- Społeczeństwo
Bardzo dobrze że biedniejsze dzieci jedzą gorsze posiłki z plastikowych talerzy!
- By krakauer
- |
- 22 grudnia 2015
- |
- 2 minuty czytania
Bardzo dobrze, że biedniejsze dzieci jedzą gorsze posiłki z plastikowych talerzy! Ponieważ mamy kapitalizm, a kapitalizm to system brutalnego wyzysku człowieka przez człowieka, szczególnie ludobójczy w wydaniu neoliberalnym – niech nasze dzieci zaznają już w młodości w wieku dziecięcym, co to znaczy jest być biednym. Taka lekcja w postaci gorszego jakościowo posiłku podanego na plastikowym lub tekturowym talerzu – prawie, że byle jak, w kontraście do pełnowartościowego posiłku kolegi jedzonego na porcelanie – to najlepsza lekcja życia i najwspanialsza wartość wychowawcza jaką może przekazać naszym dzieciom nasza szkoła. Niech dzieci dowiedzą się na własnej skórze, co to znaczy podziały klasowe i to przebiegające tak “byle jak”, jak u nas, gdzie „bogatsi” w ramach jednej stołówki mają lepiej. To przykre, brutalne i deprymujące dla dzieci, ale miejmy nadzieję, że nauka nie pójdzie w las.
Nie jest tajemnicą, że w szkołach mamy do czynienia z modami na ubrania określonej marki, sprzętem komputerowym określonego producenta, jak i telefonem itp. Ten, kto nie ma określonych produktów markowych, ten nie spełnia społecznych kryteriów socjalizacji mikroświata dzieci i młodzieży, to brutalne ale to rzeczywiste. Dlaczego w stołówkach miałoby być inaczej? Państwo jest zobowiązane świadczyć usługę oświatową, a nie catering!
W szanującym się państwie powinno jednak być inaczej, przede wszystkim w szkołach publicznych nie można dopuścić do żadnej formy systemowej segregacji, ponieważ to pokazuje słabość państwa i jego wręcz nieprzydatność dla obywateli. Jeżeli bowiem ministerstwo edukacji i czegoś tam jeszcze, nie potrafi zabezpieczyć czegoś takiego jak baza lokalowo-socjalna dla swoich własnych placówek, to są już mocne żarty. Powinniśmy wyznaczać standardy, dotyczące wszystkich W SPOSÓB POWSZECHNY I WYRÓWNUJĄCY POZIOMY KLASOWE. Jeżeli to się nie udaje na poziomie szkół podstawowych czy gimnazjalnych, to znaczy że już jest bardzo źle z nami. To kwestia fundamentalna, wyboru modelu szkolnictwa publicznego, które z założenia musi być egalitarne, bo inaczej traci sens jako szkolnictwo państwowe.
Jeżeli rząd pani Szydło będzie tolerował sytuację, w której w jednej publicznej placówce są dzieci lepsze i dzieci gorsze, to znaczy się że mamy do czynienia z faktycznym upadkiem myślenia o inwestycjach w najmłodsze pokolenia i to na poziomie systemowym. Nie chodzi bowiem o rzucenie przysłowiowych już pięciu stów na dziecko, jeżeli w kraju dzieją się takie historie jak dyskryminacja klasowa dzieci w szkołach publicznych! Przecież to jest bez sensu i bardzo źle o nas wszystkich świadczy, w tym znaczeniu że co to za państwo, które nie potrafi zapewnić jednolitego standardu świadczeń publicznych – mając omnipotencją władzę w danej dziedzinie. Przy czym uwaga, w tego typu przypadkach z zasady nie ma złej woli, pewno wszyscy chcą dobrze i dziecko na plastikowym talerzu wcale nie ma gorszego jedzenia niż dziecko na porcelanie. Chodzi tylko o rozliczenie posiłków, które w wielkich liczbach – np. kilkuset dzieci w danym miejscu, robią oszczędność jeżeli się skorzysta z opcji „tańszej”. To wielkie nieszczęście dla samorządów, że muszą uwzględniać w tak istotnych sprawach społecznych np. to, że niektórzy rodzice chcą dopłacić za lepsze posiłki, zajęcia dodatkowe w znaczeniu karate lub inny sport zamiast zwykłych godzin WF-u itd. Niestety jest to jednak powszechna praktyka w naszych samorządach, to codzienność. Tak być jednak nie powinno i to samorządy powinny dostać dotacje po 500 zł na każde dziecko uczące się. Wówczas takie pieniądze byłyby o wiele lepiej wydane i byłby dodatkowy bodziec, żeby wysyłać dzieci do szkół publicznych/samorządowych. Państwo mogłoby w ten sposób promować swoje wartości i normy, najzwyczajniej na świecie – dając pieniądze dla każdego, kto chce się uczyć w państwowej szkole.
W naszych realiach to jednak bardzo dobrze, że niektórzy są stygmatyzowani, niech się młody człowiek przyzwyczaja, że tak będzie w tzw. publicznych placówkach ochrony zdrowia, bo tam jak wiadomo system również szału nie robi, analogicznie będzie we wszelkich innych uznawanych za publiczne sferach relacji pomiędzy obywatelem a państwem na styku administracji świadczącej. Równolegle jednak, rodzice dziecka będą mogli się cieszyć, z „zarobionych” do rodzinnego budżetu pięciu stów! Czy to jest sprawiedliwe? Kryterium zgodności z prawem nie rozpatrujemy, ale właśnie tak wygląda sprawiedliwość rządu Prawa i Sprawiedliwości adresowana dla polskich dzieci. To rząd odpowiada za system, w tym jego wynaturzenia. Bardzo dobrze że biedniejsze dzieci jedzą gorsze posiłki z plastikowych talerzy! Ważne jest, że rodzice dostaną pięć stów!
Ps. Jakby ktoś nie wyczuwał pewnego rodzaju próby sarkazmu w tytule i treści to wszystkiego naj…