- Ekonomia
Kłopoty polskiej służby zdrowia a Facebook
- By krakauer
- |
- 03 stycznia 2012
- |
- 2 minuty czytania
Nie ma mądrego na rozwiązanie problemów polskiej służby zdrowia, protest lekarzy nieskorych do przyjęcia na siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności za system porusza nawet nowego Ministra Zdrowia pana Arłukowicza. Nasz system skonstruowany jest w oparciu o stare przyzwyczajenia obywateli do oferowania usług zdrowotnych za darmo, powszechnie i bez ograniczeń dla wszystkich. Te socjalne zaszłości będące podstawą naszego systemu finansowania opieki zdrowotnej pochodzą z poprzedniej epoki, w której pieniądz nie był faktycznym miernikiem efektywności gospodarczej, a o wszystkim decydowali centralni planiści w oderwaniu od realnych procesów gospodarczych.
Współcześnie pacjent udając się do lekarza na zabieg lub do apteki po zakup leku uruchamia szereg skomplikowanych procedur płatniczo-refundacyjnych, w których jego banalne i naturalne zachowanie powoduje bardzo duże zamieszanie związane z kwalifikowaniem zachowania pod względem odpłatności dokonywanej z państwowego funduszu dla najczęściej państwowej przychodni lub innego typu placówki medycznej. Koszty te w praktyce są transferowane z NFZ na rachunek poszczególnych szpitali, które pokrywają koszty swojego funkcjonowania związanego z leczeniem pacjentów. W przypadku refundacji leków sytuacja jest o tyle odmienna, że pacjent płaci bezpośrednio przy okienku, ale jedynie cząstkę lub część wartości danego leku – resztę w zależności od współczynnika finansuje ponownie Narodowy Fundusz Zdrowia płacąc za nas dopłatę do recepty po jej zrealizowaniu i zaksięgowaniu. Wszystko to jest opłacane z naszych składek opłacanych, co miesiąc.
W praktyce w kraju nie ma jednolitego rejestru osób ubezpieczonych, a ze zbieraniem składek jest istotny galimatias. Kilkakrotne próby przeprowadzenia informatyzacji służby zdrowia upadły, nie wprowadzając żadnych istotnych i wyczuwalnych dla pacjentów zmian. Nasz kraj przez 22 lata funkcjonowania w okresie gwałtownego rozwoju technologii informatycznych nie był w stanie się zinformatyzować pod względem obsługi świadczeń medycznych, prowadzenia kont pacjentów zawierających m.in. dokumentację medyczną itp.
Pozytywnym przykładem informatyzacji stałą się jedynie „Elektroniczna karta ubezpieczenia zdrowotnego” dawnej śląskiej kasy chorych. Jak czytamy na stronie śląskiego oddziału NFZ, „karta służy do weryfikacji w systemie Śląskiego OW NFZ statusu ubezpieczeniowego uprawnionego użytkownika karty. Jest także nośnikiem danych osobowych oraz służy do autoryzacji wykonanych świadczeń w ramach realizacji kontraktu ze Śląskim OW NFZ.” Poza tym przypadkiem nikomu się nie udało doprowadzić do tak zawansowanego stanu zinformatyzowania usług publicznych, a szkoda – albowiem lekarze nie bez powodu buntują się, że nie mają faktycznej możliwości stwierdzenia kto z ich pacjentów jest ubezpieczony a kto nie jest.
Teoretycznie tak system jest banalny do opracowania i wprowadzenia, wszelkiego rodzaju technologie informatyczne są dostępne, baza danych PESEL także – nie ma żadnych przeszkód poza kwestiami czysto politycznymi, aby taki system opracować i wdrożyć.
Idealnie byłoby, gdyby system informatyczny gromadził o nas wszelkie dane zdrowotne tzn. pełną historię choroby z opisem diagnoz lekarskich, wyników badań, zdjęciami RTG i innymi danymi niezbędnymi w procesie leczenia. Wówczas każdy mieszkaniec naszego kraju, bez względu na miejsce zamieszkania – mógłby się zgłosić do dowolnego lekarza, – który korzystając z dostępu do systemu – pobrałby komplet informacji o pacjencie (np. grupa krwi). Z pewnością w znacznej mierze poprawiłoby to efektywność procesów leczenia i zmniejszyło ich uciążliwość dla pacjentów, nie wspominając także o prawdopodobnie niższych kosztach ogólnych. Z niewiadomych powodów wprowadzenie takiego systemu opartego na zaawansowanej aplikacji bazodanowej jest w naszym kraju niemożliwe. W wyniku, czego możliwe są licznego rodzaju nadużycia i pomyłki jak np. w kwestii nadużywania zwolnień lekarskich itp.
Oczywistym jest, że tego typu aplikacja zawierająca dane skrajnie wrażliwe – wymagałaby specjalnego systemu zabezpieczeń i uprawnień dostępu. Lekarz laryngolog przyjmujący pacjentkę na urlopie, z gardłem sfatygowanym klimatyzacją nie musi mieć wglądu w dokumentację związaną z jej sprawami ginekologicznymi itp. Co więcej, każdorazowo dostęp do danych może być uruchamiany tylko i wyłącznie za pomocą dwóch haseł – jednego należącego do lekarza na jego terminalu dostępowym do systemu oraz drugiego należącego do pacjenta. Warto w tym wykorzystać także jakiś rodzaj urządzenia kodującego hasło – podobnie jak robią to prawie wszystkie banki w kraju stosując „tokeny” w dostępie do konta. Oferta najpowszechniejszych firm zabezpieczających tajność połączenia i jego szyfrowanie jest bardzo bogata – z pewnością można w bardzo prosty sposób tak dobrać poszczególne komponenty planowanego systemu, żeby był on z jednej strony powszechny a z drugiej bezpieczny i niezawodny. Ewentualnie można zdecydować się
Ponieważ należy stosować rozwiązania najprostsze, najpowszechniejsze a przez to najbardziej rozpowszechnione i znane warto skorzystać z koncepcji, idei i dorobku firmy, którą wszyscy powszechnie znamy. Fenomen sieci społecznościowych jest faktem, dominująca część społeczeństwa posiada na nim konto, jest z nim obeznana i sama z własnej nieprzymuszonej woli z niego korzysta. Podobnie z innymi tego typu sieciami jak np. Nasza Klasa, przykłady można mnożyć – mamy tego typu technologię w kraju, jak również prawdopodobnie nawet taki potentat jak Facebook nie odmówiłby pomocy w skonstruowaniu tego typu bazy danych jak planowana.
Nie ulega wątpliwości, że „Facebook Ubezpieczenia Zdrowotnego” musiałby być tajny, w skrajnym przypadku w ogóle nie odnosić się do personaliów danej osoby – umożliwiając identyfikację za pomocą np. fotokodu ściąganego z zewnętrznego identyfikatora, który ubezpieczony nosiłby przy sobie itp. Sposobów zabezpieczeń może być wiele, co więcej z pewnością nie byłby on w żadnej mierze skorelowany z głównym serwisem tego dostawcy. Warto w tym zakresie wykorzystać ideę działania w chmurze. Zawsze ochrona danych osobowych o informacji stanu zdrowia byłaby priorytetem.
Wdrożenie powyższej koncepcji byłaby banalna, po prostu każdy gabinet lekarski należałoby wyposażyć w terminal (np. laptop lekarza) i specjalne oprogramowanie. Chorzy podczas pierwszej wizyty byliby rejestrowani, i lekarz zaczynałby opisywać ich stan chorobowy bezpośrednio w stosownym oknie – danej karty chorobowej (danego rekordu danych). Poza tym równolegle całe społeczeństwo – byłoby wprowadzane do bazy danych i weryfikowane na podstawie rekordów z bazy PESEL. Jest to proste, banalne i wykonalne. Początkowo z pewnością spowodowałoby pewne turbulencje, ale jeżeli stać nas na nowe stadiony, to powinno być nas stać na zakup nawet kilkudziesięciu tysięcy laptopów z dostępem do bezprzewodowego Internetu i kamerką zewnętrzną – umożliwiającą wykonanie zdjęcia twarzy pacjenta. Dobór odpowiednich rekordów i kart zabezpieczeń (czytników, – jako końcówek dostępowych systemu) jest kwestią wtórną, z pewnością ich wyprodukowanie nie jest problemem dla krajowych potentatów branży elektronicznej.
W efekcie proponowanych zmian, w okresie np. 3 – 5 lat, czyli z częstotliwością korzystania z wizyty lekarskiej przeciętnego mieszkańca kraju – mielibyśmy do czynienia ze stopniową budową bazy danych – zawierającą wszelkie dane o chorobach i leczeniu pacjentów. Wszyscy by na tym zyskali, prawdopodobnie z wyjątkiem lekarzy, którzy obecnie w swoich diagnozach są nieomylni i niepodważalni. W proponowanym modelu – pacjent – klient miałby czarno – na białym wprowadzone wszelkie kluczowe dane dotyczące diagnozy i zaleceń lekarza.