- Paradygmat rozwoju
DSRK vs KSDR – krótkofalowa strategia dryfu rozwojowego
- By Marcel Flanerski
- |
- 08 lutego 2013
- |
- 2 minuty czytania
Zachęcony brawurową recenzją Krakauera, zdrowo podekscytowany i uzbrojony w szkiełko i oko, niezwłocznie przystąpiłem, sine ira et studio, do pogłębionych studiów zapisów Długookresowej Strategii Rozwoju Kraju (DSRK), jej wcześniejszych projektów, a także raportu z konsultacji społecznych. Ośmielam się skonstatować, że poprawność metodologiczna procesu formułowania „strategii”, połączona z zaklinaniem rzeczywistości, to jednak nie wszystko. To tylko prolog. Jak zawsze przy tego rodzaju dokumentach ich zawartość – identyfikacja domen strategicznych i problemów wymagających rozwiązań – będąca wynikiem trafnego (bądź nie!) rozpoznania skali i wagi wyzwań cywilizacyjnych, analizy megatrendów i prawdopodobnych scenariuszy rozwoju, identyfikacji związków przyczynowo-skutkowych zjawisk i procesów społeczno-gospodarczych, antycypowania zagrożeń i szans rozwojowych – wybór celów (co?/ i dlaczego to a nie tamto?) i konkretyzacja działań/projektów strategicznych (jak?), jest niepomiernie ważniejsza. A w wypadku DSRK cele powinny dotyczyć, w głównej mierze, systemowych zmian strukturalnych organizacji i funkcjonowania państwa, m.in. zmiany kosztownej „architektury” administracji publicznej, zapewnienia stabilnych finansów publicznych w tym polityki podatkowej, transformacji modelu gospodarczego, racjonalizacji zagospodarowania przestrzeni i ochrony środowiska, zasad polityki inwestycyjnej i promocji eksportu, polityki energetycznej i zasad eksploatacji zasobów naturalnych, integracja systemów transportowych kraju, wprowadzenia inteligentnych systemów transportowych, etc. Nie bez znaczenia jest również stworzenie przejrzystego systemu wdrażania, monitorowania i ewaluacji DSRK. Nie można takiego postulatu skwitować, „słusznym” skądinąd, stwierdzeniem „realizacja zadań wymaga zasobów, odpowiedniego przywództwa, agendy działań” i oszukańczym – „Polska 2030. Trzecia fala nowoczesności. Długookresowa Strategia Rozwoju Kraju staje się rzeczywiście dokumentem gotowym do wdrożenia” ???
Nie będę powtarzał emocjonalnej acz trafnej, IMHO, oceny DSRK dokonanej przez niezastąpionego w tym dziele Krakauera, zaprezentowanej w jego w kolejnych publikacjach w naszym OP, rekomendującej skierowanie tego dokumentu jeśli nie na „ na śmietnik”, to do kosza. Absolutna zgoda co do kompletnego nieporozumienia by w ogólnej, systemowej strategii rozwoju kraju wpisywać kierunki działań o drugorzędnym znaczeniu, stanowiące swoisty „balast”, a które powinny się znaleźć w krajowych strategiach dziedzinowych, a najlepiej w ich lokalnych konkretyzacjach. Taki np. cel 6. Rozwój kapitału ludzkiego poprzez wzrost zatrudnienia i stworzenie „workfare state” (s.97-103), z takimi przykładowymi detalami: „zwiększyć zakres wsparcia (dopłaty, kredyty itp.) dla osób, które decydują się podjąć zatrudnienie poza miejscem zamieszkania” czy „zwiększenie dostępności i poprawa jakości opieki w przedszkolach i szkołach” – czy to jest domena strategiczna polityki państwa? Mydło i powidło. O wszystkim i o niczym. Czy ten kraj nie ma istotnych problemów do rozwiązania, czy ten kraj nie potrzebuje wstrząsu w sferze kultury zarządzania jego rozwojem czyli roztropnego wydatkowania dostępnych ograniczonych środków finansowych na niezbędne zmiany systemowe uwalniające potencjały rozwojowe w regionach i miastach?
Dodam jedynie swoje trzy grosze do zmiany wcześniejszego modelu „polaryzacyjno-dyfuzyjnego” wspierania rozwoju regionalnego i przyjęcia innego rozwiązania, jak określił to minister Michał Boni: „Chcemy rozwijać nasz kraj nie tylko w oparciu o wielkie miasta, ale o unikalną w Europie sieć dużych i średnich miast, rozłożonych równomiernie geograficznie. Dostrzegamy w tym duży potencjał dla zrównoważonego rozwoju Polski”. Można i tak, i inaczej – każde z tych podejść ma swoje pros i cons. Odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że mimo wcześniejszej świadomości Autorów strategii, że dla awansu cywilizacyjnego kraju niezbędna jest bardziej radykalna strategia rozwojowa, prowadząca do istotnych reform i zmian systemowych, przyjęto rozwiązanie kompromisowe, które tak naprawdę nikogo nie zadowoli – ani tzw. polskich metropolii, ani kilkunastu czy kilkudziesięciu (?) miast średnich. Przyjęty model polityki regionalnej oznacza w praktyce rozproszenie interwencji publicznej i „sprawiedliwe” dzielenie biedy – rozdawanie darowanych funduszy rozwojowych Unii Europejskiej (póki są!?) i „janosikowego”… Żadnych „lokomotyw” i liderów rozwoju, żadnego wyrastania ponad niską przeciętność. Zaplanowany dryf rozwojowy. Do tego bezruchu zbędna jest jakakolwiek strategia czyli sterowanie rozwojem. Taki proces rozwoju ma charakter „naturalny”, zgodnie z cyklem życia organizacji czyli przedsięwzięć pod tytułem „miasto”, „region” czy „kraj”. Od narodzin czyli pierwotnego ufundowania/aktu założycielskiego poprzez dojrzewanie czyli wzrost i okres rozkwitu, po schyłek i upadek/ruinę organizacji. Wszystkie te naturalne stadia czy fazy życia miast i krajów mają swoje zróżnicowane okresy trwania i poziomy osiągniętych zdobyczy cywilizacyjnych oraz dobrobytu mieszkańców. Te atrybuty miast/krajów – poziom rozwoju i okresy trwania jego poszczególnych faz ewolucji – są, jak uczy doświadczenie i historia, sterowalne – wyłączając losowe katastrofy wywołane czynnikami zewnętrznymi – i zależą od mądrości, roztropności, inteligencji, kreatywności, aspiracji, skłonności do ostrożnego ryzyka czyli odwagi i pracowitości zamieszkujących je społeczności. To daje i, bywa, odbiera nadzieje na pożądany rozwój sytuacji.
Szkoda, że po wielu latach prac, przygotowano kolejny „dokument strategiczny” , a nie strategię działań – „mapę drogową” dla kolejnych rządów. Ale czy mogło być inaczej przy tak niskiej kulturze myśli strategicznej i tak licznych patologiach życia politycznego, społecznego i gospodarczego. Środowiskiem, które sprzyja formułowaniu takich nijakich i obojętnych antystrategii rozwojowych jest wszechobecny kryzys przywództwa, uwiąd czy nawet regres umysłowy, demoralizacja i zgnuśnienie tzw. elit politycznych, zatęchłe układy lokalnych i regionalnych lobbies oraz, last but not least, strach przed utratą władzy i płynących z niej przywilejów. Utrzymanie status quo, trwanie, wegetacja podtrzymywana kroplówką funduszy unijnych – zmiana bez zmiany, to antystrategia na dzisiaj i cokolwiek dalej. Budowanie na ruinach, choć bolesne i kosztowne, nie jest niemożliwe, ale słaba to pociecha.
Cała nadzieja w regionalnych strategiach rozwoju poszczególnych województw czy makroregionów. Tam gdzie światłe, roztropne i odpowiedzialne przywództwo oraz tam gdzie stworzono aktywne zaplecze eksperckie: obserwatoria rozwoju regionalnego, prowadzenie systematycznych analiz i studiów regionalnych itp., tam jest szansa na przygotowanie trafnych i praktycznych strategii rozwojowych, będących odpowiedzią na wyzwania czasu i służące budowaniu warunków dla rozwoju nowoczesnej gospodarki oraz atrakcyjnych warunków dla życia ludzi.
I musimy czekać na kolejną czwartą „falę nowoczesności” – tylko wtedy długofalowe planowanie przyszłości Polski może nie mieć już dla nas sensu i znaczenia. Bo kto to wie, które czynniki sprawcze dziejów będą determinowały bliższą i dalszą przyszłość świata?
8/2/2013 Marcel Flanerski