• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Krytyka krytyce nierówna, czyli kilka słów w trosce o rzeczową krytykę

    • By krakauer
    • |
    • 31 stycznia 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Różne są powody do krytyki politycznej, celują w tym zwłaszcza środowiska przeciwne opcji rządzącej, albowiem najłatwiej krytykuje się kogoś, kto musi „coś” robić, tzn. podejmować decyzje, albowiem wymaga od niego tego jego funkcja. Z tego powodu najsilniej krytykowany jest zawsze urzędujący rząd oraz prezydent.
    W ogóle władza w demokracji ma taki paskudny charakter, że podlega krytyce z racji sprawowania swojej funkcji i nie da się w żaden sposób od tego modelu odejść, albowiem to prawo do krytyki jest wyznacznikiem granicy pomiędzy demokracją a dyktaturą.
    W naszym kraju przyjęło się powszechnie ogólne narzekanie na wszystko, w tym narzekanie na rząd, jako podmiot odpowiedzialny za nasz codzienny los, za naszą biedę i problemy dnia codziennego – a co się także coraz częściej zdarza za brak możliwości rozwinięcia skrzydeł.
    Narzekają wszyscy, z prawa, z lewa w centrum – każdy Polak narzeka ile może – a w momentach szczególnych – tam gdzie może natychmiast dodaje do narzekanie krytykę, oczywiście w polityce – albowiem tutaj krytykować jest najłatwiej, ponieważ wszyscy się na polityce znają, a nawet jak się nie znają to mają prawo się wypowiadać „krytycznie”, – bo taka jest istota demokracji.
    Krytykuje się decyzje oraz brak decyzji, czego najlepszym przykładem był nasz obecny rząd zaraz po wyborach, – kiedy to być może dopiero szukając koncepcji na nową formułę rządzenia został skrytykowany za brak przygotowanych reform i ich nie wprowadzanie. Okazji do krytyki rządzących w demokracji nie brakuje, jednakże cały problem jakości demokracji a zarazem pośredniego wpływu na decyzje rządzących wynika z zasadności i jakości (oraz formy) podejmowanej krytyki. Jest to zbiór wyróżników, o których z rzadka jedynie pamiętają krytykujący.
    Często się mówi, że krytyka powinna być konstruktywna, tzn. powinna coś wnosić do omawianego zagadnienia, najczęściej po prostu proponować jakieś rozwiązanie – alternatywne w stosunku do krytykowanego. Czy nasz rząd jest poddawany konstruktywnej krytyce opozycji? Ile projektów ustaw przedkładają opozycyjne partie polityczne w odpowiedzi na propozycje rządowe? Czy taka praktyka w ogóle jest powszechna? Przecież zwołanie konferencji prasowej i „przejechanie się” po propozycjach rządu ma mniej więcej tyle z konstruktywnością wspólnego, co słynne już dzisiaj dyskusje ministra Rostowskiego z przewodniczącym Napieralskim z dyskusjami merytorycznymi.
    Cała nasza klasa polityczna ma pełną świadomość, że pewnych rzeczy „nie przeskoczymy”, chociaż byśmy nie wiem jak bardzo chcieli – same się pewne rzeczy nie wydarzą i nie staną. Nie wybudują się autostrady, nie zmodernizuje się kolej, nie poprawi się stan służby zdrowia – to wszystko wymaga odpowiedzialnych decyzji wynikających z mądrych i przemyślanych strategii, biorących swój początek w wizjach. Wizje biorą się z krytycznego myślenia, z refleksji na temat stanu istniejącego i zestawienia posiadanego obrazu do stanu pożądanego. Taka powinna być rola krytyki, zawsze musi coś wnosić nawet, jeżeli jest to sprawa zdawkowa i potencjalnie nie warta wypowiadania się.
    Polska publiczna dyskusja polityczna przebiega pod dyktando publikowania wypowiedzi mainstreamowych polityków przez mainstremowe media. Panowie i panie są zapraszani do „głównych” redakcji, które poświęcają im „główne” momenty czasu antenowego. W efekcie kształtuje się główny nurt publicznego dyskursu politycznego, który z jednej strony jest w zasadzie pełną i w niczym niepohamowaną krytyką rządu i rządzących, a z drugiej strony – mniej lub bardziej udolnymi próbami zwrócenia uwagi na istotę problemu, lub po prostu odbijaniem piłeczki. Specjalną role w polityczno-medialnej krytyce pełnią w naszych realiach dwie specyficzne grupy dyskutantów, pierwszą z nich są tzw. eksperci – osoby zapraszane przez media do wygłaszania wszelkiego rodzaju opinii. Drugą z nich są sami dziennikarze, którzy nie wiedzieć czemu, odchodzą od etosu – dziennikarza – relacjonującego i przyjmują rolę dziennikarza – komentatora wydarzeń politycznych, z tendencją do piastowania najwdzięczniejszej w ich mniemaniu roli – dziennikarza kreatora wydarzeń i faktów. Nie chodzi oczywiście o wymyślanie sztucznych problemów (aczkolwiek i z takimi sytuacjami mieliśmy do czynienia), ale o odpowiednie nadawanie tonu sprawom, których w ogóle nie powinno być na „wizji” lub w gazecie, – ponieważ są trywialne, małostkowe, żenujące lub stanowią zwykły materiał do zapychania czasu antenowego a robi się z nich „news”. Najgorzej jest, jeżeli taki „news” zacznie żyć własnym życiem po podchwyceniu go przez motywowanych parciem na szkło polityków… Wówczas mamy to, co mamy, czyli nasz medialnie moderowany przekaz medialny, w którym krytyka jest po prostu modna, albowiem najlepiej się sprzedaje.
    Reasumując, krytykując trzeba starać się coś wnieść do rzeczy – tak, żeby przedstawić jakąś alternatywę dla krytykowanego rozwiązania. Samo stwierdzenie, że „nie podoba mi się” nic nie znaczy w przypadku, gdy w danej sferze po prostu muszą być podjęte decyzję – albowiem tego wymaga polityka.