- Soft Power
O hipokryzji zachodnich demokraci, czyli jak Turcja walczy z serwisami społecznościowymi?
- By krakauer
- |
- 23 marca 2014
- |
- 2 minuty czytania
Turcja – wspaniały kraj, cudownych ludzi tak bliski nam Polakom. Państwo demokratyczne, z laicką twarzą Islamu, członek NATO, w trakcie negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską, bardzo duża gospodarka, niezwykle korzystająca na sąsiedztwie Europy. Jednak w tym kraju jest możliwe zablokowanie serwisu internetowego bez zgody sądu. Parlament przyjął prawo cofające ten kraj bardzo głęboko, jeżeli chodzi o standardy społeczeństwa demokratycznego – w dzisiejszej Turcji rządzonej twardą ręką premiera Recepa Tayyipa Erdogana, który oświadczył, że „wyrwie z korzeniami Twittera i pozostałe sieci”. Co więcej nie liczy się w tej mierze ze zdaniem opinii społeczności międzynarodowej, ponieważ liczy się dla niego jedynie potęga Turcji.
Turcję obecnie podobnie jak Polskę czekają wybory, najpierw samorządowe potem na początku sierpnia prezydenckie. Premier Erdogan wie to wszystko, o czym nie chcą mówić nasze media na temat roli serwisów społecznościowych w destabilizacji sytuacji w Egipcie, Libii i syryjskim dramacie. Nic, bowiem tak łatwo nie destabilizuje sytuacji jak swobodny dostęp i swobodny przepływ informacji. Oczywiście można twierdzić, że mamy do czynienia z wolnymi mediami, ludzie „sami się informują”, jednakże są poważne przesłanki żeby myśleć o tym, że jednak ten proces nie jest w pełni wolny, ale jest „niewidzialną ręką” moderowany. Strach oczywiście napisać, przez kogo, bo to przecież i nasz i turecki „wielki sojusznik” a dowodów żadnych poza wypowiedziami pana Snowdena i przeciekami z „Wikileaks” nie ma. Jednakże można być pewnym, że rząd Turcji nie jest w stanie moderować tych przekazów skoro blokuje dostęp do popularnego Twittera.
Od informatorów z Turcji dowiedzieliśmy się, że prawdopodobnie telefony są na inteligentnym nasłuchu wyłapującym słowa kluczowe, jak również Internet jest monitorowany, zdarzają się konfiskaty komputerów i aresztowanie ludzi za wpisy na portalach społecznościowych. Ludzie boją się swobodnie rozmawiać i swobodnie komunikować. Oczywiście o wolności w mediach głównego nurtu nie ma w ogóle, o czym mówić. Turcy są odcięci od wolnej i obiektywnej informacji we własnym języku, w większości docierają do nich tylko oficjalne przekazy z głównych kanałów informacyjnych.
Trzeba się zastanowić tutaj nad dwiema kwestiami – otóż, albo rzeczywiście mediami społecznościowymi steruje ktoś, kto ma złe intencje wobec świata, albo rząd turecki boi się prawdy i cenzuruje swoje społeczeństwo bojąc się jego prawdziwej woli. Przecież kwestią naturalną przy cenzurze jest chęć manipulowania i zafałszowania prawdziwego przekazu. Propaganda to jednak przerażająca broń zwłaszcza w połączeniu z cenzurą, jak widać boją się jej rządy – państw podobno demokratycznych. Wychodzi, bowiem na to, że Turcja nie jest państwem demokratycznym, a najdelikatniej mówiąc co najwyżej „dyktaturą jednej słuszności”. W takiej sytuacji trzeba zapytać, czy taki kraj może być w NATO? Ewentualnie może ktoś Turcji zagraża – manipulując jej społeczeństwem poprzez media społecznościowe – tak, że w konsekwencji może tam dojść do przewrotu jak w Syrii lub Libii, czy też na Ukrainie?
Przecież nie ma innego wytłumaczenia, no ewentualnie to, że społeczeństwo wyrwało się spod kontroli tyranii oficjalnej słuszności i domaga się zmian. Proszę się teraz zastanowić jak było na Ukrainie? Co doprowadziło do tego, że nagle Naród się przebudził?
Wytłumaczenie ukraińskiego fenomenu może być wielorakie – po części na pewno były to procesy oddolne, jednakże w znacznej mierze od pewnego momentu mogły być moderowane. No, bo jeżeli obawia się tego teraz rząd turecki to dlaczego nie miał obawiać się tego rząd ukraiński? Przecież ten sam mechanizm miał zastosowanie w Libii, Syrii i Egipcie! Trudno przecież tamte kraje posądzać o nadmiar demokracji i swobodę funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego.
Skoro w przypadku Ukrainy za podobne ustawodawstwo zakazujące m.in. swobodnego dostępu do informacji – byliśmy w stanie poprzez w tym kraju rewolucję, to co z przypadkiem Turcji? Czy będziemy milczeć – popierając tamtejszy rząd a zarazem uznając, że części mieszkańców ktoś miesza w głowach – tak, że rzeczywiście władza musi odciąć im prawo do informacji? Czy też może jest odwrotnie – analogicznie jak rzekomo było na Ukrainie?
Proszę sobie odpowiedzieć we własnej percepcji, – na który poziom absurdu potraficie się państwo wznieść nie tracąc oglądu sytuacji, bo wygląda na to, że rzeczywistość znowu jest ciekawsza od fikcji. Warto przypadek Turcji śledzić jeszcze z tego powodu, że jej sytuacja jest bardzo podobna do Polski, w tym znaczeniu, że tam właśnie „siły konserwatywne” bronią swojej wizji Turcji – władzy raz zdobytej nie zamierzają oddać. No chyba, że jak zwykle to, co z zakresu praw człowieka wolno „jednym” – dla „drugich” jest zabronione?