• 17 marca 2023
    • Społeczeństwo

    Czy doczekamy czasów żeby ważnym ministrem rządu w Polsce był Polak z Polski?

    • By krakauer
    • |
    • 12 września 2014
    • |
    • 2 minuty czytania

    Na szczęście po siedmiu, czy też może i nawet dziewięciu latach sukcesów pewnego pana w polskiej administracji rządowej nadchodzi moment, kiedy prawdopodobnie będziemy mieli koniec jego partaczenia i nieudolności oraz bufonady, nie mówiąc już o obżeraniu się na nasz koszt w restauracjach. Życzmy mu wszystkiego najlepszego, szkoda że to tak długo trwało!

    Pojawiło się jednak nowe niebezpieczeństwo, albowiem w kręgu dyskutowanych kandydatów na następcę tegoż polityka. Na horyzoncie pojawiło się nazwisko pewnego pana, któremu kompetencji nie można odmówić, jednakże ma on dwie wady. Po pierwsze dał się poznać, jako zwolennik interesów gospodarczych – nie wiadomo czyich, jednakże o silnej neoliberalnej konotacji. Po drugie nie jest do końca jednym z nas, albowiem pochodzi z emigracji, żyjącej w obcym kraju na bardzo wysokiej stopie życiowej – w pełnym oderwaniu od realiów i bolączek przeciętnych Polaków. Uwaga nie jest tutaj zarzutem, że ten pan urodził się za granicą, zdobył tam wykształcenie i tam wyrósł – to wbrew pozorom odwrotnie – to są jego wielkie atuty, albowiem wie jak rozmawiać z „tamtymi” ludźmi na zachodzie. Niestety jednak on nie ma ścisłych związków z nami tutaj, jego interesy życiowe nie są związane z Polską na być lub nie być – w każdej chwili może wrócić do swojego bogatego domu. Chodzi po prostu o pewną wrażliwość i bezwzględną wspólnotę interesów, tylko osoba zdolna do myślenia kategoriami – bliskimi przeciętnym Polakom i Polkom, może wyrażać ich wrażliwość, a tym samym profesjonalnie realizować ich interesy.

    Chyba nie ma niczego ważniejszego dla nas w obecnym stanie naszych stosunków z zagranicą, przede wszystkim nowy ważny minister np. na kierunku polityki zagranicznej powinien dzisiaj w Polsce mówić po rosyjsku! To powinna być najważniejsza wytyczna powodująca mianowanie na akurat to stanowisko.

    Polska już kiedyś miała to nieszczęście, że była rządzona przez obcokrajowców. Przed ostatnią wojną znaczna część elity miała dwa lub więcej paszportów i wykazywała luźną lojalność z Polską, ograniczając się do brania dużych pensji i szybkiej ucieczki na Zaleszczyki.

    Nigdy nie jest dobrze, jeżeli krajem rządzą i decydują o jego losach ludzie, którzy nie mają związanego z nim własnego interesu, mówimy o interesie przeżycia biologicznego. W naszym przypadku wystarczającym kompromisem wobec obcych elit jest zaakceptowanie ich praktycznie pełnej dominacji w życiu gospodarczym kraju. Jeżeli jeszcze będziemy wpuszczać ludzi z zagranicy, tam powiązanych życiowo, towarzysko, finansowo i prawdopodobnie mentalnie, a jedynie polskojęzycznych – to, co nam pozostanie? Przecież wystarczających szkód w umysłach wyrządził już swoją błędną retoryką pewien mędrzec zza wielkiej wody, będący funkcjonariuszem innego imperium, które pomimo deklaracji przyjaźni, wcale nie prowadzi przyjaznej wobec nas polityki. Czym będziemy w następnym pokoleniu, jeżeli ktokolwiek mówiący płynnie po angielsku i w drogim garniturze, może nawet z własnymi pieniędzmi – od razu wchodzi na szczyty naszego establishmentu?

    Obecnie już przeszły rząd w Polsce prawdopodobnie zrodzi po sobie potworka, którym będzie jego kolejne nieszczęsne wcielenie, ze słabym kierownictwem, które zdenerwowaniem i pokrzykiwaniem lub odwrotnie – udawaniem niedostępności – będzie starało się wywierać wpływ na sprawy 38 milionowego narodu. Przecież to jest horror, to niczemu dobremu nie wróży, zwłaszcza to, że nie ma żadnych przecieków, a przecieków nie ma wówczas, gdy jest tajemnica, a tajemnicę zawsze są w stanie zachować tylko dwie osoby – wiem ja i wiesz ty, nikt inny. Jak wiedzą trzy osoby już są podejrzenia, można je zawsze sugerować, że to ten trzeci zdradził. No a obecny stan pełnej tajemnicy jak na nasze standardy wskazuje, że prawdopodobnie nawet Prezydent państwa jeszcze nie wie, jaka propozycja będzie mu przedłożona. Mniejsza z tym, tylko szkoda, że płacimy za ten teatr, a ile jeszcze wyniesie rachunek, to lepiej nie wiedzieć – w końcu ogony w szynce kosztują!

    Wiadomo, że nie można nikogo w żadnej mierze dyskryminować, jednakże nie może być zgody na to, żeby o sprawach dotyczących nas tutaj, decydował ktoś, kto jeżeli zechce nie będzie musiał ponosić odpowiedzialności, ani nawet odczuwać negatywnych następstw swoich błędów. To minimalne zabezpieczenie, którego mamy prawo domagać się od systemu. Kwestia wykorzystania w służbie państwa osób polskiego pochodzenia jest jak najbardziej otwarta, jednakże muszą być tutaj granice szczebla decyzyjności.