- Soft Power
Dla ludzi Zachodu liczą się fakty medialne i półprawdy
- By krakauer
- |
- 04 kwietnia 2014
- |
- 2 minuty czytania
Po tym jak amerykański Prezydent Barack Obama będąc niedawno w Brukseli mówił w kontekście Kosowa o referendum ONZ, którego tam NIGDY NIE BYŁO, a wiceprezydent Joe Biden przypisywał sobie zasługi związane z przyjęciem Polski do NATO musimy się zastanowić nad tym, jaki obraz naszych deklaracji, zaniechań i działań widzą nasi najpoważniejsi sojusznicy.
Naszym podstawowym błędem jest opieranie swoich przekonań o cudzych opiniach w naszych sprawach na naszej wiedzy historycznej i na naszej wrażliwości na niuanse i didaskalia. Tymczasem, mało osób w USA wie i rozumie np. fakt istnienia Kaliningradu jako rosyjskiej enklawy w środku Europy! Więc co dopiero wymagać dla zrozumienia natury naszych skomplikowanych relacji jak Katyń, 17 września, czy też wojna 1920 roku!
Społeczeństwa zachodnie a na pewno i w szczególności amerykańskie nie mają w szkołach na historii pogłębionej wiedzy o problematyce Polski i np. fobiach i lękach historycznych Polaków. W ogóle społeczeństwa wielu krajów inaczej podchodzą do wojny – najlepszym przykładem jest Wielka Brytania, która od najazdu normańskiego nie zaznała okupacji! Tam nie ma pojęcia, że po przegraniu wojny są rozstrzeliwania, gwałty i spalone domy – nie ma dokąd uciec, wywózki albo zamykanie w obozie, ewentualnie getta lub przymus pracy. Społeczeństwa zachodnie nie znają takiego okrucieństwa wojny jakiej doświadczyliśmy my. Niemcy zachowywali się co do zasady zupełnie inaczej na zachodzie, a inaczej u nas – brutalniej było tylko w ZSRR.
Przeciętnemu Amerykaninowi nie mieści się w głowie co najmniej połowa naszych fobii historycznych, wytłumaczenie np. zawiłości retoryki przypuszczeń „około smoleńskich” dla przeciętnego Amerykanina nie jest możliwe. W ich kategoriach pojęciowych nie mieści się oskarżenie np. wiceprezydenta o to, że spiskował z prezydentem sąsiedniego imperium o zabiciu własnego prezydenta! Tam nie ma takich kategorii pojęciowych.
Przykładowo Niemcy jak przyjeżdżają do Polski to ze zdziwieniem odkrywają, że było jakieś „Powstanie w Warszawie”, inne niż Powstanie w Getcie. O wiedzę historyczną Rosjan lepiej nie pytać, bo w naszych relacjach jest tyle niezrozumienia, że bardzo trudno jest w ogóle prowadzić dialog. Stąd, też sukces filmu „Katyń” w reżyserii mistrza Andrzeja Wajdy, poprzez który mogliśmy bardzo skutecznie dokonać projekcji „własnej wersji”. Wielka szkoda, że tego typu kinematografia nie jest kontynuowana także w innych istotnych historycznie kwestiach. Już dzisiaj wiadomo, że na pewno przydałby się też film pokazujący zaangażowanie rządu w Polsce i elit w rewolucję na Ukrainie – pokazanie schematów z „Pomarańczowej” i „Majdanu”, takiego filmu nie da się przekłamać – błyskawicznie wyjdą na jaw wszelkie hipokryzje i oszustwa a także co najważniejsze – przemilczenia.
Przekaz w mediach zachodnich jest siłą rzeczy dostosowywany do możliwości percepcyjnych przeciętnego widza, oczywiście w mediach „wyższej” jakości jest on bardziej aspiracyjny niż w innych, jednakże generalnie króluje upraszczanie tematu, z wyjątkiem rzeczywistych analiz publicystycznych i świetnych filmów dokumentalnych, których jednak nie ogląda większość, podobnie jak u nas. Po d tym względem jesteśmy dokładną kopią społeczeństwa zachodnich – dodajmy NIESTETY, bo kiedyś tak nie było. Polacy wychowani na „Dzienniku telewizyjnym” pana Jerzego Urbana – doskonale zdawali sobie sprawę z tego jak rozpoznać kłamstwo i uczyli się krytycyzmu, wiele z tego w społeczeństwie pozostało, jednakże młodsze pokolenie niestety uległo tabloidom i wszelkiego rodzaju „upraszczaczom” rzeczywistości, w tym technologicznym – tabletom.
Jeżeli chcemy osiągać swoje cele w polityce międzynarodowej, trzeba zawczasu pomyśleć o odpowiednim adresowaniu przekazu do międzynarodowej opinii publicznej, w tym o „fokusowaniu” tego przekazu do różnej wrażliwości – różnych narodowości/społeczeństw. Do tego są potrzebne odpowiednie narzędzia – jak wspominana kiedyś globalna telewizja informacyjna nadająca w języku angielskim i innych, jak również odpowiednie korzystanie ze źródeł jawnych w Internecie i moderowanie informacji dostępnych publicznie w taki sposób, żeby odzwierciedlały one – co najmniej – nasz oficjalny punkt widzenia.
Tutaj trzeba pochwalić inicjatywę szeregu instytucji pod patronatem m.in. pana ministra spraw zagranicznych – warto odwiedzić i się zachwycić: http://www.commonwealth.pl/. Naprawdę bardzo rzadko się zdarza, żeby nam się coś tak doskonale udało jak ten wspaniały projekt. Szkoda tylko, że nie upubliczniono statystyk z jego dość długiego funkcjonowania w sieci.
Wnioski – percepcja ludzi zachodu jest kształtowana w przeważającej mierze przez fakty medialne i półprawdy, jedynie elita tamtejszych społeczeństw umie korzystać ze źródeł wiedzy, docierać do nich, weryfikować. To nie jest łatwe, to zajmuje czas i musi kosztować, poza tym jest sprzeczne z lansowaną doktryną użyteczności najpopularniejszych urządzeń służących dzisiaj do przeglądania sieci. Tablety nie służą do zagłębiania się! Może czytniki książek, jednakże to co się czyta to już inna inszość! W interesie naszego państwa jest produkowanie jak największej ilości informacji w obcych językach – dostępnej dla każdego za darmo w sieci, jak również rozpowszechnianie źródeł w kinematografii i bibliotekach za granicami, żeby miejsc styczności z „polskim” punktem widzenia było dla wszystkich chętnych jak najwięcej.