- Polityka
Litewska przerwa w relacjach z Polską?
- By krakauer
- |
- 04 czerwca 2012
- |
- 2 minuty czytania
Nie ma nic prostszego niż krzyczeć, krzyczeć zwłaszcza wówczas, gdy się jest małym krajem winnym popsucia relacji z krajem nieco większym. Krzyczeć można o wszystkim, a to, że się jest niedocenianym a to, że sąsiad woli innego wielkiego sąsiada i daje mu bezwizowy wjazd na teren UE, itd. Lista litewskich krzywd, jakich ten kraj doznał (i doznaje) ze strony Polski i swoich miejscowych Polaków przekracza już zwykłe relacje w stosunkach dwustronnych. Dlatego nie ma, co się dziwić pani Prezydent Litwy Dalii Grybauskaitė, że myśli o odpoczęciu od relacji z Polską.
Jest to coś niesamowitego! Ta popularna litewska polityk, ciesząca się znacznym poparciem społecznym w swoim kraju – zupełnie nie wykorzystuje szansy na naprawienie relacji pomiędzy naszymi krajami, pokazując Warszawie kolejny raz „kuku”. To wielka strata we wzajemnych relacjach, zwłaszcza, że to jak zawsze Litwini albo nie dotrzymują traktatów międzynarodowych, albo prześladują mniejszość narodową – zabraniając używania polskiej pisowni łacińskiej nazwisk, – co stanowi zdaniem strony polskiej przymusową litwinizację, albo w ramach popierania polskiej inwestycji naftowej, rozbierają tory kolejowe umożliwiające transport surowca! Jednakże, jak „mniejszy” krzyczy, że dzieje mu się krzywda, to takie jest pierwsze wrażenie, – że faktycznie większy robi coś niegodziwego. Musimy na to uważać, albowiem reakcję litewskich polityków są histeryczne, nastawione na efekt medialny i głośne wytupanie swoich – często łamiących obustronne postanowienia postulatów.
Trudno jest zrozumieć, o co Litwinom chodzi? Może to kolejne tupanie na Polskę, w celu zdobycia poparcia przed zbliżającymi się wewnętrznymi wyborami? Nawet, jeżeli tak, to nie jest do końca mądrym robienie z Polski i Polaków wrogów, albowiem NIE JESTEŚMY WASZYMI WROGAMI LITWINI! Co więcej, nie chcemy być waszymi wrogami i nie mamy względem was, absolutnie żadnych wrogich zamiarów. Jednakże, jeżeli ktoś traktuje inne państwo w relacjach międzynarodowych, jako problem, a w ten sposób Litwa traktuję Polskę to nie można tego ciągle tolerować, albowiem brak reakcji oznacza akceptację. Tak po prostu jest. Zwłaszcza, że ma to przełożenie na relacje między naszymi społeczeństwami, wystarczy popatrzeć, co Litwini wypisują na swoich forach internetowych pod artykułami dotyczącymi Polski i Polaków. Translator popularnego dostawcy aplikacji internetowych może nie jest doskonały, ale po ilości słów będących określeniami na genitalia i przekleństwami nie można mieć złudzeń.
Problem jest o wiele szerszy, otóż władze Litwy miały 22 lata od odzyskania niepodległości do ułożenia sobie relacji z Polską, a także do stworzenia przyjaznych relacji pomiędzy naszymi społeczeństwami. W tym w szczególności mogło dopomóc przyjazne traktowanie polskiej mniejszości, która w wyniku procesów historycznych ma prawo czuć się na Litwie jak u siebie. Elity Litwy nie zauważyły problemu, że decydując się na negatywny kontekst przedstawiania Polski i wzajemnych relacji, zjadają własny ogon, albowiem wraz z rozwojem antypolskich emocji, opinia publiczna zaczęła się domagać coraz więcej negatywnych komunikatów. To wielki błąd Litwy i konkretnych nazwisk – elity tego kraju. Oczywiście warto zadać w tym miejscu pytanie o infiltrację tamtejszych elit, przez nieprzychylne obu naszym krajom służby specjalne pewnego potężnego mocarstwa, ale to także problem Litwy i Litwinów. My nie możemy ciągle brać poprawki na wszystko. Żadne tłumaczenie o polonizacji Litwinów nie ma aktualnego sensu – liczy się tu i teraz stan dzisiejszy – minęło ponad 600 lat od momentu, kiedy Władysław Jagiełło stał się Królem Polski. Jeżeli strona litewska nie uwzględnia kontekstu historycznego we wzajemnych relacjach to po prostu popełnia największy idiotyzm (tak wiem to mocne słowo) z możliwych i nie zasługuje na naszą przyjaźń, a nawet na normalne relacje, albowiem nie traktuje nas normalnie. Wystarczy chociażby przypomnieć, że wojny Polski z Rosją zaczęły się właśnie przez mariaż z Litwą i my też mamy prawo krytycznie oceniać wspólne państwo i nasze współistnienie. Przyjmując, że Litwie się nasza wspólna przeszłość nie podoba, nie jest nam przykro – po prostu Litwini muszą się z tym pogodzić, albowiem przeszłości nie zmienimy – a przyszłość psują między innymi ahistoryczną polityką, jak również takimi deklaracjami jak ta najświeższa i niezrozumiała pani prezydent.
Kluczowy problem we wzajemnych relacjach polega na tym, że Polacy – elity, władze i przeciętni zjadacze chleba – w ogóle nie rozumieją, o co Litwinom chodzi. Polacy nie chcą odzyskania Wileńszczyzny (w ogóle o tym przez ostatnie 22 lata w Polsce nie było na poważnie, ani nawet na żarty mowy), co więcej szczerze i jak najlepiej życzą Litwie i Litwinom. To, co Litwini uznają za mieszanie się w wewnętrzne sprawy Litwy, Polacy widzą jedynie, jako zbiór próśb. Tylko od strony litewskiej zależy, w jaki sposób do nich podchodzi. Jeżeli z krzykiem, że Polska próbuje łamać ich prawa, wtrącać się w wewnętrzne sprawy itp. – to, co obserwujemy od lat, to i owszem, – ale kiedyś polska cierpliwość do krzyczących i tupiących Litwinów się skończy, a właściwie już się skończyła.
Litwa całkowicie zapomniała, że uciskana polska mniejszość gdyby chciała mogłaby domagać się autonomii w pełnym zakresie prawa do autonomizacji zamieszkanego przez siebie terytorium z Wilnem włącznie, albowiem to, w jaki sposób Polacy są przez litewski rząd traktowani to skandal. Wystarczy wskazać problemy z reprywatyzacją mienia, a zwłaszcza nieruchomości. Jako przykład prawdziwych polskich postulatów można wskazać: PROSIMY POWRÓCIĆ STAN WŁASNOŚCI NIERUCHOMOŚCI PRYWATNYCH I NALEŻĄCYCH DO ORGANIZACJI SPOŁECZNYCH Z 17 WRZEŚNIA 1939 ROKU tylko wówczas, będziemy mogli mówić o równouprawnieniu Polaków i poważnym traktowaniu współobywateli. Od chwili pojawiania się takich postulatów jak powyższe litewski rząd mógłby mówić o „wyzwaniach”, lub „barierach” w relacjach z Polską, póki ich nie ma naprawdę rząd w Wilnie nie ma, na co narzekać. Warto przypomnieć, że jeszcze nie tak dawno dawaliśmy Litwinom w prezencie broń!
Wielka szkoda, że relacje międzypaństwowe, które litewskie elity zdecydowały się traktować negatywnie, wpływają na przyjaźń pomiędzy narodami, której w zasadzie nie ma. Czy ktoś z państwa zna jakiegoś Litwina? Był na Litwie? Szkoda słów! 22 lata zmarnowanego sąsiedztwa, w tym kontekście wszelkie deklaracje o de facto zamrożeniu stosunków, wypowiadane przez najwyższego przedstawiciela Litwinów – brzmią po prostu żałośnie. Wielka szkoda, wielka strata, tylko tak na to należy patrzeć, albowiem litewska deklaracja wyklucza Litwę z rodziny europejskich narodów! Jeżeli bowiem przyjmiemy za jakiś nowy standard, że kraje zobowiązane do wzajemnej współpracy gospodarczej a także obrony potrafią sobie zrobić przerwę w relacjach, to można postawić pytanie o to, w jaki sposób Litwini rozumieją europejską integrację i politykę wspólnego bezpieczeństwa. Czy chodzi o dostęp do wspólnego rynku i dotacje oraz polskie gwarancje bezpieczeństwa w razie, gdyby jakiś kraj chciał potraktować Litwę tak jak Federacja Rosyjska Gruzję w 2008 roku? Jakiż tupet trzeba mieć, żeby w tak ostentacyjny sposób wypinać się na sąsiadów. A teraz Polacy „odstosunkujcie się”, dajcie nam chwilę przerwy – albowiem my Litwini mamy was dość. To coś niebywałego we wzajemnych relacjach, a nawet w standardach międzynarodowej dyplomacji, pomijając już kwestie bycia we wspólnym europejskim domu. Niczym nie zasłużyliśmy na to, żeby Litwa traktowała nas w taki sposób.
Nie ma zmiłuj się, nie da się prowadzić polityki międzynarodowej w atłasowych rękawiczkach, co więcej nie mają znaczenia historyczne spory i ewidentne przewiny ze strony polskiej. Musimy redefiniować politykę względem państwa litewskiego albowiem, jeżeli nadal będziemy utrzymywać ten kurs, okaże się, że litewska Prezydent będzie w stanie apelować o pomoc międzynarodową i oddziały ONZ na granicy z Polską, albowiem w jej mniemaniu Litwie dzieje się krzywda… nie można się pozwolić zdominować przez głupotę i idiotyzmy, politycy innych krajów muszą się nauczyć szanować Polskę, a przynajmniej traktować nasz kraj, tak samo jakby chcieli żeby były traktowane ich kraje. Jeżeli strona litewska chce zamrożenia stosunków, to te stosunki należy z poszanowaniem unijnych traktatów zamrozić. To jest możliwe, z obniżeniem rangi placówki dyplomatycznej w Wilnie włącznie. Natomiast w kontekście wspólnej polityki obronnej NATO, należy zasugerować sojusznikom, że władze w Wilnie zachowują się nieodpowiedzialnie, w tym gnębią polską mniejszość i Rzeczpospolita wycofuje się ze zobowiązań sojuszniczych wobec Litwy w rozumieniu gwarancji wynikających z art. 5 traktatu. Przy czym, robimy to tylko i wyłącznie, jako spełnienie litewskich deklaracji o zamrożeniu relacji, czy też jeszcze lepiej zrobieniu w nich przerwy. Albowiem w świetle deklaracji pani prezydent Dalii Grybauskaitė – o jakimkolwiek gwarantowaniu bezpieczeństwa Litwy nie może być mowy. Jak sobie pani prezydent przemyśli swój pomysł na przerwę w relacjach pomiędzy naszymi krajami, jak zrozumie, co zaproponowała, – że nie da się zjeść ciastka i je mieć – to być może wrócimy do wcześniejszego poziomu relacji, ale już na nowych warunkach. Przecież nie możemy odmówić prawa Litwinom do samodzielnego określania priorytetów swojej polityki międzynarodowej. Jeżeli ktoś chce mieć przerwę w relacjach z naszym krajem, prosimy bardzo! Wyjdźmy, zatem pani prezydent Litwinów naprzeciw. Artykuł 5 traktatu północnoatlantyckiego w stosunku do Litwy nas, zgodnie z regułą wzajemności od dzisiaj nie obowiązuje (ona przecież de facto się z tego wycofała pierwsza). W końcu jak przerwa to przerwa. My sobie bez litewskiej pomocy militarnej jakoś poradzimy. O zawieszeniu Schengen, a nawet w ogóle wstrzymaniu ruchu granicznego możemy pomyśleć w dalszej kolejności, jeżeli przerwa litewska ma być prawdziwą przerwą w relacjach.
Chyba nie mamy innego wyjścia, musimy brutalizować relację z Litwą, silniej wspierać naszą mniejszość, zmienić totalnie pryncypia polityki zagranicznej, ale równolegle – nie cofać wyciągniętej ręki. Poszukując listy postulatów, na jakich można by oprzeć język dyplomacji można wskazać:
- Kwestię zwrotu nieruchomości prawowitym właścicielom wedle stanu z 17 września 1939 roku, – w razie braku poważnego podejścia ze złodziejami nie ma, o czym rozmawiać.
- Kwestię wywiązania się przez Litwę z dwustronnych traktatów (kwestia pisowni nazwisk, itd.) – w razie braku realizacji zobowiązań wypowiedzieć traktaty, w tym ten o uznaniu granicy polsko-litewskiej.
- Kwestię autonomii terytorium mniejszości polskiej na Litwie – wedle granicy z 17 września 1939r., z Wilnem włącznie.
- Kwestię budowy litewskiej elektrowni atomowej w oparciu o budzące wątpliwości technologie japońskie.
Oczywiście każdy zdaje sobie sprawę, że poruszone powyżej kwestie to zagadnienia dużego kalibru. Jednakże tak powinny wyglądać polskie postulaty, jeżeli zamierzamy się wzorem pani prezydent Grybauskaitė kierować interesem Polski i Polaków. Koniec dwuznaczności i koniec niedomówień. Litwa zyskała terytorialnie na bandyckim napadzie Hitlera i Stalina na II gą Rzeczpospolitą – i nikt ani nic nie zmusi nas do dalszego respektowania tego stanu.
O ile z powodu standardów międzynarodowych, do rozwiązania siłowego nie można dopuścić – nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy przy pomocy nacisków dyplomatycznych, gospodarczych i pełnego wachlarza soft power wywierali na Litwę naciski prowadzące do uwzględnienia przez ten kraj naszych postulatów. Z pewnością po 2-3 latach nowego nastawienia Polski, strona litewska zdałaby sobie sprawę z tego, że straciła przyjaciela, – ale ma w zamian za to normalizację i poważne sąsiedzkie traktowanie. A o nim nie może być mowy, jeżeli rząd w Wilnie dalej będzie sankcjonował sowieckie złodziejstwo, – jakie dokonało się w zakresie nieruchomości po 17 września 1939 roku.
Czas polityki przyjaźni w aksamitnych rękawiczkach się skończył, teraz wdrażajmy litewską przerwę, a jak Litwini dojrzeją do stosunków międzypaństwowych otwórzmy relacje na nowo, w oparciu o ww. postulaty.