- Polityka
Czy Niemcy i Rosja mogą dogadać się ponad naszymi głowami?
- By krakauer
- |
- 28 marca 2014
- |
- 2 minuty czytania
Pytanie o to, czy Niemcy i Rosja mogą dogadać się ponad naszymi głowami w istocie nie ma sensu, ponieważ te dwa kraje cały czas to robią. Nie chodzi tu o jakąś szczególną miłość Niemców do rosyjskiej kultury, ani podziw Rosjan dla niemieckiej techniki – liczą się interesy rozumiane w sposób do bólu pragmatyczny. Oba kraje mają to, czego potrzebują nawzajem w ilościach adekwatnych do swoich zapotrzebowani – wymiana jest korzystna dla obu stron, dlaczego więc mieliby jej nie prowadzić lub z niej zrezygnować?
Dzisiaj w Berlinie po cichu błogosławi się Kanclerza Schrödera, jako wielkiego budowniczego gazociągu na dnie Bałtyku, dzięki któremu Niemcy, niemiecki przemysł, niemieckie gospodarstwa domowe – mają zapewniony nieprzerwany dopływ gazu prosto od producenta. Ta genialna inwestycja uniewrażliwiła oba kraje na to co się dzieje pomiędzy nimi, a jak widać ówczesne przewidywania ich strategów i planistów geopolitycznych były słuszne. Przy czym proszę pamiętać – w budowie gazociągu mieliśmy swoją rolę także i my, proszę zgadnąć który rząd w RP – stanął okoniem w kontekście opłat za udostępnienie możliwości budowy instalacji oraz w sprawie banalnego światłowodu, który rzekomo przebiegałby przez nasze terytorium bez naszej „kontroli”. Jakie to było porażające! Jakie to było naiwne! Jakim to było wspaniałym dowodem na nieobliczalność Polaków! Musimy pamiętać, że w takich sprawach poza sferą faktów, bardzo ważna jest sfera PR-u, którą się po prostu kreuje na użytek udowadniania przyjętych hipotez, dla pokazania opinii publicznej i innych spraw związanych z polityką.
Z punktu widzenia Niemiec i Rosji – inwestycja w gazociąg bałtycki – była mianownikiem ułamka, którego licznik się właśnie wypełnia poprzez działania na Ukrainie. Bez gazociągu sytuacja byłaby o wiele bardziej skomplikowana, albowiem posiadalibyśmy środek bezpośredniego oddziaływania na potęgę Niemiec i dochody Rosji w perspektywie średniookresowej. No ale jest tak jak jest, oni mają gazociąg, a my nie mamy nawet gazoportu, zdaje się nawet że chyba Litwini zbudują swój szybciej, a na pewno taniej!
Jednakże z punktu widzenia stabilności sytuacji w Europie, biorąc pod uwagę emocjonalność naszych niektórych polityków oraz brak absolutnej pewności co do tego, czyje tak na prawdę interesy reprezentują niektórzy z nich – może to i lepiej, że Niemcy i Rosja porozumiały się ponad naszymi głowami w sprawie tak strategicznej jak dostawy gazu, albowiem w przypadku gdybyśmy mogli namieszać kierując się emocjami to być może pojawiłaby się konieczność stabilizowania sytuacji wewnątrz Polski. Nie chodzi o działania zbrojne, to by było niemożliwe ze względu na NATO, przynajmniej tak długo jak nie udałoby się udowodnić, że to my zaatakowaliśmy pierwsi – chodzi bardziej o działania PR i soft power w Polsce zlecane przez czynniki zewnętrzne poprzez swoje silne medialne i intelektualne podmioty wpływu. Nie trzeba wiele rozumieć i kombinować, wystarczy popatrzeć kto kontroluje większość mediów w Polsce i co jest bardzo ciekawe, dlaczego w kraju pochodzenia tego kapitału nie mają one prawie wcale stałych przedstawicieli!
Nie możemy być dłużej naiwni jak dzieci i nie możemy nie zauważać tego, że Niemcy mają zupełnie inną wizję polityki wschodniej niż Polska. Przecież od samego początku wszelkie nasze wysiłki w tym zakresie były po prostu niezauważane. Polityka wschodnia nie miała priorytetu formalnie z powodu kryzysu na południu, w praktyce ze względu na dalekosiężne cele Berlina, które wykraczają nawet poza wartość trwania w Unii Europejskiej i NATO. Musimy wreszcie otworzyć oczy i zdać sobie sprawę, że Niemcy są potęgą! Mocarstwem! Bardzo bogatym krajem, dla którego Unia Europejska jest środkiem do realizacji celów ich polityki a nie celem tejże jak w naszym przypadku. Natomiast NATO powstało m.in. po to, żeby trzymać Niemcy militarnie w ryzach i pod kontrolą państw europejskich i potęgi USA. Jednakże też nie możemy być ślepi – bo potęgi USA dzisiaj w Europie już nie ma. Po aferze z Edwardem Snowdenem – proszę nie mieć wątpliwości, jak potraktowali Niemcy podsłuchiwanie własnej Kanclerz i szeregu urzędów federalnych (nie mówiąc już o prawdopodobnym podsłuchiwaniu biznesu). Z powyższych względów nie ma co się dziwić, że Berlin może być chłodny dla ewentualnych planów Sojuszu – wejścia na stałe z liczącym się potencjałem do krajów Europy centralnej, a w tym w szczególności do Polski. Naprawdę nie bądźmy naiwni.
To co nie jest w interesie Niemiec nie będzie przez Niemcy popierane. Wzmocnienie Polski realną obecnością potęgi militarnej USA w regionie oznacza, że pomiędzy Berlinem a Moskwą pojawi się problem włączenia w ewentualny konflikt USA. Tego wszyscy, włącznie z USA jak dotychczas woleli uniknąć. Nie wiemy jaka będzie dalsza polityka Niemiec, nie wiemy jak długo Unia Europejska – będzie się im dalej opłacać. Musimy pogodzić się z faktem, że wszystko ma jakieś swoje granice, w tym także dotychczasowy układ geopolityczny. Naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Republika Federalna Niemiec wystąpiła z Unii i z NATO – ogłaszając neutralność, własny program budowy broni jądrowej i co? Dalej będziemy musieli Niemców lubić i szanować, co więcej jeszcze bardziej zabiegać o ich „względy” i „zrozumienie”.
Przez ostatnie dziesięć lat zmorą nielicznych myślących polityków i analityków w Polsce było zatroskanie o to, że Rosja bardzo skutecznie na wszystkich możliwych polach próbowała rozgrywać kontakty z krajami Unii Europejskiej w sposób bilateralny – czyli Moskwa-Londyn, Moskwa-Rzym, no i oczywiście Moskwa-Berlin. Tym sposobem mistrzowsko rozgrywano całą wspólnotę – dając „cukierki” poszczególnym krajom. Proszę sobie przypomnieć jak zafascynowany Rosją i jej Prezydentem był były premier Włoch pan Berlusconi! Francuzi sprzedali okręty! Niemcy mają gaz i stopniowo dokonują modernizacji technicznej Rosji, Włosi też swoje dziobnęli. W zasadzie każdy coś dostał z wyjątkiem – zgadnijcie państwo, którego kraju? Czy nasi politycy nie chcieli widzieć, że najczarniejszy scenariusz rozbierania relacji z Unią Europejską na kawałki – był stale, mozolnie i krok po kroku z mistrzowską precyzją realizowany?
Nie oszukujmy się chociaż sami Panie i Panowie! Właśnie dzisiaj ta polityka zbiera żniwo – żenujące sankcje wobec Rosji, które jej władze wkalkulowały w znacznej mierze w koszty „kryzysu”, po czym sytuacja się unormuje. Wszyscy na zachodzie wiedzą, że po casusie Kosowa, gdzie prawem silniejszego wyrwano Serbii kawałek jej „serca” – bardzo efektownie przy tym upokarzając Rosję – wszystko było możliwe i to właśnie się realizuje. Czyli w rozumieniu zachodnich decydentów – będzie równowaga. O nią przecież najbardziej chodzi w relacjach międzynarodowych. To ona gwarantuje status quo.
Reasumując powyższe – zejdźmy na ziemię, pamiętając że dobrze jest mieć pod nogami asfalt! Nie trzeba się od razu okopywać, budować barykady i machać flagą – pod hasłem, że się nie zgadzamy, że zostaliśmy „wystawieni” i oszukani (jak zwykle). Po prostu nie mamy polityków (w większości) o odpowiedniej klasie – umożliwiającej rozumienie natury i tła procesów, których świadkami w jakiejś mierze jesteśmy. Naprawdę, to że ktoś poklepuje naszych polityków po pleckach, zwłaszcza jak ładnie mówią po angielsku o niemieckich czołgach to jeszcze nie oznacza, że jesteśmy realnym partnerem, za którym się stanie w obliczu realnego zagrożenia i konfliktu. Nawet obdarowywanie nas sprzętem wojskowym, czy też jego sprzedaż po cenach „super promocyjnych”, to tylko gesty. W naszej sytuacji geostrategicznej żadne dwieście kilkadziesiąt czołgów – nawet najlepszych na świecie nie zapewni nam bezpieczeństwa. Prędzej dwieście kilka głowic z wiadomo czym, ale na to już chyba jest zbyt późno i nikt poważny nam nie pozwoli na zbudowanie własnego potencjału odstraszania.
Można tylko dodać, że już widać, a po najświeższej publikacji Frankfurter Allgemeine Zeitung „Der verborgene Teil deutscher Außenpolitik” autorstwa pana Nikolasa Busse na temat natury relacji niemiecko-rosyjskich – można mieć ku temu pewne przesłanki, że już zaczynamy przegrywać i czas gra na naszą niekorzyść. W odpowiednim momencie kolejnej odsłony kryzysu, która może być – pojutrze, za 20 lat lub za 4 miesiące – zostaniemy poddani kolejnej próbie najpierw lojalności, potem zachowania – czy nie sprawimy problemów i ewentualnie jakich, a następnie zostaniemy odpowiednio potraktowani. Proszę się nie oszukiwać i nie mieć złudzeń – w polityce międzynarodowej liczą się pieniądze. Emocje nie mają znaczenia. Oczywiście nikt nie będzie do nas strzelał, co najwyżej stabilizował sytuację po tym jak w jakimś kolejnym sztucznie wykreowanym szaleństwie (przez usłużne media głównego nurtu) rzucimy się sami sobie do gardeł. Naprawdę o prowokację jest bardzo łatwo, a potem można stabilizować, zapewniać bezpieczeństwo, w obronie praw człowieka no i oczywiście „uciskanych” mniejszości.
Jako Polacy, a nawet po prostu ludzie rozsądni i pragmatyczni – wyciągający naukę z lekcji historii oraz rozumiejący to co się ujawnia dookoła – nie możemy żyć złudzeniami. Za złudzenia płaci się krwią i niewolą!
Dlatego – żadnych złudzeń, żadnych, absolutnie – zupełnie żadnych, ani odwołania do modlitwy już nie mówiąc o tym „że jakoś tam będzie”, albo że „sytuacja się ułoży”! ZAWSZE TRZEBA PRZEWIDYWAĆ NAJGORSZY SCENARIUSZ – A W NASZYM PRZYPADKU CO NAJMNIEJ DWA ALTERNATYWNE NAJCZARNIEJSZE SCENARIUSZE! Dzisiaj liczy się tylko „tu i teraz”! Jutro będzie się liczyć tylko czysta Realpolitik (i to chyba tylko w czystym – najbardziej atawistycznym, klasycznym wydaniu). Jednakże tutaj pojawiają się wątpliwości, czy „docelowa plansza do gry” zakłada naszą realną podmiotowość? Jeżeli tak, to rodzi się pytanie – którego nie bójmy się zadać zawczasu – w jakich granicach? Miłej soboty i niedzieli…