• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Dylematy rozwoju zrównoważonego

    • By krakauer
    • |
    • 09 stycznia 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    W Konstytucji RP znalazł się dogmatyczny zapis o rozwoju zrównoważonym, jako podstawie planowania rozwoju państwa. W zestawieniu z ujednoliceniem jednostek podstawowego podziału terytorialnego kraju po 1990 roku, oznacza to, że troska rządu RP o rozwój Gminy Ustka = trosce o rozwój Miasta na prawach powiatu Wrocław. Skutki dokonanych świadomie lub nie wyborów ram strategicznych rozwoju kraju mszczą się, na co dzień w wielu dziedzinach życia i skutecznie hamują rozwój państwa pod względem kształtowania i jakości sieci osadniczej.
    W wyniku dogmatycznego stosowania polityki zrównoważonego rozwoju – znanego także, jako „eko rozwój” nasze biedne państwo rozwija się w istocie w sposób zrównoważony poprzez równanie „w dół” tzn., poprzez drenowanie wysp rozwoju – wytwarzających dominującą część PKB kraju – na rzecz – reszty. Poszczególne rządy najjaśniejszej hołdujące dogmatowi mnożą różnego rodzaju strategie wsparcia dla biednych regionów, likwidacji wysp biedy, zagłębi bezrobocia itp. itd. W ślad za tą polityką idzie polityka socjalna obficie wspierająca biedniejsze obszary kraju oraz wybrane grupy zawodowo-społeczne w postaci subsydiowania np. rent i emerytur, dostępu do publicznego lecznictwa, szkolnictwa powszechnego itp. W ogóle system zarządzania krajem został skonstruowany w taki sposób, żeby samorządy – bez względu na poziom funkcjonowania – przypadkiem nie były w stanie zdobyć się na samorządność, zwłaszcza w wymiarze wyznaczanym przez samodzielność finansową, w oparciu o własne źródła finansowania. W praktyce przeważnie 2/3 budżetów to dotacje i subwencje, w tym dominująca subwencja oświatowa – tj. środki przeznaczone na szeroko rozumianą oświatę.
    W praktyce nie dość, że rząd nie wspiera samorządów w ogóle – trzymając je na finansowej smyczy, to dodatkowo drenuje bogatsze z nich poprzez mechanizm wpłat tzw. „janosikowego”, które to kwoty są rozdzielane na rzecz pozostałych samorządów w kraju. Najbardziej na tym mechanizmie traci Warszawa, ale inne duże miasta także boleśnie odczuwają bardzo wymierny para podatek od budżetu samorządowego.
    Do tego wszystkiego dokłada się fakt, że ostatnim poważnym programem wspierania w kraju wysp rozwoju – tj. miast, aglomeracji – metropolii (w proporcjach swoich epok) były działania władców ziem polskich mające na celu lokowanie miast na prawie magdeburskim, precyzującym m.in. ustrój funkcjonowania miast w średniowiecznej Europie. Po tym okresie, którego największe nasilenie przypadało na koniec XIII, XIV i w części XV wiek – zainteresowanie władzy w Polsce problematyką miast malało aż do okresu zaborów, z niewielką próbą poprawy ogólnego stanu w okresie Konstytucji 3 maja. Potem z sukcesów państwa polskiego na polu polityki miejskiej można wymienić utworzenie Gdyni i odbudowę Warszawy.
    Niestety ten stan trwa do dzisiaj, nawet obecny rząd Polski z niewiadomych przyczyn – stojąc w sprzeczności z własnym dokumentem ideowym „Polska 2030” nie ma polityki miejskiej, polityki wobec miast oraz polityki rozwoju miast. Miasta – a w szczególności metropolie są ośrodkami ciążenia generującymi rozwój, poza miastami w istocie nasza gospodarka nie wytwarza wartości dodanej. Dlatego wspieranie ich poprzez poprawę warunków życia w mieście i kosztów systemowych ich funkcjonowania powinno być jedną z najważniejszych trosk rządu. Niestety nie jest.
    W efekcie mamy stan taki, jaki widać, największe miasto i jedyna metropolia – Warszawa, ledwo aspiruje do rangi metropolii europejskiej. Inne miasta w praktyce się nie liczą w międzynarodowych rankingach, – ponieważ suma ich powiązań gospodarczych – społecznych, kulturalnych i naukowych ze światem jest stosunkowo nikła, lub istotna jedynie w wąskim zakresie zagadnień. Z tego powodu nasze miasta rozwijają się poniżej poziomu swoich możliwości, przez co nie są zdolne do absorpcji kapitału ludzkiego uciekającego tradycyjnie z prowincji do miasta. Doszło do takiego stopnia nieefektywności, że mieszkańcy polskich wsi i miasteczek – częściej wybierają Londyn – prawdziwą globalną metropolię od Warszawy, ponieważ ten pierwszy oferuje im więcej i lepszych możliwości. Globalizacja rządzi się swoimi prawami, których nie da się zadekretować, a przeciwstawienie się im poprzez np. regulacje prawne rodzi sprzeciw i najczęściej skutki odwrotne od zamierzonych.
    W najbliższym czasie rząd powinien przedłożyć projekt programu wspierającego rozwój miast, zważywszy na fakt, że zbliża się nowa „perspektywa finansowa Unii Europejskiej” a nasze miasta w praktyce osiągnęły określone prawem progi zadłużenia – musi być to mechanizm rewolucyjny. W przeciwnym razie grozi nam zahamowanie fali wzrostu gospodarczego, możliwego poprzez udogodnienia infrastrukturalne i ogólny wzrost cywilizacyjny zapewniany poprzez dotychczasowe inwestycje finansowane głównie długiem.
    Nie chodzi o to, żeby każdy zarabiał na siebie – jakieś mechanizmy subsydiowania obszarów szczególnie zagrożonych są potrzebne, ale obecnie w okresie infrakryzysowym – należy dążyć do wzmocnienia wysp wzrostu, – aby te były zdolne do nawiązania dialogu konkurencyjnego z innymi miastami w Europie i na świecie. Rząd Polski musi zrozumieć fakt, że polityka rozwoju miast jest w istocie polityką generowania wzrostu gospodarczego – u podstaw!