• 16 marca 2023
    • Wojskowość

    Generał Waldemar Skrzypczak: przyszły Marszałek – Prezydent?

    • By krakauer
    • |
    • 12 października 2011
    • |
    • 2 minuty czytania

    Każdy kraj posiada swoją elitę, która przejawia swoją omnipotencję zajmując czołowe pozycje w najważniejszych dziedzinach życia kraju. Menadżerowie zarządzają gospodarką, biskupi kościołem, najlepsi dziennikarze mediami, a najgorsi i najmniej kompetentni politycy z zasady mają najwięcej do powiedzenia i po prostu rządzą naszym życiem. Przykładowo, zdarza się, że np. lekarze psychiatrzy zajmują się prowadzeniem polityki w zakresie obrony narodowej kraju na najwyższym poziomie systemu zarządzania sprawami obrony itp. Podobne prawa decydują o karierze ludzi w mundurach, dotyczy to wszystkich służb mundurowych w Polsce, przy czym wojskowych najsilniej. Nie jest łatwo zrobić karierę w Wojsku Polskim, wymaga to wielu poświęceń, grubej skóry, mocnej głowy i „jaj”. No czasami przydają się także plecy i przyjaciele. Ale jak ktoś ma te atrybuty, to sobie poradzi jego będzie na wierzchu… przynajmniej do czasu, lub po czasie…

    Przykładem takiego człowieka, który jest klasą sam dla siebie, którego „stalowe” poglądy na zagadnienia wojska, patriotyzm, profesjonalizm, umiłowanie ojczyzny i bardzo duży profesjonalizm – predestynują do pełnienia funkcji decyzyjnych jest Pan Generał Waldemar Skrzypczak.

    Człowiek ten, poza wymienionymi powyżej cechami, ma także takie, które prawie zaginęły już w narodzie. Jest to przede wszystkim h o n o r i poczucie odpowiedzialności. Nie są to współcześnie cechy powszechne, nie ujmując nic nikomu w mundurze, niestety nawet w tym szlachetnym gronie.

    Pan Generał zdobył powszechny szacunek swoim słynnym wystąpieniem nad trumną Pana kapitana Daniela Ambrozińskiego [Wieczna cześć i chwała poległym bohaterom!]. Niestety, nie wszyscy zrozumieli wymowę zachowania się Generała, albowiem niestety nie wszyscy rozumieją odpowiedzialność za kraj tak, jak rozumie ją ten wielki patriota, doskonały dowódca i ekspert. Z manifestu Pana Generała zrobiono akt „buntu”, zmuszając go do złożenia dymisji. Ci, którzy za to odpowiadają powinni być na trwale wykreśleni z rejestru ludzi honorowych, pozbawieni czci i wszelkich objaw szacunku, albowiem KAŻDY, KTO PODNOSI RĘKĘ NA POLSKIEGO ŻOŁNIERZA MUSI SIĘ LICZYĆ Z TYM, ŻE RĘKA TA MU USCHNIE.

    Nagonka, jaka miała miejsce, nie ma precedensu, skala zbłaźnienia się naszych ośrodków „kreowania” opinii publicznej przerasta największe osiągnięcia prasy gadzinowej. Czytając niektóre notki redakcyjne, czasami opinie tzw. poważnych autorów, bez problemu można dojść do wniosku, że nikt w tym kraju poza nielicznym gronem osób doświadczonych, nie ma pojęcia, na czym polega misja, odpowiedzialność za życie, poświęcenie, obrona ojczyzny, ryzykowanie własną głową itp., Co bardziej śmieli publicyści, ci bardziej krytycznie nastawieni do Pana Generała w sposób śmielszy formułowali swoje zjadliwe, pacyfistyczne i obraźliwe opinie. Niestety świadomość zagrożeń a tym samym zdolność do interpretacji słów Pana Generała idą w parze. Być może jest to wina polityki medialnej Wojska, która „lukruje” misje, pokazując obraz na wpół humanitarny, na wpół romantyczny, nie akcentując istoty i treści poświęcenia, z jakim nasi żołnierze ryzykują własne życie… no właśnie, po co?

    Żeby odpowiedzieć na pytanie, czy zachowanie Pana Generała było „uprawnione”, a zarazem rozwiać na przyszłość wszystkie wątpliwości należy uświadomić sobie dwie fundamentalne kwestie:

    • Kim są ludzie w polskich mundurach?
    • Czym jest wojna?

    Pierwsza kwestia, dla wielu sweterkowych pacyfistów jest oczywista, człowiek w mundurze to brzuchaty misio, w obcisłym mundurze, jeżdżący Oplem Astrą I (sedan), posiadający przeważnie ładną żonę i jeszcze ładniejszą córkę, niewiele „kumający”, czytający „Rzeczpospolitą” i biorący „niezłe” pieniądze nie wiadomo do końca, za co. Niestety, takie opinie wśród naszej kawiorowej „elyty” intelektualno-salonowej dominują. Problematyka np. „obywatela w mundurze”, znana już w LWP, wśród współczesnych elit decydenckich nie funkcjonuje. Żołnierze traktowani są jak jakaś dodatkowa grupa roszczeniowa, rzekomo super uprzywilejowana pod względem systemu emerytalnego, z nadzwyczajnymi uprawnieniami i wysokimi pensjami w zamian za „nic nie robienie”.

    W tym kontekście panuje powszechna opinia, lansowana w mediach, od czasu słynnego „obiadu w Drawsku”, że człowiek w mundurze nie ma prawa wyrażać swojej opinii o funkcjonowaniu systemu publicznie, zwłaszcza, gdy ta opinia zawiera nawet najdrobniejsze elementy krytyki.

    Trudno z taką doktryną polemizować, jednakże jest to intelektualne sprowadzenie żołnierzy do poziomu harcerzyków i to z niższych szczebli i sprawności. Oficjalne stanowisko jest takie, że żołnierze (wszystkich szczebli) mają prawo zgłaszania opinii, uwag, postulatów, skarg, problemów, itd., zgodnie z regulaminem i zachowaniem drogi służbowej. Jak to działa wie każdy, kto chociaż otarł się o mundur wiszący w szafie męża. Oczywiście system ten ma swoje zalety, betonuje armię, jednakże, na co niewielu zwróciło uwagę, na tym betonie już w momencie wylewania pojawiają się rysy i częściej naprężenia.

    Nie można skonstruować systemu powszechnej tolerancji i akceptacji dla głupoty, licząc na to, że inteligentni i znający się na rzeczy ludzie będą idiotycznie się uśmiechać, salutować spinając pośladki, ewentualnie milczeć lub przykładać przysłowiową broń do skroni. Taki system, aczkolwiek oparty na dyscyplinie, wyklucza sprzężenie zwrotne, potencjał wynikający z wewnętrznego spojrzenia, wiedzy systemowej, „czucia” spraw i zwykłej ludzkiej zdolności do identyfikacji głupoty.

    Odnosząc to do praw rządzących najlepszymi korporacjami, taka organizacja nie ma prawa istnieć, a na pewno działać efektywnie. Zważywszy na fakt, że celem Wojska, jako organizacji jest zabijanie nieprzyjaciela, przy minimalizacji strat własnych, funkcjonowanie takiej struktury nie tylko powinno opierać się na dyscyplinie, ale także na MYŚLENIU. A jest to wspaniała i niezwykle cenna cecha. Najnowsze tendencje w zarządzaniu zespołami ludzkimi, zalecają maksymalną partycypację kapitału ludzkiego w eksperckim zarządzaniu. Dotyczy to wszelkich procesów, zwłaszcza tych mających bezpośrednie przełożenie na zdolność do generowania wyniku z działalności operacyjnej. W tym przypadku, aż się prosi zagwarantowanie wykorzystania wewnętrznych opinii w stałym i ciągłym udoskonalaniu armii, albowiem za błędy płaci ona trupami! One z kolei obfitują we łzy wdów, sieroty, rozpacz, dramat i smutek – niespotykany w tym kraju od 1945 roku. Cena, jaką żołnierze płacą na polu walki [Tak! Nasz kraj prowadzi wojnę!] Jest najwyższa. Z tego tytułu, wypada, żeby przynajmniej ich najwyżsi dowódcy (czytaj osoby ponoszące krańcową odpowiedzialność za wynik działalności operacyjnej organizacji) mogli powiedzieć decydentom, co im leży na sercu.

    W warunkach państwa demokratycznego oznacza to prawo do wypowiedzi publicznej, albowiem w przypadku organizacji hierarchicznej, samokontrolującej się i hermetycznej, jaką jest Wojsko, inne wyrażanie opinii mających oddziaływać na funkcjonalność systemu jest nieskuteczne. Innymi słowy, chodzi o to, że Pan Generał swoim wystąpieniem uratował życie kilku chłopakom w tym i następnych konfliktach. Taka jest rola, a zarazem niewdzięczny obowiązek dowódcy, którym Pan generał był, jest i pozostanie!

    Druga kwestia, czyli czym jest wojna wymaga przybliżenia albowiem nie jest to ani lukrowana przejażdżka Rosomakiem [jak na dostępnych oficjalnie filmach], ani heroiczna obrona barykady z „Kanału”, ani szturm Berlina z „Czterech pancernych i psa”. Współczesna wojna, zwłaszcza z przeciwnikiem asymetrycznym to przede wszystkim strach i pożerająca człowieka samotność. Tego uczucia nie da się zrozumieć, bez spędzenia kilku „niezapomnianych chwil” na patrolu, poczucia niepewności, a zarazem wojskowej bezsilności, albowiem niestety naszym żołnierzom wolno się głównie bronić. Inaczej, działać w reakcji „na”. Co samo w sobie jest chore, złe, demotywujące i głupie. A każdy wie, że najlepszą obroną jest atak tak, aby wyprzedzić nieprzyjaciela przynajmniej o krok.

    Każdy, kto wierzy, że misja w Afganistanie jest misją hmmm „pokojową”, oczywiście może sobie wierzyć, jednakże fakty są rzeczywiste, realne, mierzalne, wręcz wybuchowe… wcale nie chodzi tu o fajerwerki, defilowanie lub uroczyste msze. Tu nie ma żartów panie i panowie, tutaj zabijają, można wrócić w worku, a to najwyższa cena, jaką można za cokolwiek zapłacić. Nic nie jest warte więcej niż życie. Stąd depresja, lęk, strach, najczęściej nie o siebie, ten mija w pierwszych chwilach, ale o bliskich w kraju, co z nimi będzie, gdy mnie zabraknie, jak sobie „mała” da radę… Na zakamarki żołnierskiej psychiki nie pomoże ani psycholog, ani ksiądz, często jedyną siłą zdolną do dania ulgi, oprócz żony jest butelka, a to oznacza dodatkowy koszt udziały w „misji pokojowej”, czy jakby ją tam oficjalnie i regulaminowo zwał. Ciężko się o tym pisze, z bezpiecznego ciepłego domu, z psem obok, żoną w drugim pokoju i dziećmi piętro wyżej. Zupełnie inaczej, realia wojny wyglądają zza ściany kontenera, lub przez okno Hummera. Podejście do tego zagadnienia wymaga minimalnej zdolności do refleksji, albowiem w pewnym sensie działa to jak brutalny totolotek, gdzie negatywną wygraną jest najwyższa cena. Rzadko się zdarza, ale jednak można trafić „szóstkę”, a wtedy… Niestety życie w spokoju i dostatku wymaga poświęcenia, którego oblicze jest przeważnie niezrozumiałe, a cena płacona za ten przywilej nijak ma się do [przepraszam za sformułowanie] – symbolicznego – wynagrodzenia. Inne słowo na określenie żołnierskich uposażeń [pomijając już system naliczania wynagrodzeń] nie przychodzi mi na myśl, przynajmniej w kategoriach myślenia w kanonach Słownika Języka Polskiego.

    W tym kontekście należy rozumieć postepowanie Pana Generała, który motywowany honorem poświęcił się na ołtarzu uświęconym żołnierską krwią! Po to, żeby otworzyć oczy, po to żeby między innymi tacy ludzie jak my mogli zacząć zadawać pytania, żeby rzeczywistość przestała być tak niewinna i cukierkowa.

    Prawdopodobnie największym błędem MON, jest to „lukrowanie” misji, mające na celu zaprzeczenie jej prawdziwemu charakterowi. Przez to społeczeństwo myśli, że żołnierze są na „dobrze płatnej misji”, gdzie „grają w Playstation w kontenerach”, i za frajer „trzepią kasę” najczęściej „jeżdżąc wokoło własnej bazy”. No a poza tym, niczego nie produkują, bo nie widać związku pomiędzy naszym bezpieczeństwem, a poświęceniem naszych bohaterów. Póki, co w Polsce nie wybuchła jeszcze żadna islamska bomba, dlatego ofiary ponoszone są akceptowalne przez społeczeństwo, jeszcze żaden polityk nie postawił pytania o sens prowadzenia „misyjnej” polityki zagranicznej w górach Afganistanu. Przecież najważniejsze jest „nie straszenie ludzi”, póki, co przecież nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo nie ma, po co się martwić na zapas.

    Tak wygląda nasza oficjalna polityka, w ten sposób przedstawia się udział w „misjach” społeczeństwu, nieliczne publikacje niemainstreamowych autorów, z trudem przebijają się do mediów. Poza tym, problematyka ta mało, kogo tak naprawdę interesuje, bo przecież ta „misja”, jest daleko. Na tyle daleko, że jej prawdziwe oblicze można poczuć w konduktach żałobnych słuchając płaczu wdów i dzieci poległych bohaterów. Ale tego politycy i decydenci nie chcą słuchać. A nawet jak słuchają, wszystkich opanowuje jakaś nadzwyczajna niemoc pragmatycznego wnioskowania i podejmowania racjonalnych decyzji.

    Czyn Pana Generała, oprócz znaczenia dla przełamania „choroby” systemu, oprócz wymiaru moralnego, poza poziomem czysto wojskowym, ma także aspekt medialny. Po prostu, gdyby ten człowiek nie zrobił tego, co zrobił, dalej opinia publiczna nie miałaby pojęcia, o tym, że „coś” nie jest takie jak jest powszechnie przedstawiane albo, że „skoro jest wojna musza być ofiary”. Bez poświęcenia Pana Generała, nie mielibyśmy szans się obudzić. Nadal wojsko byłoby poddawane logice zakładu psychiatrycznego, a środowisko wojskowe byłoby pozbawione możliwości wyrażenia własnego zdania. Nikt tu nie twierdzi, że armią powinni rządzić wojskowi, ale naprawdę bliższa ciału koszula i kto ma się lepiej znać np. na zakupach wyposażenia jak nie ten, kto go używa? Kto ma lepiej ocenić użyteczność ekwipunku, niż ten, kto może zapłacić za buty odparzające stopy – kalectwem a w skrajnych przypadkach życiem! Kto ma ocenić lepiej bezawaryjność środków łączności, niż ten, kto wie, że np. w pewnych warunkach ciśnieniowych (wysokość) i przy pewnym poziomie wilgotności nadają się one bardziej na techno-party, niż w piach, brud, wertepy i naprzemienne tortury temperaturowe? Nikt nie zastąpi żołnierzy w ocenie systemu, a ocena elementów systemu jest przecież warunkiem skuteczności oceny całości. Obowiązek ten, spoczywa zwłaszcza na dowódcach. Pan Generał ten obowiązek wykonał, w sposób niepozostawiający złudzeń, a moim zdaniem i tak bardzo wyważony i delikatny.

    Polska potrzebuje takich żołnierzy jak Świętej Pamięci Kapitan Daniel Ambroziński i Generał Waldemar Skrzypczak. Dramat wydarzeń złączył los tych dwóch wspaniałych ludzi, z których jeden poświęcił życie, a drugi odważył się zrobić coś, czego wymagała sytuacja. W krótkich żołnierskich słowach wypowiedział frazy, które chciałoby wykrzyczeć sto tysięcy gniewnych gardeł ludzi w mundurach! Zapłacił karierą, albowiem tylko w ten sposób mógł wprawić w ruch, koło, które zmiażdżyło personalne główne źródło wszelkiego zła w systemie zarządzania sprawami obrony narodowej. Nie było innej drogi, nie było innego sposobu na zwrócenie uwagi, majestat tej śmierci wymagał takiej reakcji dowódcy, pochylającego czoło nad białoczerwonym całunem bohatera.

    Skoro Rzeczpospolita wymaga od swoich synów (i często córek) ofiary najwyższej, musi zgodzić się na recenzję, albowiem człowiek w mundurze to taki sam człowiek jak ten piszący ten tekst w kapciach, z psem, żoną i dziećmi! Z tą różnicą, że ten pierwszy ryzykuje życie! Swoje i swojej rodziny, gdy go zabraknie…

    Obecnie Pan Generał rozpoczął nową misję, dalej służy ojczyźnie, mając możliwość bezpośredniego personalnego wpływu w miejscu węzłowym dla funkcjonowania systemu. Jednakże pozostaje mieć nadzieje, że ten wspaniały człowiek zdyskontuje swoja popularność i w kolejnych wyborach przejdzie na „drugą stronę”, tak żeby Ci, którzy płacą daninę najwyższą, mieli swojego przedstawiciela, tam gdzie decydują się sprawy zasadnicze.

    Obecny Prezydent Rzeczpospolitej jest człowiekiem, który doskonale rozumie sprawy wojska, znaczenie etosu, potrzebę krzewienia poczucia odpowiedzialności i potrzebę wdzięczności za trud, który nie sposób wynagrodzić w pieniądzu. Pozostaje mieć nadzieję, że w obliczu zasług Pana Generała, zostanie on dostrzeżony i otrzyma pierwszą w wolnej Polsce buławę Marszałkowską, albowiem Wojsko Polskie zasługuje na to, żeby posiadać godność Marszałka. Byłby to wspaniały wyróżnik, uhonorowanie męstwa, dzielności i odpowiedzialności, zaszczyt i honor, który Rzeczpospolita daje jedynie najdzielniejszym ze swoich synów. Z pewnością jednym z takich jest Pan Generał Waldemar Skrzypczak, dowiódł tego swoją niezłomną postawą, oddaniem i umiłowaniem ojczyzny. Wraz z tym aktem, możliwa byłaby koncentracja uwagi społeczeństwa na sprawach ważnych, związanych z obroną, strategią i potrzebami. Niestety bez zrozumienia potrzeb obrony nigdy nie będziemy krajem na serio.

    Odrębnym zagadnieniem jest potrzeba wiecznego uhonorowania bohaterów poległych w misjach (oczywiście na wszystko powinny wyrażać zgodę rodziny), albowiem poświęcenie tych ludzi wymaga pamięci równej, ale odrębnej od pamięci bohaterów konfliktów wcześniejszych. Dobrze by się stało, gdyby w każdym polskim mieście była przynajmniej jedna ulica, lub jeden plac upamiętniający jednego z poległych bohaterów. Z tablicą pamiątkową, opisem, może podobizną. W stolicy warto pomyśleć o ogólnonarodowym pomniku, na miarę czci Arlington!

    Zważywszy na indywidualne cechy charakteru Pana Generała, z dumą można wysunąć postulat wystawienia i poparcia dla jego kandydatury na godność Prezydenta Rzeczpospolitej. Polska wymaga traktowania serio, a nikt bardziej serio do niej nie podchodzi niż ten, który miał zaszczyt jej bronić z bronią w ręku. Jest to prawdopodobnie najlepszy kandydat do tego urzędu na trudne i turbulentne czasy, które wedle przewidywalnych scenariuszy właśnie się zbliżają.

    „Nikt kto cnotliwszy nie pragnie władzy.” Tadeusz Kościuszko

    Krakauer

    ps. Poglądy i opinie przedstawione w artykule są osobistymi poglądami autora.