• 16 marca 2023
    • Religia i państwo

    Niedostrzegana dziura w wykładni dogmatów chrześcijaństwa

    • By krakauer
    • |
    • 15 kwietnia 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Jakiekolwiek dywagowanie o sprawach zasadniczych w kwestii religii bez względu na sposób podejścia – zawsze jest narażone na zarzut bluźnierstwa w obrębie przyjętych dogmatów. Znaczna część oficjalnej egzegezy to wynik prac ojców i doktorów Kościoła, część jest zaczerpnięta z dorobku talmudycznego, gdzieniegdzie przejawiają się resztki doktryn z religii antycznych. Jakkolwiek by się Chrześcijaństwo, jako kompleksowy system myśli nie broniło – jest w nim mimo oryginalności przekazu zbudowanego na wspomnieniach o czynach i słowach Jezusa z Nazaretu także sporo przeniesień.

    Inne niezwykle ciekawe sprawy, w tym właśnie także te dotyczące spraw zasadniczych są przemilczane, wręcz w ogóle nie występują, jako zagadnienia i to przez dwa tysiące lat – nie porusza się pewnych płaszczyzn i w ogóle nie patrzy pod pewnymi kątami na sprawy naprawdę fundamentalne. Przykładem totalnym jest w ogóle porzucenie Starego Testamentu przez wyznawców Chrystusa, jednakże czasami przywoływane – głównie wtedy, gdy jest to wygodne i gdy trzeba coś wytłumaczyć lub osadzić w szerszym kontekście.

    Jednym z takich nieporuszanych zagadnień jest kwestia sprzeczności, czy też niedorozumienia pomiędzy: nieskończoną miłością Boga do człowieka, poszanowaniem przez Boga ludzkiej woli a skazywaniem nas na cierpienie doczesne, ograniczone ryzykiem potępienia. Otóż rozważający te same sprawy, co najmniej dwa razy dłużej od nas Żydzi – zadają bardzo istotne pytania, m.in. jak to jest, że skoro Bóg szanuje naszą wolę – to, dlaczego się nas nie zapytał o to, czy chcemy istnieć? Na Jego warunkach przecież i w świecie stworzonym w oparciu o Jego założenia. Ujawniona tu oczywista sprzeczność logiczna nie ma zastosowania dla Boga, czy też nie powinna mieć, albowiem jest oczywistym, że nie można się spytać nieistniejącego bytu przed jego stworzeniem, czy chce istnieć. Jednakże czymże jest ten problem logiki – tego doskonałego dzieła starożytnych Greków – dla nieskończonego i wszechogarniającego Boga? Z Jego perspektywy sam fakt nie istnienia człowieka nie może go ograniczać, jeżeli bowiem by go ograniczał – nawet do przyjętego przez Niego samego paradygmatu – to być może nie znaczy jeszcze, że nie jest wszechmogący, ale na pewno, że jest konsekwentny. Czy może lepszym terminem byłoby – zdolny do „samoograniczenia się”. Z pewnością nie można próbować obejmować Boga logiką, albowiem to tylko wytwór ludzkiego umysłu – nie ma znaczenia jak przenikliwy, kompletny i zupełny oraz potwierdzony matematycznie. Musimy pamiętać, że żadna nasza miara nie odnosi się do Boga, może w jego ludzkiej postaci – Jezusa, jednakże z dostępnych interpretacji psychologicznych jego osobowości wynika o wiele więcej niż jesteśmy w stanie pojąć. Właśnie, bowiem z aparatem pojęciowym odnoszonym do Boga mamy tutaj problem – podobnie jak z oglądaniem wszechświata przez dostępne teleskopy, – co kilka lat lepiej i widzimy więcej, ale to nie są nawet promile całości! Pamiętajmy, że nawet, jeżeli wszechświat jest „skończony”, bo się rozszerza – to mimo wszystko rozszerza się on w ramach jakiejś większej całości. Jeżeli więc prawdopodobnie nigdy nie będziemy w stanie poznać materialnego wszechświata – to jak chcemy poznać Boga tego, który to wszystko stworzył?

    Jest to naprawdę istotny problem, albowiem, jeżeli jako podległe Stwórcy – stworzenia zostaliśmy powołani do istnienia z jego woli a nie naszej, a jego miłość jest nieskończona i tenże zna odpowiedzi na wszystkie pytania zanim te zostaną postawione to, po co poddaje nas próbie życia opartej na dokonywaniu wyborów, oznaczonych, jako właściwe na podstawie dość mglistego i obdarzonego skazą ręki ludzkiej przesłania? Co więcej – przecież całe przesłanie może runąć jak domek z kart, jeżeli tylko odrzucimy podstawę, – czyli wiarę. Jeżeli bowiem nie wierzymy w istnienie Boga, jako bytu ponad wszystkim i wszech ogarniającego – to możemy dowolnie modyfikować zasady, co więcej możemy ustalić własne, a przynajmniej obowiązujące przez okres ich uznawania, w ten sposób w kilka pokoleń można zapomnieć o „dobrej nowinie”, a ruiny starych świątyń Chrześcijan będą przypominały ruiny Greków, Rzymian, Egipcjan i innych, których nawet nie potrafimy nazwać, ponieważ wymykają się z ram uznawanej za standardową archeologii.

    Jeżeli więc godzimy się – poprzez wiarę – na to, że Bóg sam się ograniczył – znając ostateczny wynik wszelkich interakcji i dokonanych wyborów, tylko po to, żeby poddać nas próbie opierającej się na dokonywaniu wyboru, to w konsekwencji rzeczywiście musi być on nieskończenie miłosierny, albowiem, po co obserwować jak dzieło się psuje? Prościej wszystko odpowiednio wcześniej zmienić – niszcząc. Ten – wielki „Demiurg” – jednak tego nie robi, w pełni ponosi konsekwencje tolerowania nas i naszych ułomności, – chociaż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jaki będzie ostateczny wynik całości. Rodzi to jednak jeszcze ciekawsze pytania, – jeżeli bowiem stworzył nas godząc się z tym już w momencie stworzenia, że część z nas pójdzie na zatracenie to, po co nas stworzył? Przecież, jeżeli człowiek na początku istnienia widział całą przyszłą swoją drogę życia – tak jak widzi ją Bóg, czy człowiek dokonywałby złych wyborów prowadzących do zatracenia? Nie wiemy czy ten wariant nie był też testowany! Pomijając już taki, szczegół, że tak naprawdę nie wiemy czym będzie zatracenie – na podstawie dostępnych źródeł można je interpretować jako absolutny brak nadziei i absolutny brak Boga, no ale czy przypadkiem – wiele osób tak nie żyje na co dzień? Jednakże, jaki ma sens tworzenie własnych stworzeń – pozwalanie im na wolną wolę, bez wyrażania zgody na inicjację istnienia – tylko po to, żeby znosić z ich strony cierpienia i obrazy? Ponieważ Bóg jest wszechogarniający – nie może nie być na te i inne pytania odpowiedzi. Oczywiście my możemy nie być zdolni i prawdopodobnie nie jesteśmy zdolni ich zrozumieć.

    Gdybyśmy odpowiedzieli, że dzieło stworzenia jest sposobem Boga na własną nudę – to tym samym zaprzeczylibyśmy jego nieskończonej doskonałości, której nie potrafimy ani nazwać, ani wyrazić, ani pojąć, ani zrozumieć! No, bo jak Bóg może się nudzić? To nie tylko oczywiste bluźnierstwo, ale i mierzenie Jego nieskończoności ludzką miarą, – czyli same błędne założenia. Mówiąc wprost – strata czasu, ponieważ wystarczy wierzyć…

    Reasumując – nieskończony i wszechpotężny szanuje naszą wolę od momentu nabycia przez nas swobody w zakresie samoświadomości do momentu jej utraty. Bez względu na nasze wybory – On zna wszystkie odpowiedzi zanim jeszcze powstaną pytania – On jest ponad tym! Do tego nieskończenie nas miłuje, – jako swoje dzieła i jest nieskończenie miłosierny. Około 4500 lat temu objawił się Abrahamowi i przekazał mu swoje 10 praw podstawowych o charakterze uniwersalnym. 2000 lat temu – przysłał nam samego siebie, w postaci dla nas zrozumiałej, jako swojego syna, tylko po to, żeby tenże, – czyli On sam się za nas złożył w ofierze przebłagalnej przed nim samym, oczywiście w ofierze za nas – postrzeganych, jako continuum od momentu stworzenia „Adama” do ostatniego urodzonego człowieka. Z tej ofiary i spuścizny, jaką nam zostawił na tym świecie – powstało przesłanie stworzone ręką człowieka na podstawie wspomnień, ale pod natchnieniem Ducha Świętego, czyli jeszcze innej „formy” Boga, która została nam zesłana i odczuwamy ją we własnych sumieniach, na co dzień. Na podstawie wykładnie treści z tej księgi oraz z tego, co wybrano z dorobku potomków Abrahama – ukształtowano strukturę ideologiczno-filozoficzną, której podstawą jest wiara w to, że Jezus – jest Bogiem a 4500 lat temu Abraham otrzymał uniwersalne 10 praw. W wyniku przestrzegania tych praw i czerpania z nauki Jezusa, w egzegezie następców jego uczniów – zwykli ludzie mogą dostąpić zbawienia, czyli wiecznej samoświadomości ponad materialnej przy boku Boga stwórcy.

    Wszystko wspaniale, komplementarnie i jedno wynika z drugiego. Jednakże można zapytać, po co to wszystko? Tego nie potrafimy niestety zrozumieć, nawet jakby nam to objawiono. Jednakże, w jakim celu? Może wychodzimy ze złych przesłanek? Może nie do końca to wszystko rozumiemy, ponieważ przekaz przekształcony przez Kościół to jednak nie to samo, co znajomość języków antycznych, poza tym samo założenie – wiary zamyka te wszystkie powyższe i także wszelkie inne dywagacje, jako dzieło z inspiracji złego, – więc ostateczna interpretacja jest jednoznaczna.

    Zdecydowanie jednak wystarczy wierzyć, a teologii potrzebują bardziej ateiści niż wierzący!