- Soft Power
Główny nurt informacyjny drgnął
- By krakauer
- |
- 24 marca 2015
- |
- 2 minuty czytania
Dzieje się dobrze w naszym kraju, główny nurt informacyjny drgnął. Niektórym redaktorom i innego rodzaju publicystom, spadły klapki z oczu, ewentualnie nieco bardziej się rozchyliły. W mediach zaczynają pojawiać się nie tylko analizy pokazujące jak zła jest Rosja, a wspaniałą nowa Ukraina, ale zaczynają się nieco bardziej obiektywne kwestie na tematy wschodnie. To ważny krok do przodu.
Niestety część mediów w sprawach wojskowych gra pod polityków, którzy liczą na prolongatę swojej władzy. Stopniowo jest budowana atmosfera strachu, w zasadzie już mamy do czynienia z retoryką wojenną, przy czym na całe szczęście zdarzają się w mainstreamie głosy rozsądku w sprawach uzbrojenia, w tym w szczególności prędkości jego dokonywania.
Co ciekawe zdarzają się także krytyczne opinie wobec mainstreamowych polityków, w tym nawet wobec samego pana Donalda Tuska, póki co nie dotyczą szczególnie silnie jego psucia państwa przez siedem lat rządów, ale są krytyczne w ocenie ostatnich miesięcy na wygodnym europejskim fotelu. Nie da się ukryć, że pan Tusk nie ma wizji niczego, a brak kompetencji językowych, na poziomie dorozumień i niuansów – wyklucza go z możliwości bezpośrednich negocjacji zakulisowych. Czyli ogranicza skuteczność jego podstawowej misji.
To wszystko jest ważne, w tym przede wszystkim sama ocena pana Tuska, jednakże trzeba pamiętać, że ona nie bierze się z powietrza, niestety nie da się ukryć narastającego krytycyzmu czynników opiniotwórczych na Zachodzie. Wielu jest rozczarowanych Tuskiem, van Rompuy może także „szału nie robił”, ale przynajmniej był obecny, liczył się przynajmniej jako postać bankietów i czynności oficjalnych, do tego był zupełnie bezkonfliktowy wobec Barroso. Tego samego nie da się powiedzieć o relacji Tuska z Jean-Claudem Junckerem. Ci panowie nadal walczą o wzajemną pozycję, niestety Tusk ją przegra, będzie co najwyżej pełnił taką rolę jak tragicznie zmarły pan Lech Kaczyński, swego czasu przy jego rządzie pełnym retoryki „dorzynania watahy”, „wyrywania sobie stołka”, lub „odmawiania samolotu”. To w sumie bardzo dobrze, jak to się mówi „zło” wyrządzone wraca do człowieka.
Podobnie zaczyna się dyskusja na tematy ekonomiczne, co prawda niestety nadal aktywny jest jeden z największych szkodników w historii Polski, jednakże jest silnie zwalczany na płaszczyźnie personalnej i ideowej, m.in. przez potężnego lidera partii koalicyjnej. W tym znaczeniu dobrze się dzieje, bo jego złe idee i przekonanie o monopolu na słuszność mogą tylko i wyłącznie nam zaszkodzić, ponieważ propaganda neoliberalnego kłamstwa równa się głód, bieda, emigracja i brak dzieci w naszym wynędzniałym w procesie transformacji społeczeństwie.
Tymczasem sprawy się dzieją, rzeczywistość nie stoi w miejscu. Zbliża się przełożenie wajchy w polityce europejskiej względem spraw wschodnich. Zachód nie dał się zaczarować Ukrainą, tamtejsze wywiady i opinia publiczna nie są całkiem ślepe na dramat mieszkańców Donbasu rozstrzeliwanych ciężką artylerią w ramach operacji antyterrorystycznej. Jest oczywistym jest dla zainteresowanych, że pomoc dla rządu w Kijowie nie może zostać zmarnowana, ale ten rząd nie daje żadnej gwarancji odpowiedniego wykorzystania pomocy. Nikt nie ma najmniejszej ochoty sponsorować wzrostu fortun tamtejszych oligarchów.
Nasze media w Polsce, oczywiście nie wszystkie, ale niestety jego dominująca część, nie są w stanie już dalej udawać, że nie ma rzeczywistości, która nas otacza. Mogli łgać lub po prostu nie informować o tym, co na zachodzie pisze się i mówi o Ukrainie, ale obecnie nie jest to możliwe. Stopniowo prawda przebija się nawet przez nasz główny nurt medialny, aczkolwiek jeszcze przekłamywana, albo pozbawiona kontekstu, jednakże widać, że rzeczywistość nie jest taka jaką ją malowała przez prawie rok ukraińska propaganda a większość mediów obcych w Polsce – bezkrytycznie powielała.
Sprawy zaczynają zmierzać w dobrym kierunku, o ile rządzący nie zdecydują się na przykręcenie śruby medialnej społeczeństwu pod hasłem „wróg u bram”. Jeżeli poważni dziennikarze i osoby liczące się w życiu publicznym, nie boją się straszyć Polaków rzekomymi groźbami pana Władimira Putina na temat ataku małymi ładunkami jądrowymi na Europę, to znaczy się że grunt jest jak na razie jedynie badany. Ostateczny kierunek może zależeć od wyniku wyborów prezydenckich, już dzisiaj – po ciągłym pikowaniu sztucznie nadmuchanego poparcia dla pana „jedynie słusznego” w obozie władzy zaczyna robić się panika. To może stać się katalizatorem do działania.