- Paradygmat rozwoju
Jak przetrwać i rozwijać się w warunkach permanentnej niepewności?
- By krakauer
- |
- 21 maja 2015
- |
- 2 minuty czytania
Ryzyko sytuacyjne i generalna niepewność jutra są pochodnymi procesów globalizacji, w pewnym sensie to są jej niechciane dzieci – wywołane przez dychotomię wartości, skale podziałów oraz przyśpieszenie rozwoju w tych częściach świata, w których dotychczas nie zużywano zasobów naturalnych, co najwyżej dostarczano je gdzieś indziej, bez śmiertelnej konkurencji o ich dostępność i wynikowe przetwarzanie.
Odbudowa pozycji Zachodu wobec Azji, bez zmiany dogmatów ograniczających rozwój i kanalizujących postrzeganie świata jest niemożliwe. Być może to właśnie kryzys roku 2008, był próbą przeprowadzenia resetu dostosowującego gospodarkę i co ważniejsze – społeczeństwo Zachodu, do nowych o wiele bardziej brutalnych standardów? Dotychczasowe dogmaty społeczne, opierające się na państwowych gwarancjach socjalnych dla obywateli – to kamień u szyi państw zachodnich i całego modelu gospodarczego.
Państwa Zachodu wzmocniły swój potencjał przez rynki i przedsiębiorczość państw pośrednich – jak Polska, czy innych aspirujących w mniejszym lub większym stopniu do modelu społeczno-gospodarczego opartego na dogmatach neoliberalnych i rynkowych. „Kokosy” z renty transformacyjno-prywatyzacyjnej, jakie zachodnie rekiny połknęły przy okazji takich zdarzeń jak np. plan pewnego profesora o marnej reputacji w dokonującej rabunkowej transformacji Polsce, jeszcze na jakiś czas wystarczą do wzmocnienia bazy kapitałowo-wytwórczej Zachodu. W jego społeczno-ekonomicznej historii, te wpływy, benefity i zdobyte rynki, to nic innego jak powtórzenie sukcesów ze złotej epoki okresu kolonialnego. W Chinach doskonale się pamięta, kto i kiedy kazał im przyjmować opium w zamian za herbatę, jedwab lub srebro. Niestety te doświadczenia spowodowały, że właśnie Chińczycy są dzisiaj mądrzejsi i nie dali się „wydoić” na outsourcingu, tylko umiejętnie skopiowali co się dało, a skala ich możliwości powoduje, że nie da się po prostu stanowić dla nich konkurencji, bez przeskoku technologicznego lub przywrócenia barier celnych. Pierwsza opcja jest jeszcze długo przed Zachodem, o ile w ogóle będzie możliwa, a druga opcja póki co nie wchodzi w grę, ponieważ nie ma czym zastąpić importu i przywrócenie barier celnych bez substytutów na rynku wewnętrznych spowodowałoby wzrost cen, inflacje, niezadowolenie społeczne itd.
Niestety Zachód nie ma koncepcji na dalszy rozwój. Ślepe dążenie do realizacji założeń dogmatów niszowych jak np. wywodzący się z dogmatyki myślenia tzw. zrównoważonego rozwoju – ekorozwój i idąca za nim polityka ekologiczna, to w istocie podcinanie korzeni europejskiego przemysłu. Nie da się bowiem prowadzić działalności przemysłowej bez zatruwania środowiska, jeszcze tak zaawansowani nie jesteśmy, a inwestowanie w tym kierunku bardzo dużo kosztuje, co czyni w warunkach przenoszenia kosztów na produkt i końcowego konsumenta – ryzyko nieopłacalności produkcji warunkowanej ekologicznie. Takich przykładów jest więcej, niestety nie tylko nie myśli się o nich, często jest gorzej – pomimo posiadania świadomości i wiedzy, co do stanu rzeczy i możliwych scenariuszy – celowo wybiera się możliwie najgorsze z nich, jak np. polityka klimatyczna Unii Europejskiej – dowód w zasadzie na pełne oderwanie decydentów od realiów i nieliczenie się z potrzebami unijnych społeczeństw, zwłaszcza tych uboższych. Niestety ani Transatlantic Trade and Investment Partnership (TTIP) (Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji), ani montaż finansowy tzw. Planu Junckera w postaci Europejskiego Funduszu na rzecz Inwestycji Strategicznych (EFIS), który stanowi główny element obliczanego na 315 mld Euro Planu inwestycyjnego dla Europy – nie dadzą nam tego, co dają normalne inwestycje sektora przemysłowego. W uproszeniu chodzi o to, że można się bawić w polityki dotyczące np. rozwoju ekonomii społecznej, planować wsparcie dla III-ciego sektora w życiu publicznym, czy też sponsorować mniejszościom seksualnym gazetki, jednakże nie można przeciwstawiać się spalaniu więcej, produkowaniu więcej mocy i wytwarzaniu więcej – taniej i lepiej. Po prostu muszą być zapewnione warunki dla biznesu, tak żeby nie musiał się liczyć ze sztucznymi ograniczeniami, zniechęcającymi lub w ogóle wykoślawiającymi myślenie o rozwoju. Rozwój to po prostu więcej, lepiej płatnych miejsc pracy. Jeżeli przy tym uda się nie zniszczyć środowiska – i tak zdewastowanego – to będzie wspaniale, a jeżeli się nie uda, to niestety takie są koszty postępu. Alternatywą jest bezrobocie pokolenia 20 latków, pensje ograniczające egzystencje do wegetacji 30-latków i śmieciówki wchodzących na rynek – jeżeli w ogóle się pojawiają I TO W SKALI DWÓCH KONTYNENTÓW – EUROPY I AMERYKI PÓŁNOCNEJ! Czy rzeczywiście nikt tego nie widzi, ani w Brukseli, ani w Waszyngtonie lub Ottawie?
Co więcej, biorąc pod uwagę niektóre aspekty polityki społecznej (emigracyjna) i polityki realizowanej ad hoc w sprawach międzynarodowych (sankcje wobec Rosji) – Zachód nie ma koncepcji nawet na to jak przetrwać, we współczesnym Świecie. Ponieważ generalnie stosuje politykę samoograniczania się i de facto inżynierii społecznej, która jest pochodną polityki emigracyjnej – NAZYWAJMY RZECZY PO IMIENIU!
Wszystko dzieje się w warunkach permanentnej niepewności, to ona jest punktem i ramami odniesienia. Do generalnych kłopotów społeczno-ekonomicznych, dochodzą teraz poza systemowe – jak np. możliwa wojna z agresorem zewnętrznym. Nie będziemy się licytować, kto stanowi dla Europy większe zagrożenie, jednakże faktem jest, że ani na Ukrainie, ani na Bliskim Wschodzie nie dzieje się dobrze – w czym Unia Europejska miała w obu przypadkach swój negatywy wkład.
Na to wszystko nakłada się jeszcze niepewność co do natury i głębi relacji z dotychczasowym wielkim sojusznikiem zza wielkiej wody. Kraj ten okazał się po prostu krajem szpiegującym, jak również bez mrugnięcia okiem przerzucającym swoje problemy gospodarcze na otoczenie. Konkurencja Euro, nie pasuje wielbicielom druku bezwartościowych zielonych papierków. Niestety mało kto, w Europie na to zwraca uwagę, a tu już na horyzoncie – daleko na Wschodzie pojawiają się chińskie koncepcje tworzenia alternatywnych instytucji wspierania wzrostu gospodarczego i rozwoju, które prędzej czy później doprowadzą do umiędzynarodowienia chińskiej waluty.
Nasz kraj, nasze lity muszą udzielić odpowiedzi – jak przetrwać i rozwijać się w warunkach permanentnej niepewności? Czy w ogóle jesteśmy to w stanie zrobić na poziomie wspólnoty ograniczonej do poziomu narodowego? Daje to wytyczne do polityki integracyjnej lub jakichś form autarkicznych, przynajmniej na tyle, na ile dałoby się je przedsięwziąć. To są problemy, które powinny były być rozpatrywane jako wariantowe scenariusze przed przyjęciem Polski do Unii Europejskiej, jednakże przeważył hurra optymizm. Więc jest tak jak jest, a póki co jeszcze nie jest tragicznie. Jednak musimy znać wszelkie możliwe pytania i odpowiedzi na nie, zanim jeszcze zostaną zadane. Inaczej lepiej zająć się prokreacją… nic innego nie ma sensu i nie zagwarantuje nam przetrwania.