- Soft Power
Nie róbcie z „kukizmu” – terroryzmu!
- By krakauer
- |
- 27 maja 2015
- |
- 2 minuty czytania
Rozpoczęło się straszenie antysystemowym „kukizmem”, czyli jakimś dziwnym nowym stanem, z którym obecny establishment rządzący nie jest w stanie sobie poradzić umysłowo, którego nie rozumie, którego nie akceptuje i który postrzega jako zagrożenie – głównie dla swoich uprzywilejowanych pozycji, ale o tym głośno nie mówi.
„Kukizm” rzeczywiście nadchodzi, ale definiowanie go mniej więcej w taki sposób jak zrobił pewien pan profesor żyjący za publiczne pieniądze w pewnym banku to najdelikatniej mówiąc bezczelne chamstwo. Nie ma bowiem nic złego w tym, że pojawiła się w kraju grupa osób, oceniająca dotychczasowy establishment negatywnie i domagająca się oderwania jego przedstawicieli od bezpiecznych i sytych posadek, gdzie ośmiorniczki na maśle smakują wybornie, oczywiście za państwowe pieniądze. Jak bezczelnym człowiekiem trzeba być, żeby w ogóle ośmielić się definiować „kukizm” jako coś negatywnego, na zasadzie przyrównania zamiarów do anihilacji. Jednakże jeżeli tak establishment i to ten państwowy stawia sprawę, to dobrze, bo przynajmniej widać z kim mamy do czynienia. Można zadać pytanie, kto takiego człowieka powołał na tak ważne stanowisko, ale może nie trzeba, ponieważ ten pan nareszcie przestanie być prezydentem.
Ciekawą formułą straszenia społeczeństwa „kukizmem” jest czarnowidztwo w przedmiocie rentowności naszych papierów dłużnych. Podobno rynki mają antycypować ewentualne zmiany na naszej scenie politycznej, a to oznacza że wycena naszego długu będzie dla nas mniej korzystna i trzeba w związku z tym przygotować się do zwiększenia kosztów jego obsługi. Są to okoliczności obiektywne, na które władza nie ma wpływu w postaci dekretu, wycenia to rynek. Wszystko co można zrobić to ze strony przedstawicieli „kukizmu”, nie skąpić zapewnień o cywilizowanym wymiarze planowanych potencjalnie przemian, ze strony mediów wszelakich – nie pisać i nie powielać głupot, idiotyzmów i kretynizmów a ze strony polityków konkurencyjnych partii – nie robić z „kukizmu” – terroryzmu!
Niestety, wszystko na to wskazuje, że będzie wręcz odwrotnie, straszenie „kukizmem” będzie nabierało na sile i będzie dotyczyło coraz większej ilości sfer życia publicznego w naszym kraju. Oczywiście pomocne w tym będą usłużne media, dla których walka z „kukizmem”, to w zasadzie być albo nie być, gdyż właśnie na tworzeniu sztucznej rzeczywistości alternatywnej, dominująca większość wiodących redakcji oparła swój byt, a „kukizm” to realizm, to ludzie, to ulica.
Problem jest wielokrotnie złożony, ponieważ na pytanie czy „kukizm” jest propozycją rewolucji, należy odpowiedzieć, że byłoby dobrze, żeby nią był, ponieważ wtedy jedynie będzie autentyczny, pełny i zdolny do zmiany stosunków. Jednak nie bardzo wiadomo kto, jak i na jakich warunkach – przeciwko komu dokładnie, miałby tą rewolucję przeprowadzić i to jest najsłabsza strona „kukizmu”. Sama propozycja JOW-ów, nie ma większego sensu, pragmatyzm wymaga nie tylko, żeby się z niej umiejętnie wycofać, ale przede wszystkim pójść dalej – tam gdzie jest centrum zła, czyli do samej zasady tworzenia list kandydatów. Zatem chodzi o to, żeby dokonać ewolucji systemu, nawet bardzo głębokiej, ale ma być to ewolucja, na zasadach i z poszanowaniem praw nabytych i uprawnień wszelakich, tak żeby system się nie zawalił, tylko zmodyfikował. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ideę JOW-ów zastąpić propozycją otwartych list partyjnych tj. obowiązku wpisywania na nie, każdego kto się zgłosi, uzyskując poparcie danej partii i zbierze określoną ilość podpisów pod swoim nazwiskiem. Ilość podpisów z poparciem może decydować o miejscu na liście. Żeby uzdrowić ordynację, można wprowadzić osobną listę kandydatów „poza blokowych”, w każdym okręgu. Byłoby to nic innego jak znana z dawnych czasów lista krajowa, na którą się głosowało i wszystkim to odpowiadało – wielkie nazwiska polityczne, nie blokowały w okręgach miejsca lokalnym działaczom. Dzisiaj, po prostu w każdym okręgu przyjmowano by zgłoszenia na taką samą listę – każdego kto się zgłosi i przedstawi wymaganą ilość podpisów. O miejscu na liście decydowałaby ilość podpisów, a w razie ich równowagi – losowanie. Państwowa Komisja Wyborcza miałaby więcej pracy, ale nie ma w tym nic złego. Tego typu listy poza blokowe, w stopniu wystarczającym rozładowałyby przewagę partii politycznych i siłę ich liderów. System dalej by działał, tak jak działa, ale działacze musieliby się natrudzić ze zbieraniem podpisów, a jak ktoś nie dogadałby się w partii mógłby startować właśnie z listy poza blokowej, którą możemy nazywać listą społeczną. Przydział głosów byłby taki jak w metodzie d`Hondta, różnica taka, że lista kandydatów poza blokowych – społecznych, uczestniczyłaby na równych prawach i była równolegle liczona przy rozdziale mandatów. Proste, automatyczne, demokratyczne i zapewniające ciągłość systemu na zrozumiałych zasadach bez rewolucji.
Tymczasem pan Paweł Kukiz mógłby założyć sobie wideo blog na popularnym serwisie wideo i na nim, codziennie komentować sytuację polityczną w kraju, tak żeby od razu rozprawiać się z idiotami, którzy chcą zrobić z niego politycznego terrorystę. Niestety – kłamstwo powtarzane wielokrotnie zaczyna żyć własnym życiem. Nie da się zwyciężyć z systemem posługując się jego metodami, ale to nie znaczy, że trzeba te metody odpuścić. Ten błąd popełniła pani Ogórek, ze zrozumiałym rezultatem, chociaż w świetle jej wyjaśnień nie za bardzo miała inne opcje.