- Polityka
Nie jesteśmy mięczakami, wojna dla nas zawsze będzie opcją
- By krakauer
- |
- 21 września 2014
- |
- 2 minuty czytania
Nie jesteśmy mięczakami, wojna dla nas zawsze będzie opcją, z którą musimy się liczyć. Bez własnego wyboru i bez własnej winy, zawsze może przydarzyć się nam jakaś wojna, czy też dowolny konflikt, gdy któryś z sąsiadów albo zacznie mordować naszych rodaków, albo zapragnie panować nad naszym terytorium. Tak tutaj jest, to właśnie jest normalność nad Wisłą, a przynajmniej zawsze taka była. Do dzisiaj pomimo tysiąca lat doświadczeń, w tym co najmniej 123 lat wielkiej hańby – nie zrobiliśmy niczego dla umocnienia państwa w taki sposób, żeby mieć pewność co do wyniku każdej kolejnej wojny. Tym, którzy są patriotami i się już obrazili trzeba przypomnieć, że o wyniku wojen już nie decydują bitwy Husarii. Co więcej, często o wyniku wojen nie decydują nawet bitwy, ponieważ tak się już dzieje, że nie trzeba wypowiadać wojny, a winę za własną agresję nazywaną obroną można umiejętnie zrzucić na kraj sąsiedni.
Niespełna pół wieku Polski Ludowej dało nam poczucie niesłychanego bezpieczeństwa, rzeczywiście, bowiem byliśmy – wbrew woli dominującej części Narodu w bloku polityczno-wojskowym, którego bał się cały świat. Z perspektywy czasu możemy to sobie powiedzieć zupełnie otwarcie – każdy, kto zaatakowałby Układ Warszawski byłby zniszczony. Dzisiaj, w realiach tego Sojuszu już wiemy, że „Polska powinna zachowywać się jak polska rozsądna kobieta”. Pani premier Kopacz jest małym źródełkiem normalności i pragmatyzmu w naszej polityce, którą już próbuje się zakrzyczeć. Takiej wypowiedzi brakowało nam od ponad siedmiu lat, to jest właśnie podejście, które pokazuje naszym partnerom, że jednak nie wszyscy Polacy są psychicznie chorymi rusofobami, zdolnymi do podpalenia naszego kontynentu w imię własnych fobii.
Trudno jest ocenić, czy do zmiany retoryki rządzących w Polsce wystarczył ich własny zdrowy rozsądek, realia zagrożenia zewnętrznego, czy też dąsy sojuszników. W istocie jednak to nie ma znaczenia, liczy się przede wszystkim skutek tego typu nastawienia – zmieniamy politykę wobec wschodu, być może nawet skończymy z poronionym partactwem wschodnim. Być może nawet będzie normalniej, w tym znaczeniu, że nie będziemy dostarczać broni na Ukrainę, jak również uda się naprawić dramatyczne stosunki z Rosją (i nieistniejące z Białorusią). Każde słowo premiera jest ważne, powinniśmy się cieszyć, że pani Kopacz w taki sposób zaczęła.
W istocie, bowiem ratuje nas tylko i wyłącznie pragmatyzm, może jeszcze tym razem uda się nam uniknąć konfliktu zbrojnego, może będziemy mieć więcej czasu na przygotowanie się, ale naprawdę nie możemy okłamywać naszego społeczeństwa, że nic nam nie grozi w znaczeniu klasycznych zagrożeń, jakie zdarzają się na naszym terytorium. W praktyce, bowiem jest tak, że niestety jesteśmy przerażająco słabym krajem. Sam pobyt w Sojuszu nie ma dla nas znaczenia, a ze względu na obowiązek obrony krajów bałtyckich może być nawet strategiczną pułapką, albowiem w banalny sposób możemy stracić armię. Nasza dotychczasowa polityka na wschodzie była najdelikatniej mówiąc kreacją fikcji, o którą obecnie nasi partnerzy z Europy Zachodniej prawdopodobnie mają do nas uzasadnioną pretensję. Ściągnęliśmy na siebie ryzyko wejścia w cudzy konflikt, chociaż nikt od nas nie wymagał nawet zabrania głosu! Czy to jest logiczne? Czy to jest słuszne? Czy to jest rozsądne?
Rządy pani Kopacz dają szansę na zmianę akcentów w naszej polityce zagranicznej, jednakże zarazem powinniśmy dawać wyraźne sygnały, że nie jesteśmy mięczakami, a wojna dla nas zawsze będzie opcją. Oznacza to, co najmniej znacznego zwiększenia wydatków na wojsko i reorganizację całej obrony. Jeżeli będzie taka potrzeba musimy zaakceptować znaczny wzrost tych wydatków, ponieważ mamy nie wiadomo ile czasu.
Jeżeli natomiast ktoś uważa, że jeżeli w sąsiednim domu ktoś morduje dzieci sąsiadów i my mamy od razu iść z pomocą, ten niech sobie przypomni czyje dzieci mordowali dziadkowie tych dzisiaj rzekomo mordowanych dzieci. Nigdy, naprawdę nigdy nie można ulegać propagandzie! Zawsze można dać sobie czas na odpowiedź, ewentualnie odpowiedzieć filozoficznie. Oczywiście pod warunkiem, że jest się samodzielnym premierem, a nie wypadkową kompromisu trzech frakcji politycznych.