- Społeczeństwo
Ludzki wymiar dramatu na wschodzie Ukrainy – rodzina Семенович
- By krakauer
- |
- 27 kwietnia 2014
- |
- 2 minuty czytania
Ludzie, o których wstrząsających dylematach i trudnym życiu chcieliśmy dać świadectwo to Aleksiey Siemonowicz (Семенович), jego żona Ludmiła (Людмила), córka Sasza (Саша), syn Mikołaj (Николай). Państwo Siemonowicz to osoby między 50-tym a 60-tym rokiem życia, oboje jeszcze pracują w dużym mieście na wschodzie Ukrainy, które możemy nazwać miastem D. Pan Aleksiey pracuje w dużym zakładzie przemysłowym, specjalizuje się w spawaniu precyzyjnym przy pomocy automatów i półautomatów spawalniczych. Pomimo automatyzacji, niestety często praca wymaga własnej ręki mistrza. Praca jest ciężka, ale daje satysfakcję, jak również pozwala zarobić – całkiem nieźle jak na ukraińskie warunki. Żona pani Ludmiła jest pielęgniarką, a właściwie wysoko specjalizowaną akuszerką, praktykiem z życiowym stażem. To bardzo poważany zawód w krajach byłego ZSRR. Pracuje w jednym z lokalnych szpitali, pensja jak na polskie warunki żałosna, ale w ich realiach – wystarcza. Mieszkanie mają jeszcze z czasów minionych, samochód mają, plazmę na ścianie mają, meble mają, jeżdżą nawet na wakacje. Bardzo pomogło odziedziczenie mieszkania po matce pana Aleksieya, z którego wynajmu państwo Siemonowicz mają tak jakby drugą pensję, dzięki czemu pani Ludmiła może pracować mniej niż kiedyś.
Sasza ma 28 lat, od 9 lat w Polsce – studiuje drugie studia, nie ważne, co i nie ważne gdzie. Pracuje w zawodzie, zarabia całkiem dobrze. Świetnie zna Polski, wysoka, posągowa blondynka, typ wschodniej księżniczki o nogach od nieba do ziemi, długich jasnych włosach i niesamowitych oczach. Nie znając jej historii – nie do odróżnienia od przeciętnego typu „młodej zbuntowanej” i mającej wszystko (wiadomo gdzie) Polki w swoim wieku. Różni ją tylko jeden szczegół – nie była i nie jest nastawiona roszczeniowo, co wśród niewiast tubylczych się chyba już nie zdarza. „Niestety” już, jako partia jest zajęta, ślub będzie (miał być w maju), ale ślubu nie będzie, dziecko w drodze – jest problem polegający na niepewności. Ślubu w rodzinnej miejscowości D., nie da się teraz zrobić, chociaż wszystko jest zaplanowane i przedpłacone. Jak zaprosić gości z Polski? Miał przyjechać autokar, potem zebrało się na dwa autokary – wszystko było zaplanowane, hotel wynajęty, rozśrodkowanie po sąsiadach, rodzinie. Teraz nie jest bezpiecznie, chociaż jeden autobus by się uzbierał. Na wszelki wypadek zdecydowano sprawę wstrzymać, chociaż zdecydowała o tym ukraińska strona rodziny. Ponieważ dziecko w drodze – prawdopodobnie skończy się to wizytą w Cerkwi w Polsce.
Mikołaj jest młodszy od siostry, studiuje na lokalnej politechnice, uczy się doskonale, dorabia po godzinach, fascynuje się samochodami. Z siostrą utrzymuje kontakt głównie poprzez media społecznościowe, ale Polska i Zachód go nie przyciąga. Od zawsze był pod wrażeniem opowiadań dziadka, który przeżył cały szlak bojowy od 1941 do 1945 roku.
W skrócie sytuacja wygląda tak, że pani Ludmiła jest Ukrainką, a przynajmniej tak jej wychodzi po rodzicach, natomiast Aleksiey całe życie uważał i nadal uważa, że jest „tutejszy”, a polityka go nie interesowała do momentu, aż nie zobaczył na ulicach własnego miasta uzbrojonych mężczyzn w luksusowych samochodach. Nie pierwszy raz, bo jak upadał ZSRR to nie tylko takie rzeczy się działy jak dzisiaj, jednakże nigdy nie było jeszcze takiej niepewności.
Stosunkowo szybko skojarzył, że informacje roznoszone pocztą pantoflową, że „ludzie znikają” wcale nie muszą być bezpodstawne – właśnie w kontekście asertywnie wyglądających typów, niekryjących się z bronią. Broń Aleksiey zna doskonale, mniejsza już z tym, co spawa, liczy się, że jak każdy mężczyzna urodzony w ZSRR spędził w wojsku długie i przerażające lata. Jednakże do dzisiaj dla niego ani saperka, ani bagnet, ani Kałasznikow nie mają tajemnic.
Żona Ludmiła jest za Ukrainą, nie wyobraża sobie żeby przyłączyć się do Rosji, chociaż przyznaje, że na pewno byłoby lepiej pod względem ekonomicznym – zwłaszcza dla młodych. Jednakże do tej pory nie było problemu, bo granica miała znaczenie raczej symboliczne. Siemonowicze jak prawie każdy w D., mają rodzinę rozsianą mniej więcej od Kijowa po Bajkał. Wynika to z tego, że ojciec Ludmiły pracował na BAM – Bajkało-Amurskaja Magistral (Байкало-Амурская магистраль), jak połowa mężczyzn z D. Stare dzieje, ale w zasadzie w każdym większym mieście ktoś został – jest jakaś rodzina. Nigdy nie było problemem to, że Siemonowicze mieszkają w D., na Ukrainie – w oczach rodziny mieszkają po prostu na zachodzie!
Od zwycięstwa Majdanu wszystko się zmieniło. Pojawiła się niepewność jutra, w szpitalu Ludmiły ludzie podzielili się na Ukraińców i Rosjan oraz trzecią grupę niezaangażowanych. Dyrektor jest niezaangażowany, Ludmiła jest u Ukraińców, ale najwięcej personelu jest w grupie rosyjskiej.
Podobnie na studiach u Mikołaja. Tam Ukraińcy są w mniejszości, najwięcej jest ludzi podających się za Rosjan, próba założenia trzeciej opcji skończyła się szybko, bo obie strony ideologiczne – okrzyknęły „element niepasujący”, jako zdrajców. W ich kulturze lepiej być wrogiem, zdrajcą nie wypada. Michał przynależy do grupy studentów rosyjskojęzycznych.
Sasza w zasadzie już nie rozmawia z bratem, ponieważ nie ma o czym, jak ona do niego mówi po ukraińsku on milczy, jak mówi po rosyjsku to coś odpowie, ale niewiele. Z mamą rozmawia codziennie – po ukraińsku. Z Ojcem Sasza zawsze rozmawiała po rosyjsku, tutaj działa automat. Co ciekawe – rodzice rozmawiają ze sobą mieszanką obu języków. Ludmiła do Aleksieya po ukraińsku a on do niej po rosyjsku. Oboje doskonale znają oba języki, chociaż Sasza mówi, że nigdy nie słyszała Ojca mówiącego po ukraińsku. W domu ogląda się głównie rosyjską telewizję, to też nigdy nie było problemem.
Ludzie mieszkający w bloku Siemonowiczów są podobnie skomplikowani jak oni, z tą różnicą, że tylko Sasza „wyrwała się” na Zachód. Każda wizyta Saszy w domu to duże wydarzenie, zawsze przywozi jakieś prezenty a jej strona na popularnym portalu społecznościowym jest pełna zdjęć z całej Europy. Dzieci sąsiadów wybrały Moskwę, różnią się tym w przyjeżdżaniu od Saszy, że są jeszcze rzadziej, jednak zawsze własnymi – luksusowymi jak na lokalne warunki samochodami.
Dzisiaj matka zakazała Saszy przyjazdu do domu, może rodzicom uda się dostać do Polski, wówczas zrobi się „szybki ślub”, jeszcze nie zdecydowano. Na razie boją się zostawić mieszkania – Aleksiey ma bardzo dużo urlopu zaległego a Ludmiła ograniczyła prace do minimum – stale są w domu. Osiedla pilnuje kolektyw sąsiedzki – sami „afgańcy”. Poza atakiem bronią ciężką lub zorganizowanych oddziałów wojskowych – jakakolwiek infiltracja okolicy ich domów przez zwykłych bandytów, których nie brakuje i bardzo się aktywowali od momentu, gdy nie ma służb bezpieczeństwa – jest niemożliwa. O powody proszę nie pytać – słowo „afgańcy” wszystko tłumaczy, a o broń na Ukrainie nigdy nie było trudno (legalnie). Można powiedzieć tyle, że każdy nieznajomy – jest zatrzymywany, a jak nie potrafi się wytłumaczyć i przykładowo zadzwonić do znajomego mieszkającego w rejonie, którego zna „patrol” – będzie szybko poproszony o odejście skąd wrócił.
Poza wyjściem do pracy i po zakupy – nie wychodzą z domu, Ludmiła załatwiła dla syna zwolnienie lekarskie, żeby nie musiał chodzić na uczelnie, ale z tym nie ma problemu, – bo władze miasta wprowadzają zakazy chodzenia do szkół przez dzieci w dniach szczególnych niepokojów, to znaczy w ostatnich dniach, kiedy to „goście’ z Kijowa, – bo tak ich się w mieście D., określa – przyjechali zrobić porządek.
Sasza najbardziej chciałaby ściągnąć rodziców do Polski, ma własne mieszkanie, jej polski prawie mąż bardzo dobrze zarabia, polscy prawie teściowie oddali by za nią nerki… Jednakże Siemonowicze wolą zrobić zapasy kaszy (polskiej, bo lepsza), ryżu, oleju, wszystkiego w puszkach. Nawet Aleksiey kupił dużą plastikową beczkę, potem drugą. Ludmiła stukała się w czoło, sąsiedzi się dziwili, po co mu do bloku beczka? Bimber pędzi? Wybuchnie… Na wodę starczały baniaki (przerwy w dostawie to standard), ale teraz nic nie wiadomo – tylko niezwykle trudno jest dzisiaj w D., kupić lampę naftową, baniak na wodę lub nawet beczkę.
Aktualnie Aleksiey – wiadomo z emaila kupił agregat – nieduży, używany, ale lodówkę i telewizor pociągnie… Mają spawać z sąsiadami ogrodzenie dookoła bloku – ze wzmocnieniami, otoczyć drutem kolczastym. Będzie prawdziwa brama – BTR sforsuje, ale tu głównie o złodziejstwo chodzi. Ludmiła zrobiła zapas lekarstw i materiałów opatrunkowych, byłaby spokojna, jednakże boi się o Mikołaja, którego ciągnie tam, gdzie się grupuje młodzież w D. A młodzież w D., żyje tylko jednym…, jedną myślą…, jednym pragnieniem…, przekonaniem graniczącym z pewnością…, wyśnionej – idealnej i uporządkowanej Rosji!
Tylko Sasza nie bardzo wie, czy jak będzie jechać do rodziców w D., to ma pokazać paszport ukraiński, czy polski? W obu stoi jak byk, że jest Sasza, to Sasza… Zdjęcie to samo, ale czy będzie potrzebowała wizę do Rosji na polski paszport? Może lepiej na ukraiński jechać, ale mąż ma polski? Poza tym, czy jej nie wydadzą rosyjskiego? Wówczas będzie miała trzy…
Jest jeszcze jeden problem – jak dojechać do D.,? Od koleżanki z Kijowa – Sasza wie, że wjazd od polskiej strony jest bezproblemowy, samoloty latają, pociągi jeżdżą. Potem bywa różnie – najgorsze są podobno kontrole ludzi bez dystynkcji, o których wszyscy mówią, że są „nacjonalistami”, a oni sami nazywają się „patriotami”. Dla matki koleżanki Saszy, która jechała do D., zobaczyć się z rodziną – taka kontrola skończyła się dobrowolnym wydaniem złota i wszystkich pieniędzy na potrzeby „sprawy narodowej”. Zwykły bandytyzm, ale z karabinem kobieta nie dyskutuje, lepiej dać, co chcą, wtedy puszczają. Oczywiście do dzisiaj nie wie, czy to byli aktywiści „pro-majdanowi” czy też „lokalni”, ale po akcencie nie trudno odróżnić, nawet jak jeżeli słyszy się skąpy zasób słów.
Poza tym, jak twierdzi Aleksiey – życie toczy się normalnie, tylko w pracy o polityce cały czas gadają, a Ludmiła cały czas siedzi na telefonie i rozmawia z Saszą dzwoniącą z Polski dosłownie co 15 minut.
Najnowsze ustalenia są takie, że Sasza z Andrzejem (sprawca ciąży) “na szybko” wezmą w Polsce na dniach ślub cywilny, chociaż jako samotna matka Sasza miałaby większe szanse na lepsze miejsce w kolejkach do żłobka, przedszkola, ale w pracy krzywo patrzą bo szefowa chociaż się cieszy “z brzucha” codziennie się dopytuje czy Sasza chce pracować jak “długo się da”, bo to, że jak urodzi – szybko wróci do pracy jest już ustalone, koleżanka zrobiła rekord w korporacji – 19 dni po porodzie stawiła się w pracy… a że dziecko się kiwa jak koń na biegunach to oczywiście już temat na inną historię…
Jedynie szkoda, że Ludmiła nie ma szans być przy porodzie, chociaż codziennie instruuje córkę – co i jak ma robić, podobno w polskim szpitalu porodowym (oczywiście prywatnym – “korpo” płaci) warunki są super, więc pani Ludmiła jest spokojna…