- Polityka
Europa potrzebuje ludzi z wizją zdolnych do szukania kompromisu
- By krakauer
- |
- 01 sierpnia 2014
- |
- 2 minuty czytania
Europa potrzebuje ludzi z wizją, zdolnych do szukania kompromisu na wszystkich polach polityk wewnętrznych i stosunkach międzynarodowych z innymi państwami. Europa to dużo więcej niż jedynie suma naszych wszystkich strachów, naprawdę mamy wszystko do stracenia, jeżeli w Unii Europejskiej zacznie dziać się źle, a zacznie tak się dziać w momencie, gdy na kluczowe funkcje wybierzemy ludzi mających ograniczoną percepcję i o których wieloletniej działalności politycznej można powiedzieć tylko tyle, że nie wiadomo czyje interesy tak naprawdę reprezentują.
Jesteśmy w Unii Europejskiej stosunkowo od niedawna, jednakże powstaje poważne ryzyko, że możemy przyczynić się do jej upadku w wyniku złych nominacji personalnych, gdyby takie nieszczęście się ziściło. Trudno jest tłumaczyć decyzje rządu w Polsce w tym zakresie inaczej niż próbami ratowania swoich kadr, poprzez zabezpieczenie im wystarczająco „godnych” i dobrze płatnych posadek. Koalicja się sypie, partia rządząca po przegranych wyborach prawdopodobnie przeprowadzi rebranding i przeformułuje się w kolejny byt polityczny odcinający się od własnych błędów. Dla wielu działaczy będzie to oznaczało czas jałowych procesów, albowiem nowa władza wcale nie ukrywa, że zamierza dokładnie rozliczyć władzę starą, nikogo nie oszczędzając. Zapewnienie więc sobie immunitetu, czy też pozycji pozwalającej na rozmawianie z nowym rządem w Warszawie z pozycji siły – to jest wszystko co jeszcze obecna elita może zrobić, żeby zapewnić sobie przetrwanie i to nawet w fizycznym rozumieniu tego słowa.
Niestety na dzień dzisiejszy nie ma w naszym kraju nikogo, kto ze względu na posiadane cechy osobiste, jak również doświadczenie życiowe mógł być z powodzeniem i bez obaw rekomendowany na jedno z najważniejszych stanowisk unijnych jakim jest Wysoki przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa. Poczyniona przez premiera rekomendacja jest niestety trudna do zaakceptowania, ze względu na pełną porażkę aktywności zawodowej na kierunku polityki zagranicznej człowieka, który rekomendację otrzymał.
Nie możemy wysyłać do Brukseli najbardziej kontrowersyjnych polityków, ratując ich przed niechybnym rozliczeniem ich nieudolnie prowadzonej działalności, czy też słów, które nie powinny były zostać nigdy upublicznione, ale jednakże dyskredytują konkretną osobę w kontekście jej zdolności do kontaktów międzyludzkich.
Uogólniając – w oderwaniu od jakiegokolwiek konkretnego przypadku personalnego – jako obywatele mamy prawo nie życzyć sobie, żeby reprezentował nas w Unii Europejskiej człowiek wyróżniający się nagannym podejściem do spraw międzyludzkich. Przekleństwa pod adresem państw sojuszniczych są okolicznością generalnie wykluczającą towarzysko. Podobnie wyniosłe traktowanie własnego nieletniego dziecka, czy też wyręczanie się ochroniarzami w zakresie wypełniania własnych funkcji życiowych. Drobne sprawy życiowe pokazują jakim, kto jest człowiekiem, a nie to jak ktoś prezentuje się we fraku lub jak płynnie włada angielszczyzną. Oczywiście pan premier może lub nie musi – uwzględniać opinii społeczeństwa, na pewno nie ma obowiązku przeprowadzania konsultacji społecznych przy tego typu nominacjach, jednakże – to tylko pokazuje jak bardzo rozchodzi się władza ze społeczeństwem. Nie było żadnej poważnej dyskusji, nie było żadnej medialnej prezentacji kandydatów, nie było upublicznienia ich wypowiedzi, w których mówiliby co zamierzają zrobić, może warto byłoby chociaż kurtuazyjnie umówić kandydatów „na kawę” z właściwą komisją sejmową do spraw zagranicznych? Dopiero potem na podstawie różnych – oczywiście luźnych rekomendacji – przedstawić swojego nominata – Z PUBLICZNIE PODANYM UZASADNIENIEM! Nie jest wymagane, ale budowa społeczeństwa obywatelskiego jest chyba wystarczającym argumentem przemawiającym za takim postępowaniem?
Niestety u nas nic takiego nie miało miejsce, pan premier w słowach, których nie da się nawet cytować – pozwolił sobie na opisanie kandydata w sposób po prostu wykluczający nawet zachowanie pozorów, że traktuje się opinię publiczną na poważnie.
Reasumując – zgłoszony kandydat na stanowisko Wysokiego przedstawiciela Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa z Polski nie jest kandydatem narodowym, tylko kandydatem układu koteryjnego rządzącego póki co w Polsce. Wszystko co można o tym człowieku pozytywnego powiedzieć nie znając go osobiście – to tylko tyle, że naprawdę nie wiadomo, czyje interesy on tak naprawdę reprezentuje w polityce zagranicznej, albowiem jego dotychczasowe działa i zaniechania wprawiają w zadumę lub rozpacz. Jeżeli nie życzymy Europie źle, nie powinniśmy wystawiać tej kandydatury. Nic dobrego z niej nie wyniknie ani dla Polski, ani dla Europy. Natomiast komu będziemy robić i co będziemy robić, to się możecie państwo próbować domyśleć.