• 17 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Głównym zajęciem większości naszych polityków jest mówienie o sobie lub innych

    • By krakauer
    • |
    • 04 lutego 2017
    • |
    • 2 minuty czytania

    Głównym zajęciem większości naszych polityków jest mówienie o sobie lub innych politykach. Nie byłoby w tym niczego złego, jeżeli byłaby to retoryka dialogu – usprawniająca relacje i budująca więzi. Przy czym, nie ma żadnego problemu z tym, że politycy mogą mieć różne zdania. To wręcz bardzo dobrze, bo przecież konkurują ze sobą swoimi opiniami o naszą uwagę. Więcej uwagi przekłada się na więcej głosów, a to jest istota polityki, a przynajmniej była do tej pory, do póki mieliśmy w kraju zalążki demokracji. Dzisiaj już nie ma nacisku na poparcie, ponieważ władza je pozyskała, ma i nie odda – w sumie to jest racjonalne, ponieważ po co ponownie zdobywać to, co się ma? Zwłaszcza jeżeli można tak ustawić porządek rzeczy, żeby wybory zmieniły się jedynie w prolongatę mandatu do władzy. Oddzielenie sfery realnej od sfery wyobrażeń napędzanej emocjami jest podstawą sprawowania każdej władzy. Wie o tym każdy doświadczony polityk.

    W warunkach krajów myślących o swoim własnym interesie w kategoriach wspólnoty miejsca, czasu i losu – dyskusja zawsze musi być w jakiejś mierze zorientowana na kwestie merytoryczne. W naszych realiach jest to ograniczone do bardzo wąskiej części klasy politycznej. Większość funkcjonuje już tylko w sferze fikcji. Przy czym trzeba odróżnić tych, którzy działają w ramach fikcji własnej i fikcji cudzej. Politycy zdolni do kreowania fikcji mają oczywiście więcej władzy. Jednak bez audytorium, które nadaje sens ich „błyszczeniu” w oświetleniu kamer i fotograficznych fleszy – wszystko nie miałoby sensu. Ponieważ istotą polityki było zawsze to samo, czyli rządzenie – zapewnienie władzy nad ogółem wąskiej elicie. To się opierało zawsze na ucisku i przemocy oraz kłamstwie – obecnie propagandzie.

    Prawdziwym wrogiem ludzi rządzonych są przesądy i lęki przed brakiem autorytetów. To potrzeba porządku i bezpieczeństwa powoduje, że słuchamy się rządzących, którym przyznajemy autorytet i prawo do rządzenia. Jednak zawsze przesądy powodują, że jesteśmy o krok z tyłu, ponieważ to rządzący mając autorytet mogą ustalać warunki dostępu do elit, odbywa się to głównie poprzez ograniczenia związane z agregowaniem potencjałów. W naszym kraju powyżej pewnego poziomu, nie da się agregować majątku, ponieważ zawsze zainteresuje się tym ktoś, czyje interesy w ten sposób są naruszane.

    W konsekwencji to strach przed władzą pozornych autorytetów trzyma nas w posłuszeństwie, a ludzie nie chcą ze sobą rozmawiać o tym, czego nie są w stanie opanować. W ten sposób wszyscy wolą się samooszukiwać, ponieważ w tylko w ten sposób można żyć i funkcjonować w warunkach praktycznie wiecznego ucisku. Problem polega jednak na tym, że nie da się inaczej zorganizować społeczeństwa, niż poprzez podporządkowanie mas – elicie. Nawet jeżeli zniesie się państwo i usunie jego instytucje, to wcześniej lub później dochodzi do odtworzenia się struktur opartych na sile, przemocy i swoiście rozumianym pojęciu wymierzania sprawiedliwości. Dowodzą tego wydarzenia w Somalii, Libii, Syrii, Iraku, a nawet na Południu Włoch. Istotą ludzkich relacji jest relacja podległości. Organizacja społeczeństwa i czegokolwiek, co miałoby zastąpić państwo w oparciu o dobrą wole i szczere chęci, zawsze prowadzi do upadku. Ponieważ najpierw jest chaos, a później pojawiają się czynniki zewnętrzne, które przejmują terytorium i zamieniają lekkoduchów w niewolników o ile wcześniej nie zginą.

    Nasi politycy mają tego pełną świadomość, a przynajmniej ci, którzy kreują fikcję, w której się znajdujemy. Niestety jednak nie chcą prowadzić polityki ponad to, co mieści się w tej fikcji. Nie wiadomo, czy tylko na to pozwala „licencja” od zewnętrznych mocodawców? Czy też, tylko na tyle wystarcza wyobraźni? Czasami trzeba się zupełnie zgubić, żeby móc znaleźć to, czego się szuka? W przypadku naszego kraju stałym problemem jest zapewnienie nam możliwości przetrwania. W zasadzie tylko raz, w korzystnych uwarunkowaniach geopolitycznych, byliśmy w stanie stworzyć warunki pozwalające nam na bezpieczeństwo. Poza tym, zawsze walczyliśmy o przetrwanie. Niestety bardziej zawdzięczamy je łonom naszych Kobiet i piórom poetów, niż mieczom i tarczom w rękach Mężczyzn. Jest to w istocie przerażające, ale takie są realia. Z punktu widzenia lepiej zorganizowanych potężnych państw jesteśmy (byliśmy) i być może będziemy, tylko zasobem.

    Jak do tej pory od dnia odtworzenia państwowości, nie mamy żadnego pomysłu na to, żeby to odwrócić. Przez 27 lat transformacji wydawało się, że włączenie się w struktury Zachodu – na jego warunkach, da nam stabilizacje i możliwość trwania. Niestety lub – stety, Zachód sam z własnej słabości wpadł w poważne kłopoty i je pogłębił. W konsekwencji, nie tylko nie jest już atrakcyjny, ale jest destrukcyjny.

    Jednak to zawsze prawda robi różnicę. W naszych warunkach jesteśmy skazani na kolejne porażki, one są tylko kwestią czasu, architektura wydarzeń, przyczyn i zjawisk się powtarza. Warunki się zmieniają, jednak to wszystko już było. Dlatego głównym zajęciem większości naszych polityków jest mówienie o sobie lub innych, kreują fikcję. Tylko w niej mogą zbudować swoją przewagę nad nami. Cel uświęca środki, a koszty? No, cóż – większe cywilizacje upadały i zniknęły z kart historii bez śladu, albo stanowią jedynie wspomnienie w pismach dawnych skrybów…