• 17 marca 2023
    • Religia i państwo

    Invitro i inne potworki skutecznie oddzielą Kościół od rządzących?

    • By krakauer
    • |
    • 11 marca 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Invitro, aborcja, konwencja „antyprzemocowa” to trzy główne potworki, które wyznaczają oś sporu ideologicznego we współczesnej Polsce. Ponieważ większość społeczeństwa uznaje się za wierzących, to jest istotny czynnik uzasadniający słuchanie głosu Kościoła dominującego i innych kościołów i związków wyznaniowych w tym przedmiocie, trzeba przyznać wyjątkowo niewdzięcznym i trudnym.

    Niestety trafiło na dwie kampanie wyborcze, najpierw obecnie trwającą prezydencką, a potem na parlamentarną. Tymczasem rządzący z niezrozumiałych powodów, zamiast dystansować się od spraw ideologicznych – podejmują te tematy, przez co przesłaniają inne o wiele ważniejsze dla państwa i jego obywateli. Trzeba bowiem uczciwie przyznać, że co najmniej dwa z tych problemów jak i w istocie także trzeci, bo przemoc w rodzinie polskiej to praktycznie temat tabu – to kwestie osobiste, przeżywane najczęściej w zaciszu własnych domów. Poza tym można zapytać, dlaczego państwo ma dopłacać komuś do zapłodnienia – jeżeli nie wywiązuje się z obowiązku pomocy obywatelom w przypadku „innych chorób”, które mają o wiele dramatyczniejszy charakter, bo przykładowo oznaczają wyrok śmierci? Jeżeli zaś, ktoś bardzo chce mieć dziecko, bez względu na przyczyny – niech po prostu się sam o to postara. Państwo powinno przede wszystkim ratować ludzi, których zdrowie i życie są zagrożone, niepłodność nie zabija, a jej przyczyny bywają różne, często są związane ze sposobem życia kobiety, a w szczególności z nadużywaniem różnego rodzaju „wymyślnych” farmaceutyków. Oczywiście nikt tego problemu tutaj nie próbuje umniejszać, albowiem to wielki dramat i poważny problem społeczny, jednakże są ludzie, którym grozi śmierć ponieważ w naszym kraju leczy się np. raka w generalnym standardzie zapóźnionych cywilizacyjnie w stosunku nawet do Czech, a co dopiero do naprawdę rozwiniętych krajów! Państwo powinno wybierać priorytety wsparcia kierując się ich ważnością, a nie populistycznym krypto-feministycznym myśleniem o charakterze w istocie snobistycznym.

    Jednakże problem jest o wiele bardziej złożony, jak do tej pory Kościół dominujący generalnie nie wypowiadał się w przedmiocie kwestii poruszanych w tej kampanii prezydenckiej. Były jedynie słyszalne napominajcie głosy niektórych hierarchów, jednakże jak na możliwości tej instytucji to nawet nie był szmer.

    Jest oczywistym, że zawsze to było tak, że o poparcie tejże instytucji się zabiegało. Niestety jej specyfika powodowała, że te zabiegi trzeba stale ponawiać, ponieważ ci panowie bardzo lubią być stroną, która wszystko może, ale niczego nie musi. Taka jest istota tej instytucji i nic się na to nie da poradzić, w tym znaczeniu, że taki jest stan rzeczy wynikający z przełożenia tej instytucji na odbiór publiczny. Skala z jaką możliwe są tutaj działania przerasta nawet największe media w Polsce o ile nawet nie wszystkie media łącznie. Dlatego nikt nigdy Kościoła dominującego nie lekceważył.

    Tymczasem, w wyniku działań rządu w sprawie tych trzech potworków ideologicznych, jedynie słuszny kandydat ma problem. Ponieważ niezbędnym dopełnieniem konserwatywnego oblicza jest i musi być obrazek o charakterze sakralnym. Bez błogosławieństwa hierarchów nastąpi wyraźne pęknięcie tego wizerunku, wręcz nie będzie on dopełniony, w tym zakresie, że nie da się w Polsce być konserwatystą i nie współdzielić w tym zakresie poglądów Kościoła dominującego, a niestety tak się składa dla jedynie słusznego, że Kościół dominujący w Polsce, w sprawach światopoglądowych jest wyjątkowo nazwijmy to umoralniający.

    W praktyce oznacza to, że jeżeli jedynie słuszny kandydat za bardzo się opowie w jednej z trzech wskazanych spraw, to będziemy mieli potem festiwal braku poparcia. Co to w praktyce oznacza, to chyba nie trzeba nikomu mówić, ponieważ konkurencja polityczna nie śpi i ma o wiele łatwiej w tej sprawie, gdyż może się zupełnie odpowiedzialnie opowiedzieć w kontrze w przypadku wszystkich trzech zagadnień i tylko to zadziała na plus, wzmacniając stalowy elektorat.

    Być może jest też tak, że sami hierarchowie nie wiedzą jak wybrnąć z sytuacji, w której ich pupile u władzy wyhodowali im trzy takie niewdzięczne potworki i muszą zajmować stanowisko w sprawie w istocie oczywistej, ale tak żeby nie spalić za sobą mostów, ponieważ nic bardziej nie ujmuje Kościołowi powagi niż udawanie że jest wszystko w porządku przez władzę. To pierwszy krok do lekceważenia, kiedy to władza może nabrać przekonania, że już nie potrzebuje Kościoła. Z punktu widzenia tej instytucji jest to zaprzeczenie samej istocie jego wpływów u źródła.

    Z pewnością będzie wypracowany jakiś kompromis, który pozwoli jedynie słusznemu nadal wschodzić do Kościoła głównymi drzwiami, jak to powiedział jeden z jego doradców. Tymczasem jednak nie jest dobrze, ponieważ cena tego kompromisu rośnie, a rachunek zapłacicie wy szanowni czytelnicy…