- Paradygmat rozwoju
Już 11 lat minęło od 1 maja 2004 roku
- By krakauer
- |
- 01 maja 2015
- |
- 2 minuty czytania
Już 11 lat minęło od 1 maja 2004 roku, 11 lat jesteśmy w Unii Europejskiej, przez 11 lat korzystamy z członkostwa i zarazem ponosimy jego koszty. Bilans jest jednoznacznie dodatki, jednakże nie można milczeć na temat problemów, w tym szklanego sufitu, który chyba już każdy widzi. Po 11 latach czas najwyższy to powiedzieć, że w ramach dotychczasowego paradygmatu członkostwa – nie przebijemy ani tego szklanego sufitu, ani nie będziemy odnosić z członkostwa praktycznie żadnych systemowych korzyści. Być może nawet grozi nam dezintegracja, jako suma wynikowa destrukcyjnych procesów, które targają naszą gospodarką i duszą społeczeństwo.
Owszem można krytykować Unię, jako taką – widać dzisiaj, że przyjęta koncepcja w tej formule, w jakiej ona trwa – się nie sprawdza. Unia Europejska musi się zdecydować na jakieś „albo”, w tym znaczeniu, że albo chce trwać a w tym celu musi się integrować i umacniać, albo godzi się na niewiadomą, wówczas każde inne działanie jest dopuszczalne, ale uwaga, bo będzie wyścig.
Nasz problem polega na braku alternatywy. Jako państwo samodzielnie nie jesteśmy w stanie sprostać globalizacji, dobrym przykładem funkcjonowania państw samodzielnych jest Turcja, Białoruś, Ukraina – mówimy głównie o kwestiach gospodarczych. W każdym z tych przypadków widać, że o wiele bezpieczniej jest być na pokładzie wielkiego okrętu, niż na małym pontonie, czy też znając nasz pech – na dętce z wiadomo, czym w wodzie. Globalizacja to nie jest zabawa dla outsiderów, ani dla słabeuszy, nie mówiąc już o ludziach niezdolnych do szybkiego podejmowania i skutecznego wdrażania decyzji. Globalizacja jest o wiele brutalniejsza niż – brutalna jest dla nas, ta kosztowa strona Unii. Przykładowo, gdybyśmy byli poza Unią, nie ma żadnych gwarancji, żeby przetrwał nasz przemysł. Mogło być jeszcze gorzej, mogliśmy go przed likwidacją utrzymywać przez 20 lat. Dlatego, nie można obrażać się na rzeczywistość, zapłaciliśmy straszną cenę. Jednak ta cena dzisiaj to już głównie koszty przeszłych okresów, owszem w części także i utraconych korzyści. Myśląc pozytywnie można to umiejętnie wykorzystać.
W naszym interesie jest jak najsilniejsza, jak najbardziej zintegrowana, ale niekoniecznie już dalej rozszerzająca się Unia Europejska. Lepiej jest poświęcić energię na budowanie, moderowanie, tworzenie przyszłości – niż nie wiadomo do końca czyje interesy. To, co mamy na dzień dzisiejszy w Europie jest dla Europejczyków wystarczające. Niestety prawdopodobnie zła, błędna i nie wiadomo w czyim interesie prowadzona polityka wschodnia jest poważnym ciosem w nasz wspólny europejski dom, który ma swoje problemy – głównie ekonomiczne na południu. Opanowanie tego kryzysu i zapewnienie ludzi tych krajów o skuteczności działania Unii Europejskiej jest naszym obowiązkiem, wartym solidarności i poświęcenia, jeżeli będzie taka potrzeba.
Unia jest wartością samą w sobie. W naszym interesie jest ucieczka do przodu i pójście za ciosem. Im szybciej Unię Europejską uda się przekształcić w regularną konfederację, skupiającą w sobie wszystkie kompetencje zewnętrzne państw członkowskich, jak również fundamentalne kwestie ekonomiczne i prawne związane z polityką rozwoju – tym mniejsze koszty zapłacimy. Owszem, koszty uwspólnienia długu na pewno będą znaczne, jednakże bez wspólnego długu nie ma mowy o wspólnej Europie. Potrzebujemy jednego rządu europejskiego, jednego europejskiego parlamentu, potrzebujemy europejskich ministrów, potrzebujemy europejskich sił zbrojnych, europejskich instytucji – gwarantujących zachowanie unijnych standardów na całym kontynencie. A nade wszystko potrzebujemy najwspanialszego wynalazku Europy – jej wspólnej waluty.
Jeżeli ktoś zapyta, dlaczego? Nie warto odpowiadać, bo nie da się odpowiedzieć jednoznacznie na takie pytanie. Trzeba się zapytać o alternatywę? Co możemy osiągnąć, jako państwo narodowe? Otoczeni ryzykiem wojny, biedy, konkurencji? Czym jesteśmy wobec globalizmu? Wszyscy krzykacze powinni sobie uświadomić, że nie ma alternatywy dla dalszej integracji. A państwa tak rządzone jak nasze, tylko mogłyby zyskać na wspólnym rządzie, który ograniczałby rząd krajowy np. w prowadzeniu idiotycznej polityki zagranicznej lub wyniszczającej polityce wewnętrznej.
Jedna Unia Europejska potrzebuje jednego rządu – jednego Prezydenta! Nie ma żadnego powodu, dla którego nie mielibyśmy zaufać wspólnej przyszłości, albowiem – nie ma alternatywy, tzn. jest bo zawsze jest alternatywa, tylko dlaczego nie skorzystać z szansy przejścia na w ogóle inny poziom rozwoju niż działo się to przez ostatni 1000 lat? Albo mamy naturę reformatorów i chcemy iść do przodu – OWSZEM RYZYKUJĄC, albo myślimy w perspektywie niedzielnego rosołu. Tylko problem polega na tym, że jak będziemy sami to NIC do redystrybucji nam nie przybędzie. Jeżeli zaś, zdecydujemy się na coś więcej, co w znacznej mierze ograniczyłoby możliwości psucia państwa przez krajowych polityków – to mamy szansę na wartość dodaną i korzyści skali. Przez 1000 lat istnienia Narodu zawsze o tym marzyliśmy, czas wcielić marzenia w życie. Odpowiedzią na nasze wszelkie problemy i bolączki jest WIĘCEJ EUROPY – WIĘCEJ UNII EUROPEJSKIEJ, WIĘCEJ WSPÓLNOTY – NIECH EUROPA BĘDZIE JEDNOŚCIĄ. Dzisiaj – w tych warunkach jakie są – Unia Europejska jest jedyną ideą, za którą warto oddać życie. In varietate concordia!