• 17 marca 2023
    • Religia i państwo

    Jeden z Kościołów stracił szansę udowodnienia że jest mądrzejszy niż władza świecka

    • By krakauer
    • |
    • 28 marca 2021
    • |
    • 2 minuty czytania

    Jeden z Kościołów stracił szansę udowodnienia że jest mądrzejszy niż władza świecka, co więcej stracił – unikalną szansę – wykazania, że mu zależy na społeczeństwie i to w tym najbardziej istotnym z doczesnych formatów – na jego zdrowiu i życiu.

    Wiadomo, że potrzeby duchowe obywateli są bardzo ważne, z najwyższym szacunkiem i zrozumieniem, a nawet pełnym poparciem należy odnosić się do potrzeb osób wierzących. Jest zupełnie zasadnym, że państwo nie tylko toleruje, ale także wspiera działalność związków wyznaniowych, kościołów i organizacji religijnych. To jedna z potrzeb obywateli, generalnie taka sama jak wszystkie inne. A na pewno jako „taka sama”, jak wszystkie inne powinna być rozpatrywana, tj. wedle gradacji ludzkich potrzeb, w wymiarze indywidualnym i zbiorowym.

    W wymiarze potrzeb indywidualnych problematyka religijna może być postawiona bardzo wysoko, zwłaszcza u osób głęboko wierzących lub osób, które w dopełnianiu religijnego zwyczaju upatrują sposobu na życie. Natomiast nie może być tak samo traktowana w wymiarze zbiorowym, ponieważ są wśród nas także osoby niewierzące, wątpiące i w ogóle nie uznające świata niematerialnego. Jako państwo mamy obowiązek uwzględnić także ich prawa, ich wrażliwość, potrzeby, oczekiwania i wymagania. To, zaś powoduje, że religia jako taka i potrzeby wynikające z samego faktu, że ktoś w coś wierzy, musi ustępować w gradacji potrzeb zbiorowych – potrzebom powszechnym i niemożliwym do zakwestionowania przez ogół.

    W przypadku Chrześcijan zwyczaj gromadzenia się w świątyniach jest niezbędną koniecznością, a w tym okresie ze względu na jedne ze świąt, w istocie najważniejsze święta dla Chrześcijaństwa – wiąże się to z wieloma zwyczajami dodatkowymi tj. święcenie pokarmów, dodatkowe wizyty w świątyniach itd. Już raz to przerabialiśmy w zeszłym roku i odbyło się z bardzo poważnymi ograniczeniami, jakoś się dało. Jednak wówczas, byliśmy w innej sytuacji pandemicznej, nie było tak wielu zarażeń, a dzięki postawie ludzi udało się to wszystko ograniczyć do niezbędnego minimum.

    Obecnie jest inaczej, ilość zarażeń sięga 30-kilku tysięcy, umierają setki ludzi, nie ma miejsc w szpitalach, karetki robią za przechowalnie ludzi, czekając na śmierć na oddziałach, system jest zatkany – nie działa tak jak powinien, nie ma co liczyć na automatyzm pomocy na zasadzie standardowej. Wirus jest okrutny, mutuje i ciągle zaskakuje ludzi medycyny.

    To oznacza, że władza nie ma wyjścia, nawet za cenę totalnego zamknięcia wszystkiego musi dążyć do ograniczenia możliwości i ryzyka transmisji wirusa w społeczeństwie. Władza nie boi się zamknąć sklepów budowlanych, fryzjerów lub siłowni, jednak na świątynie – nie ma siły. Rząd nawet nie odważył się wydać rozporządzenia, a jedynie zaapelował i czekał na stanowisko Kościoła dominującego, który nie zgodził się na zamknięcie swoich świątyń. W bardzo sprytny sposób, przerzucono odpowiedzialność na lokalnych przedstawicieli Kościoła dominującego, zostawiając im autonomię decyzyjną w zakresie działań – oczywiście przy zapewnieniu wymaganych przez rząd 20 m. kw., dla jednej osoby. Jaką to jest fikcją można było się przekonać w części świątyń Kościoła dominującego w ostatnią niedzielę.

    Bezwzględnie to trudna sprawa, albowiem do świątyń chodzą głównie osoby starsze, jak również rodziny z dziećmi, jak i młodzi ludzie, którym jeszcze zależy na dopuszczeniu do sakramentów. To oznacza, że możliwość i ryzyko transmisji wirusa jest znaczne, bo chociaż kościoły jako budynki są duże, to jednak przebywa w nich olbrzymia ilość ludzi, mieszając się wzajemnie i często ściskając przy wejściu-wyjściu. Ryzyka nie da się więc wyeliminować, można je ograniczyć, tylko to oznacza zmniejszenie ilości ludzi jednorazowo na uroczystości religijnej. Pomysł na to, żeby było ich więcej, były częstsze jest bardzo dobry, ponieważ to pozwala ludziom na mniejsze mieszanie się (mniejszy zakres próby jednostkowej w ograniczonym miejscu u czasie).

    Zastanawiające jest to parcie duchownych na podtrzymanie zwyczaju, w zasadzie obowiązku gromadzenia się ludzi w świątyniach. Z jednej strony to dla nich zysk finansowy, albowiem zbierają wśród swoich zwolenników pieniądze (nieopodatkowane realnie), a im więcej ludzi tym lepiej, ponieważ większe prawdopodobieństwo, że coś będzie wrzucone. Równolegle jednak zachodzi tutaj o wiele bardziej istotne zjawisko, niesłychanie interesujące, otóż dla wielu osób uświadomienie sobie, że mogą żyć bez chodzenia do Kościoła (świątyni) nie zmienia niczego w ich życiu. Poza czystym zyskiem czasowym, bo nie tracą czasu na przemieszczanie się i udział w uroczystościach religijnych. Jednak ich życie wygląda dokładnie tak samo.

    Pomysł na transmitowanie uroczystości religijnych nie jest w pełni akceptowany przez przedstawicieli Kościoła dominującego, ponieważ to jest substytut udziału na miejscu. Bez możliwości świadczeń pieniężnych, jak również łatwość takiego udziału powoduje, że ludzie odzwyczajają się od zwyczaju „chodzenia do kościoła”.

    To wszystko jest zastanawiające, ale widać u oficjalnych przedstawicieli Kościoła dominującego, większą troskę o interes Kościoła jako instytucji, niż wiernych. Ponieważ takie uczestnictwo, to nic innego jak prawdopodobna eutanazja powiązana z budową odporności stadnej. Jeżeli bowiem istotą jest kontakt wiernych ze świętością i oddawanie jej czci, to przecież nic złego się nie stanie, jeżeli przez jakiś czas wierni będą obcować z tą świętością indywidualnie np. czytając świętą księgę (jakie to niebezpieczne! – jeszcze zaczną rozumieć!)?

    Sprawa jest trudna, albowiem z punktu widzenia ogółu, potrzeby duchowe realizowane zbiorowo są istotnym czynnikiem ryzyka przekazywania wirusa. Na czas pandemii, czynności religijne z udziałem wiernych, powinny być ograniczone do niezbędnego minimum, tego co jest konieczne – tj. pogrzebów. Wszystko inne, naprawdę może poczekać.

    Sytuacja w której rząd względem ogółu wydaje zakaz kontaktowania się (gromadzenia się) w ilości powyżej 5 osób w jednym miejscu, nawet na świeżym powietrzu, a zarazem zezwala osobom wierzącym, na gromadzenie się w ich świątyniach – jeżeli będzie zapełniony współczynnik 20 m. kw., na osobę, a zarazem weryfikację tego stanu zostawia dysponentom tych miejsc to najdelikatniej mówiąc nierówne traktowanie ludzi. To jest łamanie prawa, a ściśle Konstytucji.

    Jeden z Kościołów stracił szansę udowodnienia że jest mądrzejszy niż władza świecka, wystarczyło poprosić wiernych, żeby przez następne 3 tygodnie powstrzymali się od zbiorowych czynności religijnych, zapewniając ich, że wszystkie rzeczy w które wierzą, działają także na odległość. Przecież taka jest idea wiary sama w sobie? A szef oficjalnych przedstawicieli Kościoła dominującego, mógłby to nawet zrobić odgórnie dla całego świata… nawet jeżeli państwo miałoby za to dać tej instytucji “dotację”, to i tak by się to nam wszystkim opłacało.