• 16 marca 2023
    • Historia

    Najsłynniejsza ofiara Senatu

    • By trener basseta
    • |
    • 30 czerwca 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Był to człowiek o przenikliwym spojrzeniu, obdarzony żywą inteligencją. Szczupły, wysoki, energiczny. Oponentów paraliżował trafnością argumentów. Tam, gdzie toczyła się najważniejsza polityka, w tym mieście, które niczym bluszcz oplątały wpływy rodzinnych klik i finansjery, był znienawidzony. Czy aby dlatego, że kochali go żołnierze, z którymi spędził niejedną ciężką zimę, niejeden głód i błotnisty marsz? A może za bardzo faworyzował prowincjonalną klasę średnią, lojalną, ambitną i nie zepsutą, pomijając przy tym swoich starych przyjaciół? Czy w końcu dlatego, że po kapitalnych sukcesach militarnych w Hiszpanii i południowej Francji zwiększył swój prestiż i autorytet? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć.

    Był politykiem, który wyprzedził swoją epokę. Uważał, że Republika umiera. Dlatego z jednej strony ambicja, która w nim pulsowała pchała go do zdobycia najwyższej pozycji w kraju, z drugiej chciał ratować upadające państwo, osłabione wojną domową. W ten sposób naruszył uświęconą tradycje trwania dawnego, podważył stare zasady i ideały, został więc zamordowany, w dodatku przez swych przyjaciół – skonał w sali posiedzeń senatu od dwudziestu trzech uderzeń nożem.

    Od tej pory klika, z której wywodzili się zabójcy, chciała na nowo wprowadzić dawny ład i pokój. Nie zdawali sobie sprawy, że czasy z których się wywodzą to zamknięta epoka umierająca w konwulsjach. Jednak republikańska klika była wygłodniała władzy sprawowanej na wyłączność, wpływów jak największych i przywilejów jak najszerszych. W swym programie politycznym musieli mieć jakiś punkt zaczepienia, a służył temu zestaw pojęć jakże miłych sercu dla tych, którzy szanowali tradycję przodków. W gruncie rzeczy w tym wielkim programie powrotu do dawnej świetności zwykli ludzie się nie liczyli, byli tłem, ważne były ich głosy i przychylność. Reformatorzy praktycznie nie robili nic innego jak ubierali brudne zakulisowe gry w patriotyczne frazesy. Rzekomo wyrażali vox populi. Istotę tej klasy najlepiej skreślił Ronald Syme:

    „Patrycjusze byli wierni tradycji, nie oznaczało to jednak, że krępowała ich własna kasta lub zasady. Czy to monarchia, czy demokracja – każdy ustrój mógł służyć ich celom, każdy można było wykorzystać do podniesienia znaczenia własnej osoby czy rodziny. Ustrój nie miał znaczenia – oni byli starsi niż Republika Rzymska”

    Rewolucja Rzymska, Poznań 2009

    Gajusz Juliusz Cezar, gdyż oczywiście o nim mowa, patrycjusz w każdym calu, był pięciokrotnym konsulem, czterokrotnym dyktatorem, od 44 r. przed Chr. dyktatorem dożywotnim. W dwa lata po śmierci, jak na ironię, uchwałą senatu i ludu został zaliczony w poczet bogów jako Boski Juliusz. Ale to już taka była logika tamtych czasów i wynik historycznych zawiłości. Według prawa rzymskiego władza dyktatora choć nieograniczona w swoim zakresie to wygasała po sześciu miesiącach. Dla Cezara rzecz jasna było to za krótko, zmierzał więc do tego, by z wykorzystaniem luk w prawie samodzielnie rządzić w Rzymie. Oczywiście szanował instytucje republikańskie, ale tylko pozornie. Miały być atrapą, rodzajem zasłony za którą sprawował by rzeczywistą władzę opierającą się na kontroli najważniejszych instytucji i autonomicznej decyzyjności. Dlatego szlachetni idealiści i republikańskie kliki widziały w nim tyrana.

    Cezar jednak jak gdyby przewidywał swój niedaleki koniec:

    „Jeżeli jednak jemu coś złego się stanie, państwo nie zazna spokoju i zostanie narażone na nowe wojny domowe”

    Swetoniusz, przeł. J. Niemirska-Pliszczyńska

    I tak też się stało, bo historia rzymska po śmierci Cezara w 44 r. przed Chr. to w zasadzie historia długiej i krwawej rewolucji społeczno-ustrojowej, której najważniejszymi sprawcami byli wierny oficer Cezara Marek Antoniusz i młody siostrzeniec Oktawian.