- Soft Power
Jak mogą potraktować nas Francuzi czyli „Caracale” , „widelec” i „Mistrale” za 1 Euro?
- By krakauer
- |
- 22 lutego 2017
- |
- 2 minuty czytania
Amerykanie wycofują się z Europy. Zaczynają mowić o pozbyciu się aktywów, które przynoszą straty. Jedną z możliwości jest sprzedaż dużej firmy samochodowej, która od lat należy do gigantycznego koncernu samochodowego w USA. Jednym z potencjalnych nabywców jest inna również gigantyczna firma samochodowa (i nie tylko) z Europy, a konkretnie z Francji.
Mieliśmy wspaniałą historię współpracy z Francją w okresie międzywojennym i wcześniej. Okres wielkiej transformacji ustrojowej jaka jest przeprowadzana w Polsce od końca lat 90-tych XX wieku, to również czas współpracy. Kapitał francuski jest bardzo silnie reprezentowany nad Wisłą. Francja ma u nas wiele inwestycji, z których co najmniej duża część jest uznawana za inwestycje o strategicznym znaczeniu dla gospodarki.
Francja ma nam również bardzo wiele do zaoferowania. Francuzi mają technologie, możliwości wytwórcze i kapitał pozwalający na sfinansowanie inwestycji w przypadku wiązania się z ich konsorcjami. W tym zakresie Francja jest niekwestionowanym wzorem, chyba żaden inny kraj tak sprawnie, na taką skalę i tak efektywnie, nie łączy własności państwowej i prywatnej w gospodarce. Państwo Francuskie wie, co jest ważne, wie jak zagwarantować swoje interesy strategiczne, jak i te małe partykularne. W dbaniu o swoje, są mistrzami świata. Chyba tylko pewien niewielki bliskowschodni kraj, ma to lepiej dopracowane.
Właśnie tego trzeba się trochę dzisiaj bać. Ponieważ jako kraj, który „uczył się od nas jeść widelcem”, na pewno będą nam pamiętali trudne do wyjaśnienia zachowania niektórych naszych polityków. Jak również na pewno nie zapomną tego, jak zostali potraktowani w przetargu na śmigłowce. „Caracale” były poważną szansą na wzmocnienie strategicznych więzi pomiędzy naszymi krajami. Niestety jednak się nie udało, w sposób trudny do uzasadnienia zdecydowaliśmy się zerwać negocjacje. Gdyby tego było mało, jeden z naszych ministrów – publicznie i z trybuny Parlamentu zasugerował, że Francja może mieć związek z pozorowanymi transakcjami na rynku broni. Chodzi o słynne okręty typu „Mistral”, które Egipt miałby rzekomo chcieć odsprzedać Rosji za 1 Euro. Skala dewastacji wizerunku naszego państwa jaka nastąpiła po tym wydarzeniu jest czymś na miarę zajęcia Zaolzia przed wojną. Trudno w ogóle to do czegokolwiek odnosić, pytanie – czy w ogóle można coś zrobić gorzej?
Rządy innych krajów, w których ten wielki samochodowy koncern ma fabryki, już postarały się o to, żeby nawet do publicznych spekulacji nie weszło myślenie o zamknięciu u nich fabryk. Jednakże, ta wspaniała firma ma również fabryki i u nas w kraju. Mają one jednak zupełnie inny – jak się okazuje status. Za nimi jak do tej pory nikt się nie ujął, ponieważ nasi politycy prawdopodobnie nie są zapraszani w kuluary europejskiej polityki gospodarczej.
Sprawa jest poważna, ponieważ ta firma ma dość znaczne problemy finansowe, jej produkty chociaż doskonałe i będące marzeniem wielu Polaków – nie sprzedają się tak, jakby chciała tego firma i jak firma tego potrzebuje. Jest oczywistością dla każdego, kto ma chociaż ogólne pojęcie o holdingach i korporacjach, że w takim przypadku trzeba ciąć koszty. Najprościej jest je ciąć w taki sposób, żeby zarazem ocalić i umocnić, te części posiadanych aktywów, na których nam najbardziej zależy. Oznacza to, że pod nóż mogą pójść te składowe wielkiego biznesu, z których można zrezygnować. Przykładowo można zlikwidować fabrykę w Polsce, co przyczyni się do generalnej redukcji kosztów i nie ma znaczenia, że fabryka w Polsce jest najlepsza w relacji koszt/efekt! W skali koncernu wszystko działa inaczej. Zawsze można w razie potrzeby zwiększyć pracę o jedną zmianę w fabryce głównej. Co więcej, przecież likwidacja to są straty, znaczy się optymalizacja podatkowa. Żegnajcie miejsca pracy, witajcie ulgi podatkowe, bo przecież nie ma problemu. Kto się upomni o „jakichś” Polaków?
W realiach odwrotu od globalizacji, ten kto pierwszy się zamknie – ma szanse na dyktowanie warunków na własnym podwórku. Pod warunkiem, że ma na tyle potencjału, żeby wytrzymać okres przejściowy – zanim powstanie nowy stan ustalony i się ustabilizuje. Chodzi o to, żeby się zamknąć i postarać się ocalić we własnych granicach maksymalnie tyle ile jest się w stanie. Nie mówimy o zamykaniu granic, tylko o rozsądnym stworzeniu barier np. taryfowych lub innych prawnych, które spowodują, że firma podejmująca decyzje o zmianie lokalizacji musi brać pod uwagę koszty wyjścia z inwestycji. W naszych realiach jesteśmy tak słabi, że nie mamy możliwości nawet zarządzać procesami, które się dzieją wobec nas. Jesteśmy przedmiotem. Ponieważ również stajemy się pariasami Europy, to nawet już nie ma co liczyć na miłe traktowanie i poklepywanie po plecach. Jakoś tam nie będzie.