nie są to stałe uwarunkowania, gdyż ideologia rządzi się swoimi prawami i od pewnego momentu sama jest jedyną siłą napędową dla samej siebie.

    Różne kraje różnie podchodzą do postrzegania tej rzeczywistości, zależy to w znacznej mierze od ich charakteru, historii, specyfiki i interesów, jakie realizują. Kraje małe, z zasady mają interes skupiony wokoło własnej specyfiki i lokalności. Problemy ponad regionalne, wykraczające poza skalę rzeczywistości je bezpośrednio dotyczącej nie są należycie postrzegane, to znaczy nie stanowią podstawy w kształtowaniu wytycznych do poszczególnych polityk.

    Zdecydowanie inaczej do rzeczywistości podchodzą państwa duże i bardzo duże, oraz państwa posiadające elementy przewag komparatywnych nad innymi państwami w swoim otoczeniu. Przykładowo inaczej podchodzi do oceny sytuacji i wyrażania swoich aspiracji Singapur a inaczej Dżibuti. Powodów chyba nie trzeba tłumaczyć, przewagi komparatywne Singapuru są znane. Zatem, to, w jaki sposób państwo się samo postrzega zależy także od jego potencjału, w tym możliwych przewag względem otoczenia. Dlatego niezwykle ważne jest opieranie się na pragmatycznej ocenie możliwości, albowiem niezwykle trudno jest ulec zafałszowania obrazu podlegającego ocenie.

    Jeżeli zatem zgodzimy się, że mamy państwa opierające się na jakiejś ideologii lub wręcz mitologii w ocenie otaczającej je rzeczywistości – a państwa te stają w konfrontacji z innymi, opierającymi swój pragmatyczny osąd rzeczywistości o realia geopolityczne – celem identyfikacji przewag strategicznych, to jest oczywistym, że te drugie są naturalnymi wygranymi wszystkich procesów wynikających z interakcji.

    Podstawmy teraz na próbę realnie funkcjonujące państwa w miejsce krajów kierujących się ideologią oraz krajów ukierunkowanych na pragmatyczne poszukiwanie w rzeczywistości optymalnych orientacji strategicznych. O kraje kierujące się ideologią współcześnie jest niezwykle trudno, albowiem upadły, zniknęły albo nie mają w istocie żadnego międzynarodowego znaczenia. Do państw najznamienitszych spośród istniejących krajów silnie podbudowanych w wyrażaniu swojej polityki ideologią na pewno można w pierwszym rzędzie zaliczyć współczesny Izrael. Kraj ten jest konsekwencją przyjętej doktryny nacjonalistycznej przez historyczną diasporę żydowską. Izrael jest państwem narodowym, opierającym swoją misję na potrzebie zapewnienia miejsca do życia narodowi żydowskiemu, zgodnie z przyjętą ideologią wywodzącą się z żydowskiej kultury i tradycji – w szczególnym miejscu obiecanym Żydom, jako narodowi wybranemu przez Boga. Naprawdę trudno o bardziej klasyczny przykład państwa opierającego się na realizacji ideologii, nawet istniejące państwa komunistyczne (Korea Północna, Kuba) są o wiele bardziej w swojej konstrukcji pragmatyczne, albowiem nie są zorientowane tak nacjonalistycznie, a wręcz plemiennie i monokulturowo jak Izrael. Przypadkiem szczególnym nieistniejącego państwa opierającego się na mesjanizmie jest politologiczny fenomen „czwartej erpe”. Polega on na tym, że w razie ziszczenia się tej idei, nastąpiłoby powstanie pierwszego współcześnie państwa mającego misję polityczną do realizacji. Istniejącym państwem mesjanistycznym jest w sferze doktrynalnej Watykan, który ma misję głosić słowo Jezusa Chrystusa na ziemi do końców jej dni. Natomiast, jeżeli mielibyśmy wskazać kraj zorientowany pragmatycznie i wykorzystujący geopolitykę w pełnej skali to z pewnością można przywołać przykład Federacji Rosyjskiej, Niemiec, USA, Chin i wielu innych doskonale radzących sobie z rzeczywistością krajów, które bardzo celnie określają swoje interesy a następnie niesłychanie skutecznie je realizują.

    Jeżeli mielibyśmy w przyjętym powyżej schemacie umieścić nasz kraj – Polskę, to napotkamy na olbrzymią trudność poznawczą i realny problem z jakąkolwiek kwalifikacją. Niestety nasza ojczyzna jest bezbarwna i pozbawiona jakichkolwiek głębszych przejawów myślenia strategicznego. Nie chodzi tu o słabość rządu w zakresie planowania strategicznego, albowiem takowe jest i to wręcz modelowo żywcem przeniesione z najlepszych podręczników. Problem polega na tym, że w ogóle nie ma nawet świadomości dyskusji publicznej na tematy strategiczne, jak również niezwykle trudno jest zidentyfikować kwalifikujących się do szerszego dialogu dyskutantów. Najlepszym przykładem tej słabości jest taktyka polityczna jednej z partii opozycyjnych, która niedawno zaprezentowała kandydata na premiera technicznego. Równie dobrze mogła nieznanego szerzej profesora mianować swoim przedstawicielem do kontaktów z „ludami Marsa południowego”, albo „okolic Andromedy”. Skutek dokładnie ten sam – zero wpływu na rzeczywistość, jedynie marnowanie czasu i uwagi pozornym zagraniem na scenie politycznej.

    Naszą mizerność na scenie geopolitycznej przy określaniu interesów geostrategicznych najlepiej widać przy niezdolności do wyznaczenia celów polityki energetycznej i ich realizacji. Chodzi oczywiście o przykład gazociągu północnego. Prześledźmy hasłowo, – co zrobili polscy decydenci w tej sprawie. Otóż, najpierw się oburzono, porównując gazociąg do paktu definiującego ostatni rozbiór Polski, tutaj nie można odmówić trafności. Potem zupełnie się obrażono i jakiekolwiek rozmowy o przystąpieniu Polski do tego projektu z przyczyn doktrynalnych, jako absolutne pryncypium doktryny „NIE” było już niemożliwe. W czasie budowy próbowano nieskutecznie przeciwstawiać się temu procesowi – beznadziejnie lobbując w Brukseli i państwach, które zgodziły się, żeby przez ich wody terytorialne przebiegał gazociąg. W ostateczności fakt zakończenia budowy i oddania do użytkowania został generalnie przemilczany przez władze naszego kraju. W zamian za to spróbowaliśmy taktyki ucieczki do przodu, najpierw poprzez hurraoptymistyczne spazmy na temat gazu niekonwencjonalnego, a następnie – w sferze realnej decydując się wybudować gazoport.

    Jakie są skutki takiego podejścia? Pełne wykluczenie z europejskiego rynku gazu, stworzonego dla potrzeb Niemiec. Teoretycznie jest to sygnał polityczny „boimy się Niemiec”, jednakże w praktyce jest to głupota ekonomiczna, albowiem w przypadku wrogości Niemiec nie tylko nie byłoby możliwe kupowanie od nich rosyjskiego gazu, ale szczególnie utrudnione sprowadzanie go tankowcami przez morze. W realiach ewentualnego konfliktu i tak na nic się nam zda gazoport, albowiem zostanie natychmiast zajęty, poza tym wcześniej można banalnie blokować do niego dostawy. Wydobycie gazu ze źródeł niekonwencjonalnych to nadal wielka niewiadoma i nie można polegać tylko na tej technologii i wirtualnym gazie, którego nie ma.

    Wniosek? Naprawdę nie wiadomo gdzie na przedstawionej wyżej skali umieścić Polskę. W ogóle niezwykle trudno jest w jakiejkolwiek formule opisać nasz kraj. Samo zdefiniowanie naszych interesów jest chyba niemożliwe. Przecież nawet nasz wieloletni dogmat – swoisty fetysz mający na celu dołączenie do struktur zachodnich właśnie bierze w łeb, albowiem Polacy dali się znowu nabrać i pomylili środek do realizacji celów (strukturę dobrobytu i bezpieczeństwa) z celem właściwym (dobrobytem i bezpieczeństwem). No, ale cóż widocznie taki jest nasz smutny i nieciekawy los.