- Polityka
Finanse Prawa i Sprawiedliwości – przyczynek do finansowania partii politycznych
- By krakauer
- |
- 20 maja 2013
- |
- 2 minuty czytania
Liczne doniesienia medialne na temat finansów partii „Prawo i Sprawiedliwość” zmuszają do refleksji. Nie chodzi tutaj o to, na co partia polityczna przeznacza pieniądze otrzymywane ze źródeł publicznych, ile wydaje na ochronę, czy też komu i jak i za pośrednictwem jakich kont przelewa. Dyskusja na tym poziomie niech należy do mediów mainstreamowych – uwielbiających rozprawiać nad tym, czy „prezes” ma zapłacić, czy też nie musi płacić podatku od rzekomej darowizny itd. W istocie te kwestie są śmieszne i nie mają znaczenia dla jakości naszej demokracji, gdyż podstawową zasadą tutaj musi być poszanowanie autonomii wewnętrznej poszczególnych ciał politycznych! Bez tego nie może być mowy o demokracji, co najwyżej o sterowaniu demokracją. Dlatego niech każda partia, w tym także oczywiście Prawo i Sprawiedliwość dysponuje pieniędzmi z dotacji publicznych wedle własnego rozeznania – tak jak jest wedle jej ciał statutowych najlepiej dla realizacji jej celów politycznych. Warunkiem bezwzględnie egzekwowanym powinna być natomiast tylko i wyłącznie sprawozdawczość i pełna jawność. To znaczy – wszystko powinno podlegać pod pełną księgowość, biegłych rewidentów, audytorów oraz specjalną kontrolę państwową – z istoty obligatoryjną z ramienia Najwyższej Izby Kontroli. Przy czym uwaga – kontrolowane może być tylko i wyłącznie wydawanie środków zgodnie z prawem, tj. czy są na dane sprawy faktury i rachunki, a to czy dana partia zbuduje sobie siedzibę, wyda na mleko dla uczniów, woli oszczędzać na wybory, czy też płaci swoim etatowym pracownikom – to jej sprawa. Niech panuje totalna dowolność – pod warunkiem, że będzie dokumentacja i jawność. Niczego więcej nie wymagajmy, jeżeli wymyśliliśmy taki system – finansowania budżetowego dla partii politycznych.
Problem jest tutaj jednak o wiele innej i bardziej złożonej natury. Nie chodzi bowiem o to na co partie ani jak partie wydają swoje pieniądze. To naprawdę nie ma znaczenia w ogólnej skali marnotrawstwa. Liczy się inna kwestia – jakie są efekty wykorzystywania tych pieniędzy dla kraju? Być może to pytanie brzmi zaskakująco patetycznie, jednakże właśnie tego dotyczy sedno problemu. Partie są elementem systemu politycznego i mają w nim swój udział, także w wymiarze materialnym w postaci transferów środków publicznych. Podatnik ma pełne prawo zadać każdej partii pytanie – a co ja szanowni państwo z tego mam – co my jako państwo z tego mamy, że wy macie te pieniądze i nimi wedle własnego widzi mi się dysponujecie? Obecnie gama odpowiedzi liderów partyjnych byłaby mniej więcej taką samą śpiewką – skoncentrowaną na tych samych elementach – otóż, fundusze te służą do finansowania działalności politycznej i tutaj – wpisuje się wszystko od zakupu powierzchni reklamowych, poprzez finansowanie spotkań z elektoratem (eventy) a na działalności wydawniczej i informacyjnej (druki, Internet) oraz bezpośrednim utrzymaniu personelu kończąc.
Niestety poza ogólnie rozumianą działalnością danej partii politycznej – w znaczeniu jej obecności na scenie politycznej nie ma żadnego innego wytłumaczenia tego, na co idą pieniądze publiczne im przekazywane. Nie ma żadnych trwałych efektów, poza nielicznymi próbami opracowania think tanków programowych zakładających pracę ideologiczną w zakresie programowym i koncepcyjnym. W ostateczności właśnie taką działalność można uznać za coś co stanowi pewną wartość dodaną od partii dla systemu, a zarazem jest wyrazem ich politycznej aktywności, o którą w całym procesie chodzi.
W naszym interesie jest taka zmiana systemu, żeby finansowanie partii politycznych nie dawało przewagi systemowej partiom parlamentarnym – utrzymującym swoje funkcjonowanie ze środków budżetowych, przy jednoczesnym prawnym ograniczeniu gromadzenia środków na działalność polityczną. To do czego doprowadzono zaprojektowany system to wynaturzenie z góry ograniczające możliwość działania partii próbujących dopiero wejść do parlamentu. Nie można na to pozwolić, ponieważ to odgórne ograniczanie naszej demokracji i zagłuszanie pluralizmu.
Takie sytuacje jak obecnie jawnie formułowane zarzuty pod adresem Prawa i Sprawiedliwości w ogóle nie powinny mieć miejsca, albowiem całość wszystkich informacji powinna być jawna i publicznie dostępna dla każdego od ręki w Internecie w formie standardowych sprawozdań finansowych, z częścią opisową napisaną zwykłym (nie eksperckim) językiem. Wówczas po pierwsze mielibyśmy pełną jawność – wymuszającą efektywność alokacji środków oraz mniej okazji do bicia piany, w czym kochają się zwłaszcza media głównego nurtu.