- Ogólna
Intelektualny regres polskiej lewicy
- By Stach Glabinski
- |
- 23 września 2013
- |
- 2 minuty czytania
Opublikowanie nowego numeru Przeglądu Socjalistycznego [Źródło: tutaj] stanowi dobry pretekst do zastanowienia się nad przyczynami marnej kondycji polskiej lewicy. Mam na myśli widoczny w tym egzemplarzu, a typowy dla całej polskiej lewicy, nienormalny brak zainteresowania ideami, propozycjami programowymi i podobnymi produktami intelektu powstającymi w naszym środowisku. W omawianym numerze, a to samo dotyczy wszystkich znanych mi publikacji zaliczanych do nurtu lewicowego ostatnich kilkunastu lat, próżno szukać artykułu poświęconego rozpatrywaniu aktualnie publikowanej myśli politycznej. Nie widzę nawet, by ktokolwiek próbował, co jest przecież często i z pożytkiem dla czytelnika stosowane, podeprzeć się np. w formie przypisu lub dygresji sądem wyrażonym przez koleżeństwo po piórze. Doświadczenie wskazuje zarazem na to, że aspirujące do nowatorstwa i aktualności artykuły omawianego wydania PS, podobnie nie zostaną zauważone przez nikogo. A dotyczy to nie tylko takich tytułów jak „Kuźnica”, „Forum klubowe”, „Krytyka Polityczna”, „lewica.pl” itd., lecz także przyszłego wydania macierzystego periodyku i jego witryny internetowej. Ba, nawet nie znam zdarzenia, by któryś nasz lewicowy autor przypomniał swój wcześniej wyrażony sąd. Krótko mówiąc rzucone myśli nie doczekują się ani kontynuacji, ani polemiki, czy choćby pytań o szczegóły. Po prostu mamy na lewicy obraz kompletnej martwoty intelektualnej.
W konkretnym przypadku omawianego n-ru, co jest typowe dla wszystkich naszych publikatorów, nie ma artykułu lub choćby notatki o aktualnej myśli lewicowej. Mógłby jednak ktoś zaprotestować twierdząc, że – choć nie tak oczywiste – oznaki zainteresowania istnieją. Np. Andrzej Ziemski na stronie 7 napisał, że „diagnoza sporządzona na użytek m.in. Kongresu Lewicy, który zbiera się w połowie czerwca, zawiera wiele cennych spostrzeżeń i elementów programowych”, jednak czytelnik z cytowanego zdania dowiaduje się jedynie, że wspomniane treści Autor ponoć uważa za „ciekawe” (jestem przeciwnego zdania, ale teraz nie o to chodzi), co stanowi nic nie mówiący komplement. W dalszym ciągu tego samego artykułu A.Z. rzuca uwagę, że „wymagają one rzetelnego opisania i interpretacji. Do dziś tego nie zrobiono a niektórzy historycy żerujący na ludzkiej niewiedzy podrzucają wybrane fakty i opinie, aby je później wykorzystywać wyłącznie w walce politycznej” odnoszącą się do wspomnianych w tym samym akapicie zdarzeń. Wynika stąd, że Autor widzi zarówno sens i możliwość pisania o owej „diagnozie” w sposób dający się nazwać „zainteresowanie tematem”, jak i stwierdza ogólny brak tego „zainteresowania”, czym potwierdza moją opinię o istnieniu „martwoty intelektualnej” przynajmniej w odniesieniu do wspomnianej „diagnozy”. Zarazem uwidacznia się brak istniejący w artykule, zacytowane bowiem zdanie mogłoby skłonić czytelnika do namysłu, gdyby Autor przynajmniej wymienił kilka przykładów ilustrujących jego jałowe, rzucone bez wskazania dowodu i winowajcy, oskarżenie.
Podobnie nie jest – jak to nazywam – „zainteresowaniem poglądami” poprawny, lecz bezrefleksyjny, czysto formalny, podany w dalszej części artykułu opis aktualnego stanu lewicy polskiej. Razi tam szczególnie nazwanie ideowością „wyrazistej orientacji” (str. 12), co odniesiono do Millera. Jeśli bowiem nawet przyjmiemy, że, sprzeczne z własnym zdaniem głoszonym przed kilku laty, hasła głoszone aktualnie przez tego polityka nie wynikają jedynie z rozważenia koniunktury wyborczej, to przecież brak jakiejkolwiek dyskusji wskazuje na bezrefleksyjność ogółu członków, którzy kilka miesięcy wcześniej tak samo milcząco asystowali Napieralskiemu kokietującemu biznesmenów z BCC. Bierne podporządkowanie się dyrektywom przywódcy, a taki przebieg miało przyjęcie owej „wyrazistej orientacji” przez partię, nie jest ideowością! Nie jest też nią niepoddany wewnątrzpartyjnej dyskusji, a więc czysto werbalny, dokonany przez samowładnego lidera przekaz owej „wyrazistej orientacji”.
Opisuję te braki, które – zastrzegam, nie dotyczą tematu objaśnionego w tytule artykułu – gdyż są one charakterystyczne. Aczkolwiek więc w konkretnym przypadku Autorowi nie można zarzucić popełnienie błędu, to pozostaje faktem, że zarówno aktualny zeszyt PS, jak i cała publicystyka lewicowa są pozbawione tekstów omawiających idee i propozycje programowe przedstawiane przez zwolenników naszej formacji aktualnie żyjących w Polsce, a artykuły, w których ten wątek występuje ubocznie – jak to widać na powyższym przykładzie – bezrefleksyjnie omijają konkrety. Gdyby ten brak (ew. uproszczenie zamierzone przez Autora) miało miejsce tylko w nielicznych tekstach, nie byłoby sensu o tym pisać. Jednak w publicystyce lewicowej pomijanie konkretów jest regułą, a ta wstrzemięźliwość pozwala zachować miłą, ale zarazem zgniłą atmosferę charakterystyczną dla „towarzystwa wzajemnej adoracji” w którym nikt nie krytykuje, nie zadaje pytań, nie zgłasza wątpliwości. Zarazem ten brak sporów, pytań itp. towarzyszących próbom przedstawienia efektów przemyśleń świadczy o fatalnym stanie umysłów członków środowiska, w którym zjawisko to występuje. Jeżeli, jak to u nas ma miejsce we wszystkich znanych mi bardzo licznych przypadkach, myśl aspirująca do nowatorstwa nie znajduje żadnego odzewu, możliwe są tylko dwa wytłumaczenia: albo jest ona bublem intelektualnym, albo wszyscy przejawiają chorobliwe zadowolenie z siebie pozwalające lekceważyć to, czego mogą się dowiedzieć. Najostrzejsza nawet krytyka jest dowodem, że coś z pisania wynikło, podczas gdy przemilczenie kompromituje zarówno autora oraz redaktorów jak i czytelników.
Podobnie przygnębiające wnioski dotyczące stanu umysłowości polskiej lewicy wynikają z uwag nasuwających się po lekturze artykułu Bartosza Rydlińskiego „Dlaczego Centrum im. Ignacego Daszyńskiego jest potrzebne polskiej socjaldemokracji?” oraz z zanotowanych głosów w debacie nt. „Demokratyczny socjalizm – utopia czy realna perspektywa?”, w których – jak sądzę – widoczna jest powszechna w publicystyce lewicowej bezmyślność przejawiająca się brakiem autokrytycyzmu, przerażającą nieumiejętnością stawiania pytań (przypuszczalnie spowodowana blokadą czy autocenzurą umysłową) i epatowanie się wywoływaniem znanych nazwisk czy popisywaniem się znajomością historii, co – podejrzewam – stanowi rodzaj zasłony skrywającej odczuwaną (acz usilnie spychaną do podświadomości) miałkość własnych wywodów.
W pierwszej kolejności razi wielokrotne powoływanie się przez wszystkich Autorów na demokrację i jednoczesny brak wzmianki o niedemokratycznym, wodzowskim funkcjonowaniu SLD. Przecież jeżeli nawet np. pan Rydliński jakimś cudem tego faktu nie dostrzega, to winien zwrócić uwagę na powszechnie znane opinie Cimoszewicza, Kika i wielu innych osób. A taka przecząca podstawom lewicowości koincydencja chyba jednak zasługuje na omówienie bardziej niż obdarzenie CID mianem „sldowskiej przybudówki”, czemu z jakiś przyczyn Autor poświęcił część swych wywodów. Podejrzewam zresztą, że nieświadomość pana R. jest udawana, o czym świadczy enigmatyczna wzmianka o „pragmatyzmie elit”, który dotyczy również SLD, jako że ta (chyba ten?) “nacechowana jest w pewnym sensie skazą całego systemu polskiej demokracji przedstawicielskiej”. No cóż, w istniejącym wodzowskim systemie sponsorowane przez partię „centrum” jest w praktyce prywatną własnością aktualnego lidera, a to wyklucza poruszanie spraw dlań niewygodnych.
Dodatkowo pan Rydliński stwierdza, że „odbudowanie pozycji polskiej socjaldemokracji” ma się urzeczywistnić przez „spotkania różnych progresywnych środowisk politycznych”, co nijak ma się do rzeczywistej działalności CID ograniczającej się do produkowania kiepskich tekstów mających stworzyć „intelektualne” tło dla osoby Millera. Nie wiadomo też, skąd autor uzyskał wiedzę, że spowodowany przez postponowanie reguł demokracji zanik na lewicy zdolności do dyskusji Instytut zdoła naprawić. Wobec wielokrotnie wspominanego przez wszystkich Autorów ścisłego związku demokracji i socjalizmu logicznym jest zastanowienie się, czy może jednak wymagająca odbudowy „pozycja polskiej socjaldemokracji” jest spowodowana brakiem owej demokracji? Stanowczo teza o uzdrowieńczym działaniu jakiś „spotkań”, które jakoby mogą się odbywać tylko w CID, bez uzasadnienia okazuje się być rzuconą ot tak sobie „z kapelusza”.
Drugim – jak wspomniałem – przejawem bezmyślności jest brak wątpliwości (dubio ergo sum), brak pytań, które przecież narzucają się. Nie jest dla mnie zrozumiałe np. jak prof. Anna Siwik mogła pominąć milczeniem niepokojącą sprzeczność między pozytywnym wydźwiękiem opisu historii programu PPS a kompletnym brakiem efektów i aktualnym statusem partii kanapowej. Razi przy tym bezsens zdania wspominającego „alergiczną wręcz niechęć społeczeństwa do wszystkiego, co po 1989 roku kojarzyło się nie tylko z socjalizmem, ale z lewicą generalnie”, czemu przecież przeczą wyniki wyborów 1993 i zwłaszcza 2001 roku. Referat wygłoszony przez A.S. miał być przecież wstępem do dyskusji. Jak w takim razie rozumieć zupełny brak wzmianki o tym, jak poszczególne fakty i oceny mogą być wykorzystane przy szukaniu odpowiedzi na pytanie czy socjalizm jest „utopią czy realną perspektywą?”. A są podstawy, by wątpić w stwierdzoną [przez panią profesor realność np. sukcesu PPS w demokratycznych wyborach 1945 roku, czy uzyskanie zgody na bezodszkodowaniowe wywłaszczenie majątków obszarniczych.
Podobnie trudno jest mi wyobrazić sobie związek między tematem debaty a referatem prof. Marii Szyszkowskiej naszpikowanym zaklęciami na demokratyzm i jakąś nieokreśloną ideowość, której jakoby brakuje lewicy a posiada ją PiS. Przy tym, po przeczytaniu tej wypowiedzi odniosłem wrażenie, że mówiąc o posiadaniu lub braku ideowości partii Autorka ma na myśli nie stan umysłów ogółu członków, lecz jedynie werbalne deklaracje lidera, osoba którego stanowić ma chyba istotę organizacji, podczas gdy reszta jest mało znaczącym dodatkiem.
Ogólnie całość wypowiedzi pani profesor oceniam jako zbieraninę frazesów, w której nie mogę dopatrzeć się jakiejkolwiek przewodniej myśli. Niby mamy końcowy wniosek, że w Polsce powinniśmy praktykować „socjalizm pacyfistyczny”, jednak jak to dziwo ma funkcjonować w realnym świecie i jakim sposobem ten wniosek ma wynikać z poprzedzającej go powodzi wzniosłych i podszytych dramatyzmem rozważań, pojąć nie mogę. Z całą zaś stanowczością, w oparciu o dane historii twierdzę, że społeczeństwo polskie, aczkolwiek posiada wiele wad, jest na tyle rozwinięte, iż wbrew twierdzeniu Autorki zarówno demokracja jak i socjalizm mogą być w nim urzeczywistnione. Należy natomiast zawołać „medice cura te ipsum”, gdyż widoczne w publicystyce pani MS: brak tak istotnego w działalności demokraty zainteresowania zarówno uczestnikiem dialogu (czytelnikiem) jak i pisaniną innych autorów (cechujące, jak wspomniałem, całą elitę lewicową), oraz zabrnięcie w filozoficznych rozważaniach nad socjalizmem w regiony oderwane od rzeczywistości wskazują, że zarówno w odniesieniu do demokratyzmu jak i socjalizmu winna pani profesor wiele przemyśleć i ewentualnie nauczyć się.
O to samo apeluję do Piotra Machalicy, z tą jednak różnicą, że jego główny błąd w pojmowaniu socjalizmu jakie dotyczy akceptowania sprzecznych z demokratyzmem praktyk stosowanych na lewicy, czy to w formie „niedostrzegania” wodzostwa Millera, oraz bezkrytycznego udziału w Centrum im. Daszyńskiego o dość podejrzanej, tajemniczej postaci (np. oficjalnie nastawione na dyskusje, dostępne jest jedynie dla osób i opinii wyselekcjonowanych wg. ściśle utajnionych kryteriów, które dają jako rezultat odrzucenie wszelkich wypowiedzi poza pozwalającymi utrzymać korzystny obraz lidera SLD).
Zresztą artykuł pana Piotra, choć w porównaniu z poprzednim posiada wyraźną logiczną strukturę prowadzącą do założonego celu (trochę jednak niedopasowanego do tematu debaty), również zawiera masę stwierdzeń przyjętych bez przemyślenia. Przecież przykłady choćby Szwecji lub republiki San Marino we Włoszech zdają się przeczyć przekonaniu, iż jeśli „demokratyczny socjalizm ma zostać urzeczywistniony, to tylko w skali regionalnej”, zaś twierdzenie, iż „powrót do Polski armii reemigrantów, którzy zetknęli się z europejskim modelem socjalnym połączonym z państwem neutralnym światopoglądowo może spowodować wytworzenie się w Polsce nowego elektoratu lewicy” ma sens jedynie, gdy założymy, że postulowany pobyt w obcym kraju obdarza delikwenta mocą nadprzyrodzoną.
Kończąc wyjaśniam, że nie analiza omawianych tekstów jest celem mojego listu i z tego względu pominąłem wiele innych krytycznych uwag. Chodzi mi o to, by zwrócić uwagę na powszechną na lewicy bezmyślność, głoszenie sądów bez należytego ich przemyślenia, a podobnie sprawa wygląda od strony odbiorcy – czytelnika. Nie widzę możliwości poprawy kondycji polskiej lewicy, jeżeli przynajmniej jej elita nie zdobędzie się na krytyczny ogląd publikowanych tekstów i dzielenie się powstałymi w trakcie lektury uwagami, pytaniami i wątpliwościami.
I jeszcze jedna uwaga: w międzyczasie Andrzej Ziemski opublikował [Źródło: tutaj] artykuł „Lewicowy projekt dla Polski”. Ponieważ jest to uporządkowana analiza stanu polskiej lewicy (pod każdym względem przewyższający trudno dostępną opinię o zbliżonej tematyce ogłoszoną na łamach Centrum im. Daszyńskiego), mógłby stanowić podstawę do dyskusji na bardzo ważny temat. Niestety, ani na witrynie Przeglądu Socjalistycznego nie można dopatrzeć się śladu zainteresowania wymianą zdań z czytelnikami, ani sam Autor nie podaje informacji o tym, jaką drogą można przesłać uwagi, a lektura artykułu nasuwa podejrzenie, że Autor swoje zdanie traktuje jako prawdę ostateczną.
Stach Głąbiński; Gdańsk 2013-07-23