• 16 marca 2023
    • Wojskowość

    Już nie mamy czasu na dylematy o nowoczesności lub masowości armii

    • By krakauer
    • |
    • 07 grudnia 2021
    • |
    • 2 minuty czytania

    Już nie mamy czasu na dylematy o nowoczesności lub masowości armii. Już jest na to za późno. Można było się nad tym zastanawiać mniej więcej w czasach prezydentury pana Aleksandra Kwaśniewskiego. Dzisiaj jesteśmy w zupełnie innej rzeczywistości zarówno politycznej jak i – co jest niesłychanie ważne – technologicznej w kwestiach obronności. Zmieniła się istotnie geopolityka, jak również rewolucja w zakresie elektroniki, dronów i sztucznej inteligencji, a przede wszystkim sposobów gromadzenia, dostarczania (w czasie rzeczywistym) i przetwarzania informacji – powoduje, że wszystko jest już inaczej. Rzeczywistość przyśpieszyła i to bardzo, bardzo znacznie i nie tylko w wymiarach, które rozumiemy jako klasyczne kwestie jak geopolityka lub siła militarna.

    Dyskusja jaka się niedawno w naszym kraju przetoczyła i została nagłośniona przez mendia (tu nie ma błędu) i media, miała charakter wrzutki mendialnej. Być może nawet próby otwarcia kolejnego pola dyskusji do krytykowania rządzących. Wiadomo, że w naszym kraju praktycznie wszyscy znają się na medycynie, w tym zwłaszcza na wirusach, piłce nożnej, skokach narciarskich oraz armii. Czołgi na defiladzie zawsze są piękne, a huk silników odrzutowych samolotów przelatujących nad Warszawą jest po prostu imponujący. Do tego jest mnóstwo ekspertów, blogów, vlogów i innych, podobnych materiałów – wszelkiej maści wojskoznawców. Dobrze, że to ma miejsce, albowiem jest niesłychanie ważnym, żeby po prostu budować świadomość pro obronną. Trzeba jednak umieć odróżniać papkę od rzeczywistości, a rzeczywistość jest już zero-jedynkowa.

    O naszym największym pragnieniu, o którym pisaliśmy 10 lat temu, czyli o posiadaniu przez nasz kraj broni niekonwencjonalnej, najlepiej jądrowej – nie można nawet marzyć. Lata dewastowania przemysłu zbrojeniowego, połączone z likwidacją garnizonów, jak również lansowaniem idei „armii ekspedycyjnej” zaowocowało naszą faktyczną niesamodzielnością w kwestiach obronnych. Przez lata traktowano armię i w ogóle potrzebę myślenia na poważnie o obronności, jako coś w ogóle dziwnego. Co prawda udało się kupić F-16, Rosomaki i nawet stare C-130, jednak coś takiego jak Ręczny Granatnik Przeciwpancerny z prawdziwego zdarzenia, przerasta zdolności naszych decydentów. O Marynarce Wojennej lepiej w ogóle nie pisać, bo po prostu robi się bardzo smutno, wręcz to horror – co prawda, nigdy nie było szału, ale żeby nie być w stanie podtrzymać zdolności podwodnych, czy chociaż zrobić z gotowej korwety – pełnowartościowej jednostki tej klasy, to po prostu skandal i kompromitacja. Być może nawet to dowody na jawną dywersję i po prostu zdradę. Generalnie szanse na wzmocnienie armii w oparciu o potencjały własne i zakupy potrzebnego sprzętu za granicą – istotnie zaprzepaszczono. To, co się udało i jest sukcesem również obecnego rządu, to niestety mało.

    Na zagadnienie trzeba popatrzeć w funkcji efektywności wydawanych środków. Nie chodzi o dylemat w rodzaju – czy kupić około 30 nowoczesnych samolotów, czy około 250 nowoczesnych czołgów, bo wiadomo, że potrzebujemy i tego i tego i śmiało można dopisać po jednym zerze za każdą z wymienionych pozycji! Wspólnym mianownikiem naszych działań musi być czas, a czas wymusza na nas nie tylko pójście na kompromis, ale przede wszystkim oznacza konieczność poświęceń. Potrzebujemy bowiem armii wystarczająco licznej i wystarczająco dostatecznie ilościowo i jakościowo uzbrojonej, żebyśmy byli w stanie przyjąć wyzwanie, które może być wobec nas postawione.

    Jeżeli nawet zdecydowalibyśmy się na przywrócenie poboru, bo to już raczej jest tylko kwestia czasu, to i tak żeby masa ludzi w mundurach o różnym statusie związania z armią, była w stanie względnie efektywnie wykorzystać swój potencjał, to musi mieć coś więcej, niż karabinek 5,56 mm! Potrzeba obrony przeciwlotnicznej i przeciwrakietowej z prawdziwego zdarzenia, a walka z dronami jest koniecznością. Tylko jak się obronić przed rakietą hipersoniczną?

    Nawet jeżeli mielibyśmy górę pieniędzy, to nie będziemy w stanie ich efektywnie wydać, bo nie mamy własnego przemysłu, który byłby w stanie nam dostarczyć taką broń i w takiej ilości, jaka jest potrzebna. A kupienie czegoś za granicą dzisiaj będzie już o wiele droższe, niż przed laty, co więcej – będzie powiązane z pytaniami politycznymi.

    Chyba najrozsądniejszą rzeczą jaką można zrobić dla zapewnienia sobie odpowiedniego potencjału obronnego, a zarazem zniechęcenia każdego przeciwnika do chęci „wejścia” do naszego kraju pozostaje obrona masowa. Oznacza to, masowe szkolenia wojskowe dla ludności oraz w zakresie Obrony Cywilnej, o której trzeba zawsze pamiętać. Jak i może przede wszystkim, pozwolenie ludziom – przeszkolonym – na posiadanie broni w domach. Jeżeli będziemy w stanie nad takim zjawiskiem zapanować, to będzie istotnym czynnikiem poprawiającym naszą odporność na zagrożenia zewnętrzne i to stosunkowo tanio. Do tego jest potrzebna jednak ciągła inwestycja i ciągły rozwój profesjonalizacji armii, tak żeby jednostki profesjonalne były w stanie mieć inicjatywę na polu walki.

    Obronność kosztuje. Trzeba mieć tego świadomość i to zaakceptować. Naprawdę do prowadzenia wojny potrzeba – pieniędzy, pieniędzy i ropy! Budżet Ministerstwa Obrony Narodowej i służb specjalnych, trzeba podnieść, realnie trzeba podwoić. Co więcej, należy go urealnić, usuwając wydatki na emerytury z wydatków wojskowych, bo to nie o to chodzi już obecnie. Bez pieniędzy i świadczeń osobistych – nie ma co myśleć na poważnie o obronie. Wróci pobór, zwiększymy wydatki, jakoś tam będzie… Już nie mamy czasu na dylematy o nowoczesności lub masowości armii. Trzeba działać pragmatycznie i mieć natychmiastowe efekty. Co przy świadomości, że wdrożenie nowego systemu uzbrojenia – na poważnie – to kilka lat, a na pewno 2-3, możemy sobie życzyć szczęścia.