• 16 marca 2023
    • Ekonomia

    Farmer po nowemu, czyli EKO-żywność z Polski

    • By PZ
    • |
    • 04 sierpnia 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Zainspirowany niedawnym artykułem „Rozwój –strategicznym towarem eksportowym” oraz sugestiami, aby zamienić mój nieco przydługi komentarz na artykuł, zdecydowałem się na dodanie własnych 5 eurocentów do faktu, iż produkcja i eksport wysokiej jakości żywności Made in Poland, może okazać się wyrwaniem kraju z gospodarki nadążnej i przyjęciem rodzimego modelu rozwoju opartego na własnym kapitale.

    Jak mawiał jeden ze znanych Marszałków, pieszczotliwie nazywany Dziadkiem – klucz do losu Polski leży na wschodzie. Przychylnym okiem na wschód zaczyna spoglądać także Krakauer, ja również pisałem na łamach Obserwatora Politycznego („BRICS – czego w przemówieniu Radosława Sikorskiego zabrakło, czyli partactwo daleko-wschodnie”), że Ministerstwo Szkód Zagranicznych zaniedbuje perspektywiczny kierunek wschodni będąc wciąż, niczym nastolatka, zapatrzonym na zachód mimo nadszarpnięcia mirażu tegoż zachodu.

    O ile mnie pamięć nie myli, szczególnie przy okazji zachęt do inwestycji zagranicznych w sektor motoryzacyjny nasze elity wszem i wobec głosiły, ile to miejsc pracy powstaje u poddostawców i powiązanych biznesach.

    Otóż eksport żywności właśnie takowe efekty zatrudnienia w biznesach okalających oferuje bardzo atrakcyjne, a jeśli dodać do tego, że nie o samą produkcję żywności chodzi, to naprawdę wygląda to ciekawie.

    Puszczając wodze mej biznesowej fantazji, przemysł spożywczy może napędzić rozwój także w innych branżach, z których kilka opisuję poniżej.

    Nasiennictwo, co w połączeniu z biotechnologią pozwoliłoby na powiązanie zaawansowanego sektora R&D oraz nauki z przemysłem spożywczym i rolnictwem. Niewielka Holandia na nasionach zarabia krocie. Następnym razem proszę popatrzeć skąd pochodzi wiele nasion dostępnych w polskich sklepach, jeśli jeszcze mają Państwo działkę, na którą łapczywie spogląda od niedawna elita.

    Do tego niezbędne jest, aby jaśnie nam panujący obecnie rząd zademonstrował “tener cojones” – odsyłam do Wikipedii po tłumaczenie – i zablokował możliwość jakiegokolwiek rozwoju GMO w Polsce, czyniąc z Polski „kraj wolny od GMO” bez oglądania się na lobbystów. Zdziwieniem napawa fakt, iż podczas dyskusji nad wprowadzeniem ACTA niewielu zająknęło się na temat żywności GMO, która objęta jest patentami korporacyjnych gigantów. ACTA dotyczy także ochrony tych patentów. W GMO nie chodzi wcale o lepszą i tanią żywność, a bardziej o coroczne płacenie tak zwanych “royalties” za możliwość zasiewów. Nie da się także zachować zarodników z roślin GMO na przyszły rok, gdyż kody genetyczne roślin są zmodyfikowane tak, aby w wielu przypadkach rozwój takowych po prostu uniemożliwić. Oczywiście wszystko w trosce o klienta, a najbardziej w trosce o zapewnienie koncernom corocznego przypływu gotówki z zakupu nowych partii nasion. O jakie sumy chodzi można dowiedzieć się miedzy innymi studiując niedawy wyrok sądowy pomiędzy dwoma koncernami produkujacymi GMO – MONSANTO i DuPONT.

    Żywność BIO, czy ECO oferuje już teraz dużo ciekawsze marże niż GMO, a w przyszłości będzie jeszcze lepiej. W kierunku żywności BIO i ECO powinna pójść Polska. Pierwszy z brzegu przykład to Chiny, gdzie po skandalach z dioksynami, Chiny kupią każdą ilość mleka z Europy, które jest dobrej jakości. Polska takie mleko posiada, a tylko z powodów unijnych limitów nie może produkować go więcej.

    Maszyny rolnicze, a właściwie ich produkcja jak już kiedyś bywało. Ursus jeszcze ciągnie, a nawet mówi się o jego reaktywacji. Dzięki nowemu otwarciu na rolnictwo można by tę reaktywację przyspieszyć. Innymi słowy szeroko pojęta mechanizacja Made in Poland, jakby to nazwał Kargul i Pawlak, a co za tym idzie rozwój rodzimych kadr inżynierskich, co mieści się w zupełnie innej kategorii, niż rodzime kadry montażystów.

    Usługi finansowe, co zabrzmi dość niewiarygodnie. Potrzeba rozwoju ubezpieczenia plonów oraz zwierząt od wszelkiego rodzaju zdarzeń losowych zaistniałaby w szerszym, niż obecnie zakresie. O tym, że takowe usługi, są na powiedzmy niskim poziomie pisał jeden z komentatorów poszukujący produktu dla siebie, ale polski sektor ubezpieczeniowy okazał się mało innowacyjny oferując, jak za czasów słusznie minionych, to co ma. Innowacyjność w kwestii dostępnych produktów finansowych to także wstęp do gospodarki opartej na wiedzy.

    Logistyka, szeroko pojęta. Ze względu na kraje zamorskie, odbiorców eksportu, byłyby to drugie zaślubiny Polski z morzem. Tylko tak można na Daleki Wschód żywność z Polski wywieźć i dostarczyć. Statków budować już raczej nie będziemy, ale firmy logistyczne rozwinąć możemy. Polskie Linie Oceaniczne wciąż działają, więc można na tych zrębach budować eksportowe zdolności transportu morskiego. Młodsi czytelnicy zapewne nie uwierzą, ale Gdynia była już w historii największym portem przeładunkowym na Bałtyku, może, więc być nim ponownie. Tu nie trzeba nic wymyślać, wystarczy odkurzyć stare plany inżyniera Kwiatkowskiego w tej materii.

    Gospodarka wodna – wody w Polsce mamy wystarczająco dużo, ale nie potrafimy nią gospodarować. Żegluga śródlądowa prawie nie istnieje, a infrastruktura hydrologiczna powoli się sypie. Dla zainteresowanych, proszę obejrzeć podczas następnego pobytu w Krakowie, jak wygląda Wisła za śluzą Przewóz w Krakowie. Retencja, budowa nowych śluz, a wiec rozwój hydro-budownictwa, że o ochronie środowiska i przeciwpowodziowej nie wspomnę. Budowa kolejnej śluzy za śluzą Przewóz na Wiśle, wpłynęłaby korzystnie na Puszcze Niepołomicką, podnosząc poziom wód gruntowych. Można pokusić się o przekopanie Mierzei Wiślanej i rozwój portu w Elblągu, oraz użeglownienie Wisły, ekoterroryści mnie zlinczują zapewne za tę sugestie. Dodatkowo poprawienie żeglowności Odry, wykopanie kanału Śląskiego (Odra-Wisła) oraz kanału San-Dniestr, co pozwoliłoby na dołączenie żyznych ziem na Ukrainie do możliwości eksportu żywności. Za unijne pieniądze budowa kanału Odra-Dunaj, i eksport „czeskiego piwa” oraz „węgierskiego wina” poprzez polskie porty, za niższą opłatą manipulacyjną niż przez niemieckie, ma się rozumieć. Znowu nic nie trzeba wymyślać, tylko odkurzyć stare plany, miedzy innymi Eugeniusza Kwiatkowskiego – mądry chłop z niego jednak był. Nie ma tańszego środka transportu niż żegluga śródlądowa, o tym że jest to real politik w kwestii polityki wschodniej już nawet nie wspominam. Nic tak nie zbliża jak możliwość zarobienia pieniędzy. Nie wiem jak wiele osób jest świadomych, iż zbiórka cła przez kraj wewnątrz Unii, pozwala na zatrzymanie jego części w kraju, który cło pobrał. Obecnie kraje takie, jak na przykład właśnie Czechy, czy Węgry preferują odprawiać się w Hamburgu, a nie w Szczecinie, Świnoujściu, czy Gdyni. Gminna wieść niesie, iż ze względu, na jakość obsługi i biurokrację w polskich portach, także rodzimi importerzy preferują Hamburg.

    Chemia, czyli chociażby nawozy sztuczne, co dałoby impuls Grupie Azotowej, tej o kontrolę której niedawno odbyła się potyczka z Rosjanami, czy firmom takim jak Synthos oraz rozwój zaawansowanego, rodzimego R&D i nauk w tym kierunku.

    Przemysły pochodne takie jak farmacja, produkcja witamin oraz biotechnologia. Marże są tam bardzo ciekawe, nie mówiąc o tym, że jest to jeszcze w rękach polskiego kapitału.

    Elektronika sterującą podlewaniem, nawożeniem, nasłonecznianiem i tak dalej. Tak to się robi w Holandii, można wiec też w Polsce. Holendrzy myślą nad sterowaniem kombajnami za pomocą GPS, tak aby sam sobie jeździł, kosił i snopkował, podczas gdy farmer ogląda mecz lub popija piwo.

    Aktywizacja bezrobocia na terenach popegeerowskich, czyli dokładnie tych gdzie takowe występuje w największej skali obecnie. Wysoka pracochłonność samego rolnictwa część bezrobotnych wchłonęłaby do pracy. Co włączenie 1 mln stale bezrobotnych oznacza dla budżetu nie będę tłumaczył. Każdy Minister Finansów powinien to brać w ciemno. Dodatkowo zagospodarowanie gruntów rolnych, które obecnie dzięki idiotycznej polityce UE leżą odłogiem, a jest ich niemało. W sprawie polityki rolnej Polska ma dwa wyjścia na zapewnienie sobie takiej samej pozycji konkurencyjnej, jak zachodnie firmy. Jedna to próba, według mnie jałowa, gdyż nie dopuści do tego Francja, doprowadzenia do zrównania dopłat. Druga wymaga, po raz kolejny, pokazania przez polski rząd “tener cojones” i po prostu storpedowania Wspólnej Polityki Rolnej, a jeśli pojawi się taka opcja to głosowania za jej zaniechaniem. Wielka Brytania, Finlandia, Szwecja będą jak najbardziej za okrojeniem dopłat do rolnictwa, więc PR’owo nic Polsce nie grozi.

    Branding marki narodowej – Polska EKO-żywność, z kraju wolnego od GMO – związanej ze zdrową, ekologiczną żywnością z Polski dla tak zwanego „high-end market”, z użyciem szyldu UE dla naszej korzyści. Przy okazji prztyczek w nos Niemców którzy zawsze chcieli zrobić z Polski kraj rolniczy, licząc na to, że oznacza to klepanie biedy, a tu byłaby taka niespodzianka. Jeśli udałoby utemperować zapędy anty-rosyjskie, niektórych kręgów prawicowych, to można by pokusić się o zrównoważenie bilansu handlowego z Rosją dzięki eksportowi żywności (oczywiście nie tylko) na tamten kierunek. Jak już gazoport zacznie działać to można z Rosją negocjować na prawdziwie partnerskich zasadach. Polska od Rosji więcej gazu, jak Rosja z Polski więcej żywności i innych dóbr, plus zniesienie blokad na mięso, warzywa i całą resztę, które ostatnio były wielką bolączką. A jak nie, to „wicie, rozumicie” sąsiedzi najdrożsi, ale gazu z Rosji kupimy mniej, mimo że bardzo chcemy, ale za to kupimy więcej gazu z Kataru i więcej żywności wyeksportujemy do Kataru. Najlepszy sposób na Rosję to zacząć zarabiać tam pieniądze, a nie machać stępioną szabelką. To jest real politik.

    Na razie jednak walimy głową w mur próbując konkurować w branżach, gdzie szans na własny przemysł nie mamy, na przykład samochodowej, gdzie niemiecka precyzja zaczyna przebijać nawet włoski design i francuski polot.

    Lepiej spojrzeć chociażby na Holandię, czy Danię, które na głowę eksportują więcej niż Niemcy, a sporo z tego eksportu to żywność i produkty z nią powiązane.