- Polityka
Łupki lub atom? – To trochę jak to, że nie wolno zamykać dachu, gdy pada
- By krakauer
- |
- 26 października 2012
- |
- 2 minuty czytania
Ale się nam na dylematy zebrało! Nie ma to jak już Polacy wyjdą z piaskownicy i zaczną rozmawiać na poważne tematy, to zawsze coś jest na nie i destruktywnie. Nie ma szans na aspiracyjne i motywujące podejście, liczy się równanie w dół i szukanie problemów zanim podejmie się jakiekolwiek decyzje związane ze sprawami poważnymi.
Niestety podobnie jest z nagle pojawiającą się kwestią alternatywy pomiędzy wydobyciem gazu ziemnego ze źródeł niekonwencjonalnych a budową programu energetyki atomowej. Do tej pory program energetyki atomowej był niezbywalnym priorytetem rządu, który miał stanowić realną alternatywę dla węgla i zmniejszenia emisji tlenków węgla przez naszą gospodarkę. Dodatkowo, ze względu na rozwój północnych i północno-zachodnich obszarów kraju, wybudowanie tam elektrowni atomowej jest uzasadnione korzyściami skali, albowiem w zasadzie nie ma tam żadnych większych elektrowni.
Za budową elektrowni atomowych przemawiały także kwestie ekonomiczne i strategiczne, przede wszystkim musimy sobie uświadomić, że elektrownia atomowa to olbrzymia instalacja i gigantyczny plac budowy, na którym pieniądze może zarobić bardzo duża ilość podmiotów – dodajmy duże pieniądze, albowiem ze względu na normy i wymagania bezpieczeństwa z nimi związane, wszystkie prace przy instalacjach pracujących w energetyce jądrowej są wykonywane o wiele dokładniej i z lepszych komponentów niż zwykłe prace budowlane. Między innymi, dlatego budowa elektrowni trwa długo i prawie zawsze kosztuje o wiele więcej niż się wszystkim na początku inwestycji wydawało. Tak, więc elektrownia atomowa to olbrzymi wysiłek inwestycyjny, który daje względnie niską stopę zwrotu w bardzo długim okresie, albowiem produkuje względnie tani prąd w olbrzymich ilościach przez okres 20-50 lat. W kontekście strategicznym elektrownia atomowa ma jedną niesamowicie cudowną właściwość – mianowicie – prawidłowo zainstalowana i uruchomiona produkuje „sama z siebie” olbrzymie ilości prądu elektrycznego bez zapotrzebowania na stałe dowożenie paliwa. W kontekście elektrowni uzależnionych od przetwarzania surowca dostarczanego nieustannie jest to kwestia rewelacyjna, albowiem umożliwia zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego dla kraju, pomiędzy okresami wymiany paliwa w reaktorach.
W naszym przypadku kwestia budowy elektrowni atomowych, – bo w programie można było myśleć o więcej niż jednym takim obiekcie to sprawa racji stanu i bezpieczeństwa ekonomicznego naszego państwa. Energia z atomu umożliwiłaby nam zasilanie dużych połaci kraju lub poważnego przemysłu wymagającego olbrzymich mocy, zachowując konkurencyjność naszej gospodarki, gdyż byłby to prąd bez emisyjny. Tak się, bowiem w miłującej wszystko, co „eko” zielonej Brukseli złożyło, że wykoncypowano obłożenie gigantycznymi kosztami emisji gazów cieplarnianych i te, jako takie stanowią cel w walce o lepsze środowisko, a odpady toksyczne, w tym te najbardziej znienawidzone przez ekologów – z elektrowni jądrowych można sobie produkować do woli – bez kosztów polityk unijnych. Pokazuje to z jednej strony śmieszność polityk ekologicznych a z drugiej prawdziwe zagrożenia.
W tym kontekście energetyka jądrowa stanowi bezpieczne (w ramach dostępnych technologii), względnie tanie, długoterminowe i nieprzerwane źródło energii elektrycznej, której będziemy mieli w kraju deficyt. Dlatego też budowa energetyki jądrowej była naturalną ścieżką rozwoju cywilizacyjnego i postępu dla naszej gospodarki, nieprzystosowanej jeszcze do rewolucji energetyki rozproszonej, która może przekształcić odbiorców energii elektrycznej w jej częściowych producentów. Na tej podstawie niektórzy twierdzą, że energia ze źródeł jądrowych jest ślepą uliczką, albowiem o wiele bardziej opłaca się przejść właśnie do etapu energetyki rozproszonej, w której miliony podmiotów produkują energię dzieląc się w nią za pomocą sieci inteligentnych kompensujących zapotrzebowanie i niedobory mocy. Bezwzględnie jest to słuszna droga, zwłaszcza, że nasz super elastyczny sektor prywatny stale rozbudowuje ofertę produktów i usług na rynku energii odnawialnej. Jednakże jest tutaj pewien problem stary jak świat polegający na granicy, za którą jest tylko przepaść. Projektując tego typu rozwiązania jak system energetyczny dla całego kraju nie można pozwolić sobie, że kluczowy komponent, jakim jest generowanie energii elektrycznej się może w całości lub części się nie udać lub działać jedynie okresowo, albo o parametrach uzależnionych od czynników, na jakie nie ma się wpływu. Po prostu budując coś tak ważnego i drogiego – musimy mieć pewność, że po zakończeniu procesu inwestycyjnego w określonym momencie nowa infrastruktura zacznie działać, tutaj nie ma miejsca na błąd, udawanie lub naciąganie rzeczywistości – liczą się tylko realnie istniejące Megawatogodziny, bez których nasz kraj popadnie w przepaść. Głównie z tego względu trzeba stawiać na technologie pewne i sprawdzone, nawet, jeżeli są relatywnie bardziej niebezpieczne, drogie i kapitałochłonne. W zasadzie jedyną korzyścią z niebudowania elektrowni atomowych mającą znaczenie strategiczne jest brak strat politycznych, które można byłoby zamienić w korzyści – i to nawet wymierne, – jeżeli z niebudowania elektrowni jądrowych zrobiłoby się odpowiednio rozdmuchaną szopkę. Wówczas przy odrobinie sprytnego PR – można byłoby dostać coś z Unii, a może i Kanclerz pewnego sąsiedniego ultra-bogatego kraju dałaby nam w zamian za rezygnację z elektrowni? Może jakieś koneksje przy rurociągu bałtyckim? Przesunięcie końcówki do Polski tak, żeby nie blokować portu w Szczecinie? Albo tylko polskie przyłącze – wybudowane za pieniądze inwestora? To zawsze jakaś dywersyfikacja. Warto o tym pomyśleć, zwłaszcza, jeżeli można coś dostać za darmo.
Gaz popularnie określany, jako łupkowy to nowa niesprawdzona technologia, co, do której nie mamy pewności, czy skala wydobycia zabezpieczy nasze potrzeby energetyczne i kiedy. Poza tym, realne oddziaływanie na środowisko wydobycia olbrzymiej ilości gazu na tak ograniczonym obszarze jak terytorium naszego kraju dopiero po jakimś czasie pokaże swoje oddziaływanie na środowisko naturalne – naszego i sąsiednich krajów. W tym zakresie technologię tą, pomimo „rozwiewania mitów” należy traktować, jako niepewną, albowiem bez względu na zapewnienia firm ją stosujących – nie ma obiektywnych badań przedstawiających wieloletnie skutki pompowania chemikaliów pod ziemię – głównie, dlatego, ponieważ to stosunkowo nowa metoda i stosowana od niedawna.
Chociaż wydobycie gazu w naszym kraju ma długą tradycję i jesteśmy do tego technologicznie przygotowani, to niestety wydobycia gazu z łupków musimy się dopiero nauczyć. Oznacza to konieczność wykształcenia szeregu specjalistów od poszukiwań, oceny i samej technologii wydobycia. Jest to olbrzymi przemysł poszukiwawczo-wydobywczy, którego utrzymanie kosztuje bardzo duże pieniądze przez stosunkowo długi czas na etapie szacowania złóż i przygotowania do wydobycia na skalę przemysłową. W całym tym okresie inwestujemy pieniądze, nie mając ostatecznej pewności, że nastąpi zwrot z inwestycji. Co więcej ryzyko jest tu podwójne, bo nie tylko – czy nastąpi zwrot z inwestycji, ale także czy będziemy mieli prąd? No, bo przecież trzeba jeszcze wybudować elektrownie opalane gazem ziemnym! Czyli ponieść dodatkowe koszty na budowę obiektów, którym będziemy starać się zapewnić paliwo.
Oznacza to, że inwestowanie w łupki i skupienie się na nich bez dywersyfikacji jądrowej jest obarczone systemowym ryzykiem – po pierwsze koszty mogą się nie zwrócić, po drugie możemy nie mieć potrzebnej dla nas ilości prądu, a ponieść koszty na budowę energetyki opartej na gazie a po trzecie – konsekwencje ekologiczne – poznamy po kilkunastu – kilkudziesięciu latach.
Z powyższych względów model skojarzony to znaczy równoległe budowanie energetyki jądrowej z rozwojem potencjału, jaki daje gaz łupkowy, przy promowaniu np. podatkowym energetyki rozproszonej (wiatr, woda, biomasa, biogazownie, biopaliwa – wszystko) i podtrzymywaniu wraz z modernizacją posiadanego potencjału opartego na węglu może dać nam pewność, że – zawsze będziemy mieli prąd.
Jeżeli nasz rząd zdecyduje się podjąć ryzyko w oparciu o wiarę w łupki, to będzie znaczyło, że jedyną pewną alternatywą będzie gazoport i to w tym zakresie, w jakim jesteśmy w stanie zapewnić ciągłość dostaw. Oznacza to, że inwestycji w gaz łupkowy musi towarzyszyć bardzo poważne inwestowanie w rezerwy strategiczne gazu na ternie kraju. Jeżeli na poważnie chcemy myśleć o oparciu się na gazie, musimy dojść do takiego poziomu rezerw, żeby kraj mógł funkcjonować bez względu na zakłócenia w dostawach, przez co najmniej pełny rok, a energetyka oparta na paliwie gazowym dwa razy dłużej.
Nie bez znaczenia stałoby się też zabezpieczenie dostaw w przypadku, gdyby jednak łupki okazały się mniej „gazodajne”, stąd potrzebujemy nie tylko kontraktów na gaz importowany gazowcami, ale także realnych możliwości zabezpieczenia tych dostaw własnymi siłami, a to oznacza konieczność znacznego wzmocnienia potencjału Marynarki Wojennej. Planowane wcześniej osiem korwet rakietowych – staje się minimalną koniecznością, jeżeli mamy zrezygnować z elektrowni atomowej. Dlaczego? My po prostu musimy mieć pewność, że nasze gazowce do nas dopłyną, a jeżeli jakiś zły „ktoś” nie chciał ich wypuścić z jakiegoś portu, przepuścić przez cieśninę lub co najgorsze – je uprowadził, to musi wkalkulować w to ryzyko naszą potencjalną odpowiedź – opartą właśnie na tych jednostkach. Bez ich istnienia – nasze gazowce staną się ulubionym celem wszelkich satrapów, piratów i wszelkiego rodzaju watażków, którzy przy pomocy kilku RPG-7 wycelowanych w ich zbiorniki i wsadzenia filmików na Youtube będą chcieli nas szantażować w celu czerpania korzyści politycznych, prestiżowych lub finansowych. Nie można mieć złudzeń, – jeżeli jest się miękkim i słabym we współczesnym świecie, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał to wykorzystać.
Jaką zatem strategię powinniśmy przyjąć?
Wariant najbezpieczniejszy – można go nazwać wariantem zachowawczym a zarazem kosztownym, ale przewidywalnym jest wariant budowy 1-3 dużych elektrowni atomowych w ciągu najbliższych 15-25 lat i oparcia na nich dominującej części potencjału dostaw energii elektrycznej dla odbiorców masowych i dużych miast. Wariant ten, pomimo znacznych kosztów zapewni nam bezpieczeństwo energetyczne i zniweluje koszty środowiskowe. Wiąże się z ryzykiem technologicznym oznaczającym skażenie.
Wariant równoległy – można go nazwać wariantem kontynuacji – kosztującym odrobinę więcej niż poprzedni, gdzie budowalibyśmy 1-2 elektrownie atomowe, jednakże z pełną świadomością, że nigdy nie mają one dominować w naszym bilansie energetycznym – tutaj z czasem nastąpiłoby przejście na źródła gazowe z zasobów krajowych lub importu z najbardziej opłacalnego źródła.
Wariant ryzyka technologicznego – porzucenie idei energetyki atomowej, postawienie na niepewną przyszłość z łupków i ewentualny sukces energetyki rozproszonej.
Już powierzchowna analiza, której tutaj dokonaliśmy, nieuwzględniająca wszystkich koniecznych czynników daje ogólny obraz umożliwiający określenie punktów krytycznych. Alternatywą dla energetyki jądrowej może być tylko i wyłącznie sukces łupków, z tymczasowym rozwijaniem technologii węglowych, umożliwiających zachowanie odpowiedniego nadmiaru mocy.
Jaką drogę wybierze nasz kraj zdecyduje pan premier Donald Tusk. Możemy tylko mieć nadzieję, że będzie to wybór dobry, ukierunkowany na nasze interesy narodowe – dokonany na podstawie czynników ryzyka politycznego i ekologicznego z uwzględnieniem rachunku ekonomicznego, bez którego w ogóle nie może być mowy o żadnej działalności.
Sama alternatywa łupki lub atom, przedstawiana w idioto-mediach za pomocą jakichś nieadekwatnych porównań do parkowania samochodów, czy też ruchu lewo i prawo stronnego na jednej jezdni – jest alternatywą fikcyjną i szkodliwą. Jednakże, czego się spodziewać po kraju, gdzie nie da się zamknąć dachu na najnowszym i najbardziej prestiżowym obiekcie sportowym – podczas deszczu?