• 17 marca 2023
    • Polityka

    Na jakich zasadach doradcy prezydenta Komorowskiego uczestniczą w kampanii wyborczej?

    • By krakauer
    • |
    • 21 lutego 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    To, co obserwujemy od początku kampanii wyborczej, który oczywiście nie był jej początkiem tylko jednym z kolejnych oficjalnych wydarzeń w ciągu prezydentury napawa ciekawością. Pan prezydent Bronisław Komorowski ma kilkoro doradców z profesorskimi tytułami, niektórzy z jego współpracowników mają nawet funkcje administracyjne w jego Kancelarii – z rosnącym zainteresowaniem ogląda się ich wystąpienia publiczne w ramach kampanii wyborczej, gdzie przykładowo jeden czy drugi szanowny pan udowadnia jakim to „ignorantem” jest pan Andrzej Duda – kontrkandydat pana Komorowskiego. To miało miejsce także wczoraj, w zasadzie bezpośrednio po wystąpieniu pana Komorowskiego, przed pałacem prezydenckim zrobił sobie briefing jeden z doradców pana prezydenta – powszechnie znany i szanowany profesor, osoba ceniona w środowisku, z której zdaniem wielu się liczy. Po prostu próbował wypunktować pana Dudę, bezpośrednio się do niego odnosząc.

    Można zrozumieć, że pan prezydent Komorowski w swojej kancelarii zatrudnia urzędników, to oczywiste, bo to wynika z jego prerogatyw konstytucyjnych. Ma doradców oraz na pewno korzysta także z pomocy merytorycznych ekspertów zewnętrznych. Wszystko w porządku – tak powinno być, ale trzeba pamiętać, że zaplecze pana prezydenta dzieli się na dwóch i aparat administracyjny. Co najmniej ten drugi powinien być profesjonalny i apolityczny, a wszystko wskazuje na to, że są z tym kłopoty.

    Oczywiście nasz prezydent może się powołać jak zawsze na tradycję, która jak wiemy ten pan szanuje i przypomnieć pewnego prezydenckiego ministra, który parodiował Papieża, czy też inne zachowania innych ministrów, aczkolwiek o tak jawne zachowania polityczne w okresie kampanii wyborczej jak teraz jest raczej trudno.

    Nie ma w Konstytucji niczego, co uzasadniałoby polityczną aktywność ludzi otrzymujących pieniądze od prezydenta z budżetu jego kancelarii. Nie ma również w żadnym innym akcie prawnym niczego na temat udziałów osób finansowanych z pieniędzy publicznych w prezydenckiej kampanii wyborczej.

    Należy jednak przyjąć, że polityczna aktywność współpracowników prezydenta może być legalna, jeżeli tym osobom nie było i nie jest płacone z publicznego budżetu, a z budżetu kampanii zarządzanego przez sztab wyborczy. Wówczas mamy czystą sprawę polityczną, chyba, że właśnie teraz pan Komorowski tworzy nową tradycję i od jego kadencji powszechnym będzie wykorzystywanie osób utrzymywanych przez budżet publiczny w kampaniach wyborczych prezydentów? Jeżeli tak ma być, to niech tak będzie, ale najlepiej byłoby to jakoś unormować, ponieważ chodzi po prostu o przejrzystość finansów publicznych.

    Problem jednak jest i to istotny, albowiem cześć obywateli, która popiera np. panią Ogórek, albo pana Kukiza, może wcale nie mieć ochoty na to, żeby z ich podatków pan prezydent płacił ludziom, którzy w rzeczywistości agitują na jego rzecz. Ciekawe jak z takiego dylematu wytłumaczyliby się pana prezydenccy współpracownicy?

    Na dzień dzisiejszy jednak mamy taką oto sytuację, że w kampanię prezydencką głowy państwa – de facto – w praktyce, włączają się ze swoimi oświadczeniami jego doradcy i przeciwnicy pana prezydenta muszą się z tym pogodzić. Uwaga nie chodzi tu o prymitywne odmawianie panu prezydentowi rzecznika! Nic podobnego! Niech sobie zatrudni nawet tuzin, jeżeli to ma pomóc w komunikacji ze społeczeństwem i uprawianiu dyplomacji. Jednakże sprawa dlatego jest nieprzyjemna i trudna dla pana prezydenta, ponieważ to on sam powinien pokazać granicę, w której jego współpracownicy mogą działać publicznie na rzecz jego kandydatury, a tym jest np. komentowanie porannej wypowiedzi głównego pod względem poparcia konkurenta.

    Społeczeństwo to widzi i ocenia, zwłaszcza w kontekście lansowania jedynie słusznej słuszności przez media. Przecież w istocie, bowiem pan prezydent na tym traci, Polacy to widzą i wiedzą swoje.