- Ekonomia
Inflacja = drogie pożyczanie
- By krakauer
- |
- 23 stycznia 2022
- |
- 2 minuty czytania
Inflacja = drogie pożyczanie, ponieważ nikt kto pożycza pieniądze, nie chce ich pożyczać z wizją straty. Dotyczy to wszystkich, wszędzie i dosłownie każdego, zwłaszcza jak ktoś ma wieloletni kredyt, to właśnie odczuwa problemy. Podobnie jest z długiem państwa. Obligacje, a ściślej ich obsługa – płacenie odsetek od zaciągniętego długu – zaczyna być problemem, a będzie jeszcze większym dla władz publicznych. Już wiadomo tylko, że będzie drożej. Jednak uwaga, to wcale nie oznacza, że będzie źle. To do tej pory było źle, jak władze publiczne mogły się zadłużać w zasadzie bez kosztów, bo oprocentowanie było prawie żadne, żadne lub w przypadku niektórych krajów nawet ujemne. Te czasy się skończyły.
Najpierw taka ogólna refleksja – jak był szok naftowy po wojnie na Bliskim Wschodzie, to było wiadomo z czego wzięła się inflacja (wojna w Wietnamie również w niej zwłaszcza USA pomogła). Dzisiaj ropa nie podrożała nadzwyczajnie, węgiel również – trzymają się swoich cen – nazwijmy to – przewidywalnych. Jednak gaz ziemny zaskoczył wszystkich. Nie jest to jednak główny nośnik inflacji, który mógłby o niej przesądzać w wymiarze globalnym.
Dostępne analizy wielu ekspertów, w tym zwłaszcza tych, którzy biorą pieniądze od wielkiego kapitału, są w istocie źródła inflacji jednoznaczne. Pieniądze rozdane ludziom trafiły na rynek, zaczęto je konsumować, a nie pojawiło się tyle dóbr – usług – produktów, żeby masę pieniądza zrównoważyć. Co więcej, pojawiły się istotne braki w dostawach. Zrobiło się mniej produktów, ale pojawiło się więcej pieniędzy – ponieważ, to ma wymiar globalny, to musi być drożej.
To „drożej” oznacza wydawanie więcej jednostek pieniądza w czasie, w zamian za daną jednostkę dóbr. W przypadku, gdy tym dobrem jest pieniądz, mamy do czynienia z klasycznym wzrostem oprocentowania. Tu nie ma filozofii, to tak działa, nie da się tego oszukać, przekłamać lub udawać, że się nie da.
Co prawda jest sposób, Chiny myślą o drożeniu starych pomysłów średniowiecznych książąt z feudalnej Europy. Chodzi o dawanie pieniądzom daty ważności. W dobie pieniądza elektronicznego, to by było ciekawe samo w sobie. W czasach feudalnych, lokalny władca, po prostu informował poddanych, że od nowego roku lub po jakimś święcie obowiązuje nowy pieniądz z jeszcze piękniejszą podobizną jego lub jego zamku i można go od niego kupić np. za 2 stare pieniądze, które obowiązywały do tej pory. A jak się komuś nie podobało, to zawsze można było go wrzucić do lochu lub połamać kołem. W dobie pieniądza elektronicznego, to zadziała jak regulaminy mediów społecznościowych, po prostu coś zniknie i tyle.
Póki co jesteśmy w sytuacji, w której władze publiczne pożyczyły bardzo dużo pieniędzy od ludzi i od specjalistycznych firm pośredniczących w zarządzaniu kapitałem i mających więcej pieniędzy, niż całe nasze państwo. Za te pieniądze – już wydane – płacimy odsetki. Wraz ze wzrostem inflacji, jest czymś normalnym jak to, że świeci słońce – rosną również odsetki. Ponieważ, nikt nie będzie nam pożyczał pieniędzy, poniżej tego jak one tracą na wartości. Aktualnie 10-letnie obligacje naszego rządu, są wyceniane na do 4% w skali roku. Obligacje są masowo wyprzedawane przez inwestorów, ponieważ to oprocentowanie jest poniżej odczuwanej inflacji, która jest wyliczana oficjalnie na ok. 8-9%. Instytucje finansowe i ogólnie inwestorzy biorą inflację na poważnie. W USA sięga 7% w Strefie Euro 5% – żartów nie ma. Zdaniem części ekspertów o wiele lepiej jest inwestować – nawet w akcje – niż w obligacje. To rodzi swoje konsekwencje, bo nie ma co robić z pieniądzem. Zwłaszcza, że zarówno FED jak i Europejski Bank Centralny ograniczyły skup obligacji publicznych, za drukowane wcześniej pieniądze.
W Polsce jest jeszcze śmieszniej, bo wiadomo, że inflacja sięgnie 10% lub więcej, a główne stopy procentowe są na poziomie 2,25%. Jest oczywistością więc, że stopy procentowe muszą rosnąć, a oprocentowanie obligacji je wyprzedzać. Z TEJ PROSTEJ PRZYCZYNY, ŻE INACZEJ – NIKT ICH NIE KUPI. A jak nikt ich nie kupi, to się zaczynają problemy, ponieważ generalnie część kapitałową długu – spłacamy prawie w całości nowym długiem. Natomiast odsetki od kolosalnego długi spłacamy podatkami z budżetu. Dotychczas było wspaniale, ponieważ oprocentowanie było nikłe. Więc budżet państwa, nie tylko mógł się radośnie zadłużać, to jeszcze obsługa długu była tańsza, niż powinna być przy standardowym poziomie relacji oprocentowania – odsetek.
U nas dlatego jest jeszcze śmieszniej, ponieważ nawet walcząc z inflacją w istocie nasz rząd – ją stymuluje, ponieważ działania jakie robi są ad hoc – mają charakter pomocy doraźnej. Obniżono opodatkowanie i akcyzę, ale wiadomo, że to wróci do standardowego poziomu. Wcześniej jednak zdąży podrożeć o wartość inflacji, ponieważ ani producenci, ani handlowcy nie są frajerami. W konsekwencji jak wzrosną ceny – powrót do pełnych stawek podatków i akcyzy dopiero napędzi tak inflację, że będzie nam wszystkim smutno. Przykładowo Węgry wybrały nieco inną drogę – zamrożenia cen np. benzyny. Można to zrozumieć, ale miejmy świadomość że regulacja cen oznacza niedobory – witamy w realiach gospodarki centralnie planowanej!
Proszę pamiętać, że wyższe stopy procentowe przekładają się na całą gospodarkę, na wszystkich, którzy biorą kredyty – państwo, samorządy, korporacje, wszyscy. Niestety nadal duża część naszego długu jest denominowana w walutach obcych, a to oczywiście również kosztuje swoje i będzie więcej kosztować.