• 17 marca 2023
    • Soft Power

    Nie można wykluczyć scenariusza w którym ograniczona wojna będzie w interesie potęg?

    • By krakauer
    • |
    • 01 kwietnia 2016
    • |
    • 2 minuty czytania

    Sytuacja w Europie i jej otoczeniu jest dynamiczna. Jeszcze goręcej jest na Morzu Południowo-Chińskim, gdzie dochodzi do poważnych prowokacji i incydentów pomiędzy nienawidzącymi się stronami. Na Bliskich Wschodzie obecny konflikt nawet jak zmniejszy swoją intensywność, to czeka nas raczej długi czas, zanim nastąpi normalizacja. Przy czym uwaga – nie ma pewności, czy Izrael nie zostanie znowu zmuszony do obrony, ponieważ organizacje bojowników i organizacje terrorystyczne z Autonomii Palestyńskiej i Libanu, w tej chwili walczące przeciwko tzw. państwu islamskiemu – nabrały zupełnie nowych doświadczeń bojowych i uzupełniły arsenały. Skala pomocy z Iranu jest oszałamiająca, jak również z krajów południa Zatoki Perskiej. Wojna na Bliskim Wschodzie będzie jeszcze długo czynnikiem, który trzeba brać pod uwagę. W Afryce Północnej i Środkowej jest potrzeba ograniczona interwencja państw ONZ, tak żeby nie pozwolić terroryzmowi się swobodnie rozprzestrzeniać i funkcjonować na zasadach władztwa terytorialnego. Oznacza to, że należy być przygotowanym do pełnienia misji pokojowych o charakterze zaawansowanych operacji wojskowych o ograniczonym czasowo charakterze, jednakże kosztownych i bardzo ryzykownych, ze względu na obszary o jakich mówimy. Proszę popatrzeć na mapę – sama Libia jest gigantyczna, to wyzwanie dla każdej logistyki, a co dopiero Środkowa Afryka! Bez wątpienia w tym regionie należy działać na rzecz stabilizacji, podobnie jak w Afryce Wschodniej.

    Potęgi rozgrywające porządek światowy są powszechnie znane – wiadomo, kto negocjował z Iranem porozumienie, to są najważniejsze państw świata. Do tego oczywiście dochodzą ambicje Pakistanu, Indonezji, Brazylii i innych graczy o dużym lub bardzo dużym potencjale, nie można ich pomijać w globalnych rachunkach.

    Po szoku naftowym, jaki przeżyły kraje eksportujące ropę naftową, dosłownie wszystko jest możliwe. Ktoś kto brał za baryłkę ropy 140 USD, a dzisiaj dostaje 35 USD, na pewno myśli na poważnie o tym, jak osiągnąć przynajmniej około 70-90 USD za baryłkę. Jest to próg kwoty, przy której przeważnie nie jest opłacalne amerykańskie wiercenie w łupkach. Zarazem jest to wynagrodzenie opłacalne dla dominującej większości krajów eksportujących standardowo wydobywaną ropę. Możemy być pewni, że nawet jak nie będziemy rozumieli co się dzieje na globalnej scenie politycznej, to właśnie będą ruchy mające na celu spowodowanie, żeby ropa naftowa podrożała na tyle, na ile jest to możliwe i uznawane za bezpieczne.

    Ponieważ Iran pompuje, to osiągnięcie zwyżki cen na pewno się przedłuży, co dodatkowo komplikuje czynnik obiektywny jakim jest spowolnienie wzrostu gospodarczego w Chinach. Te dwa czynniki są fundamentalne dla zrozumienia, że okoliczności determinowane przez czynniki rynkowe i generalnie gospodarcze są i raczej będą niesprzyjające dla eksporterów. Natomiast państwa te, posiadają potężne możliwości oddziaływania poprzez shadow economy, jak również black power, przykładowo stymulując rozwój i pojawianie się nowych konfliktów zbrojnych, które jako istotne czynniki destabilizujące, przy dobrym podlaniu całości sosem informacyjnym, mogą stopniowo wpływać na nastroje inwestorów – po prostu z automatu dywersyfikujących ryzyko i starających się antycypować spodziewany wzrost cen. Chodzi o to, że przy pewnych zdarzeniach, rynek zadziała automatycznie.

    Wówczas może się okazać, że jakaś ograniczona wojna – proxy lub nawet starcie bezpośrednie będzie w interesie potęg. Chodzi o to, że mocarstwa i potęgi potrzebują czasami wygodnej wojny, na którą mogą zrzucić pewne problemy i niewygody w polityce wewnętrznej i np. doprowadzić do wewnętrznego przesilenia politycznego. Poza tym, w przypadku państw autorytarnych, sprawdzian podległych struktur, jest sam w sobie celem, ponieważ tylko w ten sposób rządzący mogą sobie zapewnić posłuszeństwo podległych im struktur. Jeżeli nie ma się czym zapłacić, trzeba czymś zająć wszystkich, tak żeby nie zadawali jakichś niepotrzebnych pytań. Widomo, a widać to także dzisiaj po dramacie jaki ma miejsce na Ukrainie, że wojna to wygodne wytłumaczenie wielu problemów. Ponieważ ludzie się boją, skupiają się na poparciu dla władzy.

    Chiny nie potrzebują wojny, wręcz przeciwnie w interesie tego państwa jest utrzymanie status quo, ponieważ tylko w takich warunkach mogą dokonywać dyfuzji z otoczeniem, już na swoich warunkach i ze swoimi korzyściami jako istotą dominantą, co oczywiście nie podoba się wszystkim w otoczeniu. Dlatego nie można wykluczyć jakiegoś ciemnego scenariusza zakładającego regionalne starcie sił jednego z sąsiednich krajów a Chin. Idealny na kozła ofiarnego byłby Tajwan, ponieważ w istocie wojna miałaby charakter chińskiej wojny domowej i nie niosłaby ze sobą żadnych komplikacji formalnych z punktu widzenia prawa międzynarodowego. Skala napięcia przy okazji kilku banalnych wysp i skał na Morzu Południowo Chińskim jest już tak duża, że kiedyś po prostu tam dojdzie do jakiegoś nieszczęśliwego zdarzenia, które przy złej woli może się zamienić w wymianę ognia. Jeżeli stroną będą Amerykanie – może to mieć istotne znaczenie dla świata.

    W interesie USA jest prowadzenie wojen hybrydowych i konfliktów proxy (czyli za pośrednictwem innych krajów), tak żeby nie angażować własnego autorytetu. Na tym polu mogą bardzo wiele osiągnąć, zwłaszcza w kontekście utrwalania swojej dominacji nad światem. Prezydentura pana Trumpa może być w tym zakresie wyjątkowo ciekawym doświadczeniem. Dla wielu ostatnim.

    Na pewno konflikt z Chinami lub Rosją z perspektywy amerykańskiej jest nieuchronną koniecznością, ponieważ tylko w tej sposób USA, mogą potwierdzić swoją globalną dominację, chyba że zdarzy się jakieś ważne odkrycie naukowe, które da im na tyle renty technologicznej, że będą w stanie sobie poradzić bez resetowania systemu z własnym długiem.

    Rosja swoje już tak naprawdę wygrała, jest tylko kwestią czasu, kiedy znowu będzie dyskontować korzyści. Rosjanie, nawet jeżeli nie będą robić niczego, poza dyplomacją kulturalną – to i tak już wygrali. Ponieważ są zbyt potężni, żeby ktokolwiek ich tknął. Jedynym bolesnym problemem jawi się ropiejąca rana jaką jest Ukraina. Jeżeli konflikt wybuchnie na nowo i będzie eskalował, od pewnego pułapu krwi, władze Federacji mogą mieć moralny przymus przeprowadzenia stabilizującej interwencji.

    Europa ma tyle problemów, że się nie liczy jako samodzielny gracz. Mogą grać pojedyncze kraje, ale ich potencjał jest za niski na samodzielne działania w otoczeniu, chyba że uda się zjednoczyć potencjał i przekierować część funduszy. Jeżeli tak, to przede wszystkim sytuacja może się odmienić i Europa może stać się czynnikiem istotnie stabilizującym swoje otoczenie. Jednak na to trzeba więcej niż 2% PKB na obronność! Poza tym trzeba liczyć się z trupami, a z tym mamy w Europie problem.

    Największe niebezpieczeństwo jest w jakimś konflikcie proxy pomiędzy Arabią Saudyjską i jej sojusznikami a Iranem. Tam o prowokacje jest banalnie i światowe ceny ropy – natychmiast poszybowałyby w górę, pewno mało kto pamięta, ale w czasie iracko-irańskiej wojny o tankowce w latach 80-tych, giełdy reagowały na każdą uszkodzoną, zatopioną lub zawróconą jednostkę. Dzisiaj właśnie tam jest najprościej zapewnić światu wzrost cen. Tylko czy emocje udałoby się powstrzymać na tyle, żeby to była tylko wojna proxy? Konflikt pełnoskalowy byłby marzeniem wszystkich handlarzy bronią z całego świata…