- Paradygmat rozwoju
Jak odebrać rolnikom KRUS, albo…?
- By krakauer
- |
- 15 lipca 2012
- |
- 2 minuty czytania
Jedno zdanie w tytule, a w nim dwa kłamstwa. Po pierwsze prawdziwi rolnicy, tj. osoby produkujące żywność na rynek już od dawna są przedsiębiorcami. Po drugie nie może być tutaj w ogóle mowy o krzywdzie przy odbieraniu przywileju, albowiem istniejąca sytuacja miała od początku charakter regulacji nadzwyczajnej a po 22 latach transformacji trzeba uznać, że społeczeństwo spłaciło już swój „dług” względem tych, co je żywią i jak trzeba było je bronili.
Jest oczywistym, że obecny mechanizm KRUS to nic innego jak sposób państwa na systemowe wspieranie produkcji rolnej, w tym niezwykle istotnego w polskiej tradycji i kulturze „mitu włościańskiego”, albowiem transfery socjalne na wieś znacząco przyczyniły się do wzmocnienia nazwijmy to rustykalnego stylu życia. Ta przyjemność kosztuje budżet około 15 mld zł rocznie, za co w zamian mamy względnie tanią podstawową żywność, (chociaż o tym można dyskutować), zakonserwowany problem społeczny, mający swój rodowód jeszcze w dawnych relacjach własnościowych na wsiach. Jeżeli zatem, suma korzyści ze zwiększenia zmuszonej do większej aktywności zawodowej ludności wiejskiej ma wystarczyć na pokrycie kosztów uczestnictwa w systemie oraz zrównoważy ogólny wzrost kosztów żywności, to zdecydowanie należy przeprowadzić stosowną reformę.
W pierwszej kolejności należy zamknąć system, czyli nikt nowy w żaden sposób po określonej dacie nie ma prawa wejść do systemu uprawniającego do świadczeń z KRUS. Wymaga to specjalnej ustawy sejmowej, oraz wprowadzenia zasady, że każdy nowy rolnik jest przedsiębiorcą. Co więcej należałoby wprowadzić zachęty systemowe zachęcające ludzi już należących do systemu KRUS-owskiego do przechodzenia na prowadzenie działalności, jako przedsiębiorcy. Prawdopodobnie jedyną rzeczą mającą realne znaczenie, jaka mogłaby zachęcić rolników do tego typu zmian mogłoby być zezwolenie na odliczanie podatku VAT do kosztów działalności, to coś rzeczywistego, realnego, prawdziwego, w co można przysłowiowo „wbić zęby”. Z pewnością byłoby to coś za coś, a dochody podatkowe z tej grupy społecznej obecnie wynoszące naprawdę niewiele, – dlatego cokolwiek nawet w przypadku tak poważnych odpisów byłyby dodatnie.
Następnie nie będzie wyjścia, ale reszta ludzi w systemie musi być traktowana po prostu, jako koszt poprzednich formacji ustrojowych. Nie ma się, co oszukiwać, ale jest to ostatni akcent wspierania wsi kosztem społeczeństwa poza sfinansowaniem dogorywającego systemu emerytalnego wieś nie ma już, co liczyć na dalszą pomoc kosztem ogółu, który nie ma, co ukrywać sam nie jest zbyt bogaty.
W ostateczności przemiany na wsi muszą wymusić systemową zmianę funkcjonowania polskiej prowincji, zgodnie z najbardziej atawistycznymi trendami. Wymierania wsi nie da się powstrzymać, w perspektywie kilkudziesięciu lat nikt tam nie zostanie, albowiem nie ma tam źródeł dochodów umożliwiających egzystencję więcej niż 5-10% społeczeństwa, to maksimum, a nie 20-30% jak obecnie. Czy to się nam podoba, czy raczej nie – wszelkie zmiany urealniające ekonomiczne podstawy funkcjonowania polskiej wsi będą oznaczały zakończenie setek lat przemian polskiej wsi.
Jakiekolwiek systemowe zmiany muszą być poprzedzone odpowiednią kampanią społeczną przedstawiającą sprawy takimi, jakie one są. Koszty, źródła finansowania – po stronie obciążeń oraz korzyści w postaci praktycznego sponsorowania liczącej się klasy społecznej. Trzeba przedstawić ludziom realne koszty, jakie dotychczas poniesiono z tytułu sponsorowania wsi, należy uczciwie rozliczyć 22 lata, wykazać brak chęci wsi do zmian i konieczność stymulowania ich z wewnątrz systemu, albowiem przyszłe koszty systemu, jeżeli nie ulegnie on zmianie. Chodzi po prostu o przedstawienie kosztów dalszego trwania sponsoringu wsi przez kolejne kilkadziesiąt lat. Wymowa liczb zrobi swoje, przedstawi wielkość kosztów i wyświetli ludziom prawdę o kosztach subsydiowania tak licznej i tak mało wydajnej ekonomicznie grupy społecznej.
Czy mamy inną alternatywę? Czy możemy zrobić coś innego, czyli zaniechać zmian? Innymi słowy, czy jest trzecia droga? Coś innego niż zabieranie wsi przywilejów lub dalsze finansowanie tego nowotworu na chorym ciele polskiego narodu? Tak jest takie rozwiązanie, jednakże wymagałoby ono konsekwentnej pracy i nakładów wspierających strukturyzację całej gospodarki i eksport, albowiem to w eksporcie doskonałej polskiej żywności można odnaleźć przyszłość polskiego rolnictwa. Jeżeli udałoby się stworzyć system wspierający standaryzację i masowość produkcji i przetwórstwa żywności – a następnie znaleźć rynki dla polskiej nadwyżki żywnościowej, to polską wieś czekałaby wspaniała, wręcz sielankowa przyszłość. Dzięki masowemu eksportowi wysoko przetworzonej żywności doskonałej, jakości, polska wieś mogłaby przestać być ciężarem dla gospodarki i utrzymującego ją społeczeństwa, a stać się wiodącym elementem gospodarki. To tylko kwestia dostrzeżenia szansy, poczynienia odpowiednich zmian systemowych, stworzenia mechanizmów zachęt i wspierania eksportu. Jesteśmy członkiem najpotężniejszego aliansu gospodarczego, jaki kiedykolwiek widział świat, nikt nie jest w stanie zabronić nam eksportowania naszych produktów. Wystarczy chcieć, albowiem chcieć to móc, tu nie ma filozofii, przy odrobinie starań samo wyrośnie, najpoważniejszym problemem jest de facto deficyt wody, a ilość rąk do pracy na wsi, przy dobrej strategii mogłaby okazać się atutem, zwłaszcza, jeżeli z produkcją żywności skojarzyć by produkcję energii odnawialnej, zgodnie z zasadą „wszystko, co gnije to skarb”.
W dzisiejszym świecie żywność, a zwłaszcza możliwość zapewnienia jej stałych dostaw, na wysokim poziomie jakościowym i w dużej ilości – to najbardziej strategiczny zasób, jakiego można pożądać. Wszystko da się zastąpić substytutami, ropę – biopaliwami, wodorem, prądem elektrycznym, metale – odzyskiem i tworzywami sztucznymi, generalnie od czasów zastąpienia kauczuku – jego sztucznym substytutem – wszystko można zastąpić wszystkim, nie ma granic dla nauki. Natomiast mleka, sera, masła, zboża, mąki, ogórków, dżemów, mięsa – nie da się zastąpić niczym. Żywność to potęga, do producentów nadwyżek żywności należy XXI wiek, wystarczy tylko to sobie uświadomić. Nie możemy zmarnować posiadanego potencjału, to przyszłość dla nas i naszych dzieci. Na rozwój sektora Hi-Tech jest już za późno, poza tym to nie jest proste, natomiast na produkcję najwyższej, jakości żywności zawsze będziemy mogli sobie pozwolić.
Możemy tylko życzyć sobie takiego myślenia o rolnictwie, niestety nic nie wskazuje na chęć przekształcenia rolnictwa w atut, zbyt wielu siłom politycznym w naszym kraju zależy na zakonserwowaniu status quo – niemocy i niskiej efektywności na naszej wsi, albowiem tylko taki stan rzeczy jak obecny zapewnia kilku grupom użytek a nie poszukiwania możliwości rozwoju, chociaż z pozoru wszyscy mają jak najlepsze intencje.
Przejdź na samą górę