• 17 marca 2023
    • Polityka

    Musimy sobie uświadomić że w trakcie i po wojnie z Rosją Niemcy będą kupować ich gaz!

    • By krakauer
    • |
    • 15 lutego 2016
    • |
    • 2 minuty czytania

    Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji geopolitycznej, przystań w NATO i Unii Europejskiej okazała się pułapką, która ogranicza nas pod względem pozycji bufora, którego nikt nie chce bronić, jak również, któremu nikt nie pozwoli na przebicie szklanego sufitu. Polska jest skazana w obecnej konfiguracji na bycie zapleczem Zachodu, które się wyludnia w wyniku rzekomo najlepszego okresu, jeżeli chodzi o koniunkturę w swojej najnowszej historii.

    Przekleństwo sąsiedztwa z dwoma wielkimi i potężnymi sąsiadami jest jednak bardziej obciążeniem, ponieważ nie potrafimy przeformatować kraju w sposób gwarantujący, przynajmniej bardzo poważne poturbowanie każdego przeciwnika, który by nas zaatakował. Zarazem mamy tak słaby własny potencjał, że podmiotowo przykładowo dla USA się nie liczymy, jako partner do ewentualnego odgrywania roli klina w regionie. Nawet na funkcję konia trojańskiego jesteśmy za słabi, bo po działaniach na Ukrainie wyszedł nam osioł, czyli same straty.

    Bezpośrednie związki energetyczne i szersze związki gospodarcze pomiędzy Niemcami a Rosją, są faktem i były dywersyfikowane przed laty, właśnie po to, żeby na wypadek radykalnej zmiany stanu rzeczy być w stanie przetrwać dowolne perturbacje w interesie obu krajów. Te związki, głównie energetyczne determinują politykę niemiecką w długim okresie czasu. Niemcy mogą popierać sankcje na Rosję, tak długo jak to nie narusza fundamentów ich interesów. Nawet są w stanie zaakceptować pewne straty, jednak to nie jest problem, albowiem gospodarczo są tak potężni, że bardzo szybko odzyskają rynek. To jest powód, a zarazem wielka tajemnica, dlaczego pani Angela Merkel prezentuje się jako „putino-odporna”. Przy czym równolegle jest faktem, że Niemcy będą budować drugą podwodną rurkę, jak również cały czas utrzymują kluczowe pozycje inwestycyjne w Rosji, w tym na rzecz rosyjskiego potencjału zbrojeniowego.

    Nawet w przypadku wojny w strefie buforowej wschodniego NATO, nic się nie zmieni. Polski gazoport prawie na pewno będzie zaatakowany i zniszczony w części kluczowej infrastruktury, ale gaz rurą pod wodą będzie cały czas płynął i w trakcie działań wojennych i po nich. Ponieważ taka jest natura rzeczy i tak wyglądają interesy mocarstw. Nic na to nie możemy poradzić, a jeżeli jeszcze do gazociągu północnego będą podpięte Włochy, to w ogóle możemy zapomnieć o jakimkolwiek nawet pojękiwaniu, że cokolwiek jest nieetyczne.

    Powinniśmy to uwzględnić we wszelkich scenariuszach myślenia o przyszłości. Ponieważ jest to już dla nas kategoria obiektywna, na którą czy to się nam podoba, czy się nam nie podoba, czy jest nam to obojętne – nie mamy i nie będziemy mieli żadnego wpływu. Chyba, że wymyślimy fuzję i skonstruujemy reaktor dający więcej energii, niż jej potrzebuje do jej wytworzenia. Co oczywiście jest mniej więcej tak prawdopodobne jak to, że polecimy, jako pierwsi na Marsa. Nie ma, więc innego wyjścia jak się z tym pogodzić i podporządkować systemowi, płynąc z prądem jak bardzo i jak długo się da i dokąd się da.

    Niestety obecny rząd uważa, że wie lepiej skąd i w jaki sposób Niemcy i pół Europy mają czerpać gaz! Prawdopodobnie nikt z rządzących nie rozumie lub nie chce przyjąć do wiadomości, że wraz z położeniem pierwszej rury gazowej na dnie Bałtyku, zmienił się paradygmat relacji na linii wschód-zachód. Długoterminowe relacje są nastawione na współpracę i współistnienie, ponieważ ona opłaca się bardziej niż konkurencja, nie mówiąc o konflikcie mającym zawsze niszczące skutki.

    Nie oznacza to oczywiście, że nie jest możliwy konflikt w ramach perspektywy krótko i średniookresowej. To się właśnie pośrednio dzieje na Ukrainie, ale to nie Europa jest motorem tego konfliktu ze strony zachodniej. Dzikie Pola to już za daleko, a los Półwyspu Krymskiego, jest dla dominującej części Europejczyków zupełnie obojętny i nie ma żadnego, ale to naprawdę żadnego znaczenia.

    Dlatego również my, jeżeli chcemy funkcjonować w układzie, nawet jako uboższy krewny, ale jednak stopniowo – korzystać i odkładać sobie, to czego się przez ostatnie 300 lat nie dało, musimy być co najmniej bez konfliktowi. To znaczy sami nie powinniśmy generować konfliktu, ponieważ poważny konflikt, w którym dostalibyśmy poparcie JEST NIE MOŻLIWY. Jak najbardziej możliwy jest konflikt, w którym mogą nas przeczołgać tak, że przez kolejne 50 lat będziemy lizać rany, odbudowując potencjał posiadany dzisiaj, (czyli mniej więcej zdolność do samodzielnego projektowania i produkcji krasnali ogrodowych).

    Czy to się komuś podoba, czy nie, ale trzeba zaakceptować taką rolę i takie miejsce, jakie wynika z potencjału. Tak postępują pragmatycy! Przecież nikt nam nie zabroni wyczekiwać okazji, a okazja może się wydarzyć praktycznie w każdej chwili. Co więcej, generalnie nikt nam nie zabrania budować nisze dla samych siebie. Globalizacja stwarza tak wspaniałe możliwości działania, że nie korzystanie z niej jest grzechem wobec współczesności i przyszłych pokoleń.