• 16 marca 2023
    • Polityka

    Lepiej nie iść do wyborów czy głosować antysystemowo?

    • By krakauer
    • |
    • 04 kwietnia 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Ponad połowa Polaków i Polek nie bierze udziału w głosowaniu powszechnym, szczególnie w tym mającym wyłonić naszych przedstawicieli w parlamencie. Dla znacznej liczby niegłosujących, argumentem przemawiającym za nie głosowaniem jest brak jakiegokolwiek jednostkowego wpływu na to, jaki jest ostateczny efekt wyborów oraz na działania polityków. Wiele osób razi rozmijanie się deklaracji politycznych od realnych działań. Stąd też wiele osób po prostu odmawia udziału w demokracji w wersji polskiej, jaką mamy tutaj w trakcie naszej transformacji. Takie samodzielne wykluczenie się nie jest niczym nadzwyczajnym, jednakże ze względu na powszechny charakter ma znaczenie fundamentalne dla kształtu naszej demokracji, ponieważ ten, komu uda się zmobilizować tych ludzi niegłosujących do wzięcia udziału w głosowaniu – wygra w Polsce każde wybory.

    O sile nieuczestniczących w wyborach doskonale zdają sobie sprawę liderzy największych partii politycznych. Zakusy na ten elektorat są silne w każdej partii parlamentarnej, przy czym trzeba przyznać, że najwięcej do powiedzenia ma tutaj „Ruch Palikota”, ponieważ to ugrupowanie polityczne uplasowało się właśnie w części elektoratu osób oburzonych/nieuczestniczących, czy też w jakiejś formule stawiających się poza systemem. Inni jedynie wyrażają intencje lub stroją mniej lub bardziej głupowate miny w kierunku ludzi, którym cała polityka po prostu „zwisa” i starają się przetrwać z dnia na dzień lub po prostu cieszą się z życia, ponieważ mają to szczęście, że mają. Warto o tym pamiętać, w tym właśnie kontekście, że ta grupa jest niesłychanie nie homogeniczna. Znajduje się w niej pełen przekrój postaw społecznych, życiowych i politycznych. Z tego względu nie jest możliwy zamach na całość i zgarnięcie całej puli, jednakże przy odpowiednio sprecyzowanych elementach kampanii wyborczej i prekampanii jest to jak najbardziej możliwe przynajmniej dla kilku dużych segmentów, jakie dałoby się wydzielić z tej grupy.

    Otóż bardzo duża osób nieuczestniczących w wyborach nie idzie na nie, ponieważ jest przekonana, że nie ma, na kogo głosować. Zarazem byłaby skłonna głosować – antysystemowo, czyli w ramach wyrażenia sprzeciwu przeciwko całości dotychczasowego systemu politycznego, – jaki widzimy na scenie politycznej. Oznacza to, że stawkę dużego bloku niezdecydowanych, może zgarnąć ten polityk, który będzie wykreowany, jako autentyczny „naturszczyk” dotychczas niezaangażowany w działania polityczne po żadnej ze stron.

    Wiedzą o tym doskonale panowie Duda i Kukiz, wie o tym także pan Kaczyński, oni wszyscy próbują w jakiejś mierze bardzo inteligentnie podejść do tego elektoratu – właśnie w ramach schematu „tabula rasa”, czyli białej tablicy wykazującej swoją antysystemowość i czyste konto w kontekście rozliczeń i decyzji politycznych. Jednakże wszyscy wiemy, że tak przynajmniej w przypadku pana Piotra Dudy – lidera NSZZ Solidarność i pana Jarosława Kaczyńskiego – lidera Prawa i Sprawiedliwości nie jest i nie może być. W nieco lepszej sytuacji byłby tutaj pan Paweł Kukiz, jednakże jego problem polega na profilu społecznym, dzięki któremu jest znany. Nie da się ukryć, że ten człowiek zawdzięcza swoją popularność i to, że jest znany – muzyce, albowiem przez całe dorosłe życie zajmował się właśnie tworzeniem doskonałej i nawet zaangażowanej muzyki, jednakże to pozwala mu jedynie na etykietkę – twórcy i człowieka kultury, nawet, jeżeli zbuntowanego to tylko i wyłącznie artysty, a nie polityka. Oczywiście w niczym go to nie dyskwalifikuje, jednakże przed oddaniem na niego ewentualnego głosu należy się zastanowić, czy takiemu człowiekowi możemy powierzyć zdecydowanie o reformie OFE lub reformie systemu podatkowego. Nie mając nic przeciwko panu Kukizowi, co więcej nawet darząc go szczerą sympatią – należy zapytać, czy o naszym losie mają decydować już muzycy? Naprawdę jest tak źle, że dopiero muzyk – otworzył ludziom oczy? Może to śmiesznie zabrzmi, ale jednym z najskuteczniejszych i najlepszych prezydentów USA był stosunkowo marny aktor.

    Jeżeli zatem myślelibyśmy o zgarnięciu wielkiej stawki na naszej scenie politycznej i spowodowaniu rzeczywistego przewartościowania u milionów ludzi – trzeba pomyśleć o wykreowaniu osoby dotychczas niezaangażowanej w sprawy publiczne, ale na tyle znanej i na tyle „medialnej”, żeby można było ją wykreować politycznie, jako osobę wartą i godną zaufania publicznego.

    Tutaj powstaje olbrzymie pole do popisu dla samorządowców a konkretnie dla prezydentów polskich miast – takie osoby jak pan prof. Jacek Majchrowski, pani Hanna Gronkiewicz-Waltz, pan Rafał Dutkiewicz czy też pan Ryszard Grobelny to osoby o najwyższych kompetencjach publicznych potwierdzonych wynikami licznych wyborów. Kilku z nich udało się nawet wyrazić wspólną formułę polityczną Unia Prezydentów – Obywatele do Senatu przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi, jednakże wyborcy bardzo szybko się zorientowali, że na poszczególne godności senatorskie kandydują głównie byli działacze Platformy Obywatelskiej. Czyli zabrakło „czystości” lub mówiąc bardziej dobitnie „dziewictwa politycznego”, albowiem wyborca nie jest głupi i na lisów farbowanych, którzy już nieraz okazywali się „parówkowymi skrytożercami” nie będzie głosował.

    Jeżeli jednak znajdzie się grupa osób zdolnych do wygenerowania potencjału zaufania publicznego oraz przelania go na dotychczas nieznane i nieobciążone przeszłością polityczną osoby, to można się spodziewać, że taka inicjatywa odpowiednio przygotowana mogłaby bardzo wiele znaczyć w najbliższych wyborach.

    Wystarczy, że przekona się wyborców, że mogą głosować antysystemowo a zarazem da się rzeczywistą rękojmię powagi spraw publicznych. W efekcie skutek murowany, chociaż w naszej polityce nikt poza zwolennikami pewnego radia nie może być niczego pewien.