- Polityka
Gdy opadnie kurtyna…
- By krakauer
- |
- 09 lipca 2012
- |
- 2 minuty czytania
Propaganda sukcesu trwa w najlepsze, mistrzostwa zorganizowane, drugie z tą różnicą, że w piłkę rzucaną wygrane, nawet tenisistka prawie wygrała. Naród otrzymał w ostatnim miesiącu olbrzymią ilość pozytywnych informacji o prawdziwych i dorozumianych sukcesach naszego wspaniałego państwa. Strategia przyjęta przez mainstream zapewne nie jest przypadkowa, albowiem udało się skutecznie papką sportową wypełnić lukę po gnojówce politycznej, z wielkim pożytkiem dla tegoż mainstreamu, jak również dla nas wszystkich.
Można się cieszyć, że decydenci wybrali ofensywę informacyjną na tematy sportowe a nie np. wojskowe, albowiem mogłoby to się negatywnie odbić na stanie bezpieczeństwa naszego kontyngentu jak również kosztach ogólnych wojny w górach Afganistanu, gdyż to nie jest tania wojna. Poza tym, sport się pozytywnie kojarzy, a nam w naszej błękitno-liberalno-obywatelskiej Polsce, właśnie o kwestie pozytywne chodzi, albowiem kryzys tuż tuż i lepiej sobie nie wyobrażać, co by się stało, gdyby Polacy zaczęli bunkrować ziemniaki i wykupować dolary, w oczekiwaniu aż tąpnie. A tak, to może uda się nam znowu, może już nie suchą nogą, ale przynajmniej brodząc do kolan – przejść przez okres „deprosperity” i ponownie powrócić na ścieżkę wzrostu, której owoce będą przystępne dla znacznej części społeczeństwa, a nie tylko wąskiej i wysublimowanej elity. Zastanówmy się jednak, co by się stało, jakby opadła kurtyna i jakby zabrakło mainstremowej propagandy, – jaki widok przestrzeni społeczno-gospodarczej i sceny politycznej byśmy ujrzeli?
Po pierwsze wynędzniałe, pozbawione jakichkolwiek rezerw społeczeństwo – dominująca większość osób z dochodami około średniej krajowej – 3000 zł „na rękę”, płacących jakoś raty, posyłających – jakoś – dzieci do przedszkola, wykupujących jakoś recepty, a nawet kombinujących tanie wakacje w kilkunastu znajomych na popularnym serwisie do zakupów grupowych. Niestety ta grupa będąca w polskich warunkach klasą średnią nie ma już żadnych rezerw, albo właśnie się one kończą. Ludzie ci żyją z dnia na dzień, modląc się, żeby był kolejny kontrakt, kolejne zlecenie, kolejny kwartał w pracy.
Po drugie – obraz smutny, czyli nasi emeryci i renciści. To największa zagregowana pod względem kryterium socjalno-dochodowego grupa społeczna, niezwykle zróżnicowana w dochodach i poziomie życia. Najlepiej mają się ci z nich, którzy są względnie młodzi i zdrowi, ta grupa nie musi wydawać na leki i stać ich, na jako taki poziom życia, a nawet agregowanie dochodów – oszczędności i inwestycje. Stałość dochodów powoduje, że w tej grupie społecznej mamy bardzo istotnych adresatów wszelkich działów marketingu. To oni kupują elektronikę na raty, AGD, remontują, naprawiają i wymieniają samochody. Zgodnie z mechanizmem masz dochody, nie masz obciążeń – dochód rozporządzalny konsumujesz lub inwestujesz. Niestety w tej grupie jest część osób o najniższych świadczeniach, którym ledwo wystarcza na przeżycie, często już nie na leki, mają szczęście, jeżeli mogą pasożytować na członkach swoich rodzin, z którymi współzamieszkują, wówczas nie ma tutaj degradacji społecznej, albowiem koszty infrastruktury rozkładają się na większą ilość ludzi. Jednakże musimy mieć świadomość, że w tej grupie społecznej musimy uaktywniać bardzo ważne pole interwencji socjalnej inaczej czekają nas slumsy i komplikacje społeczne.
Po trzecie – obraz dramatyczny – grupy spauperyzowane, to osoby o dochodach minimalnych, nieregularnych, bezdomne, chore, ubogie, niemające wsparcia w rodzinie i społeczeństwie. To ostrożnie szacując około 15% społeczeństwa, czyli jakieś 4-5 mln Polaków. Nie ma na nich już, w czym liczyć, problem z aktywizacją społeczną tej części naszego społeczeństwa jest wyzwaniem skuteczności dla polityki społecznej. Niestety dominująca większość przypadków znajduje się już poza linią uczestnictwa w rynku i zdolności do jakiejkolwiek progresji. Przyczyn wyłączeń jest wiele, dominują ekonomiczne w połączeniu z wiekiem, zdrowiem i wykluczeniem terytorialnym. Należy pamiętać o tych obszarach kraju, gdzie mamy do czynienia z nędzą (już nie biedą to punkt wyżej), ale właśnie z nędzą strukturalną – dziedziczoną z pokolenia na pokolenie.
Po czwarte – obraz wszystko mający, czyli nasza wspaniała elita, to podobnie około 15% społeczeństwa, w tym kilka procent ultra zamożnych. Dzięki podatkowi liniowemu ci mniej zamożni, a dzięki abstrakcyjnemu systemowi kwalifikowania do opodatkowania i odliczeń ci bajecznie bogaci oraz dzięki likwidacji III ciego progu podatkowego przez rząd pana Kaczyńskiego, ci dobrze zarabiający na publicznych etatach – mają się doskonale. Nasza klasa posiadaczy akumuluje majątek, kupuje aktywa, powiększa posiadane zasoby, inwestuje, ostrożnie i z rozmysłem, żeby nie stracić. Im się udało, można tylko winszować, ewentualnie życzyć lepszych przepisów podatkowych i zmniejszenia mordęgi administracyjnej – tak ograniczającej inwestycje.
Po piąte – obraz ponownie przekrojowy, – czyli różnego rodzaju grupy mniej i bardziej uprzywilejowane. Tutaj bywa różnie, albowiem można być pracownikiem fizycznym, z dużym pakietem akcji poważnego kombinatu wydobywczego, a jeżeli to jest jeszcze w połączeniu z posadą w związkach zawodowych, to w życiu może być całkiem nieźle. Dominującą częścią tej grupy są rolnicy, obecnie już absolutnie uzależnieni od dopłat unijnych i ulg podatkowo-składkowych fundowanych im przez rząd Polski. Dochody tej grupy są różne, tak jak i jej skład. W dominującej większości – mieszkańcy prowincji „sobie bytują”, a niczego nie produkują, w oczekiwaniu na przekazanie szlachetnej emerytury z ojca na syna. Niestety świętych krów jest o wiele więcej, jak przykładowo nieposkromiona administracja państwowa i prawdziwy lewiatan – administracja samorządowa. Urzędnicy w naszym kraju mają się nieźle, co ciekawe, jeżeli by ktoś się wysilił i zsumował łączną ilość urzędników (w szerokim rozumieniu zawodów nieprodukcyjnych w gospodarce) wraz z osobami nieczynnymi już zawodowo ze względu na wiek i przyznane świadczenia, a z drugiej strony zestawił osoby pracujące to mógłby być zszokowany wynikiem.
Wnioski? Zatrważające. Albowiem państwo nie ma żadnych rezerw, nie ma skąd czerpać kolejnych dochodów, z wyjątkiem opodatkowania elity. Niestety obecna władza nie chce opodatkować najlepiej zarabiających i broń boże posiadaczy znacznej własności, albowiem wówczas opodatkowałaby sama siebie i swój bezpośredni elektorat. Problem polega na tym, że jeżeli jednak teraz nie sięgnie się do „głębokich kieszeni”, to w momencie, kiedy nastąpi kryzys, – czyli kiedy – tąpną dochody z podatków pośrednich nagle np. o 20-30% – taki zabieg będzie zabójczy i nieskuteczny. Wówczas nie będzie w gospodarce pieniądza, zwłaszcza z kredytu, albowiem banki się głęboko schowają z akcją pożyczkową i nikt nikomu nawet na największe okazje nie pożyczy ani grosza. A w takich przypadkach nie będzie, co sprzedawać i czym zapłacić dodatkowego podatku. Zarobią tylko komornicy, banki i fundusze wysokiego ryzyka.
Reasumując, społeczeństwo poza elitą nie ma żadnych rezerw, – po które władza mogłaby sięgnąć. Władza o tym wie, ale nie ma ochoty podcinać gałęzi, na której siedzi, nie opodatkuje swojego własnego zaplecza. Dlatego mainstream przekazuje do powszechnej świadomości obraz ogólnego dobrostanu, doprowadzając do przeświadczenia u coraz większej ilości ludzi, że „jest dobrze”, co prawda za 100 zł nie mogę kupić już nawet pół koszyka jedzenia, ale jest dobrze, – bo „piłkoszał”, bo „isia”, bo „coś tam jeszcze”. Papkę każdy znajdzie, a jeżeli za mało to można wycisnąć koniec tubki – taki „rarytasik” jak wybór selekcjonera lub inne mega abstrakcyjne fikcje. Ważne jest, żeby jak najmniej ludzi myślało o koszyku, który jest w stanie kupić za dochód rozporządzalny. Tylko w ten sposób możliwe jest przetrwanie całości, jeżeli wszyscy będą mieli nieco mniej, ale tego nie zauważą. Problem polega jednak na tym, że niezwykle trudno jest już w Polsce oszukać kogokolwiek, albowiem coś tak upokarzającego jak tankowanie za 20 zł na stacji samoobsługowej może powalić każdego na kolana przed dystrybutorem, – czyli de facto delegaturą urzędu skarbowego.
Strach myśleć o tym co będzie gdy ludziom opadną ich małe kurtynki narosłe na oczach…