• 17 marca 2023
    • Religia i państwo

    Do przyjaciół chrześcijan

    • By Adam Jaśkow
    • |
    • 19 stycznia 2019
    • |
    • 2 minuty czytania

    Moi drodzy chrześcijanie… Wiem, większość z Was myśli, że są katolikami. Muszę was zmartwić, po pierwsze nie uważam, by autodefinicja była przesądzająca. Ani w polityce, ani w religii. Po drugie jedynym dysponentem definicji katolika jest Kościół Rzymski lub Prawosławny. To nic nowego, tak było zawsze, od początku istnienia kościoła, tego czy innego. To kościół określa kto jest katolikiem a kto nie. Określa obowiązki katolików.

    Kościół katolicki dzieli się na dwie części pasterzy i owce. Tych, którzy mówią i tych co mają słuchać. Pasterzy mniej interesuje co myślicie, choć chcieliby oczywiście, byście myśleli niezbyt dużo. Ważne jest dla nich, byście żyli jak… kościół przykazał. W sumie, jeśli myślicie, to jesteście niebezpiecznie blisko cienkiej linii oddzielającej katolików od tylko, czy zaledwie, wierzących. Kościół/kler, w tym jednym ma rację, katolik nie może sobie wybierać obowiązków, które będzie spełniał ani przedmiotów wiary, które będzie celebrował. Credo jest jedno.

    Kościół zawodowy, czyli kler, był od początku istnienia, częścią klasy panującej. Oczywiście był zróżnicowany, ze sztywną hierarchią ale przecież zawsze panował nad owieczkami.

    Przemianę społeczno-polityczną, jaka nastąpiła na przełomie XIX i XX wieku, kościół zniósł bardzo źle. Przedtem władza pochodziła od Boga, czyli od kościoła, bo z Bogiem kontakt nie jest łatwy a kościół chętnie głosił słowo boże ustami biskupów, kardynałów i papieży.

    W systemie, w którym władza ma podchodzić od ludu, a przynajmniej nie od Boga, kościół czuje się źle. Czuje się pozbawiony władzy, przywilejów, dochodów. Tym niemniej, z każdą władzą kościół próbował się dogadywać, bez względu na to, jak ta władza traktowała swoich obywateli.

    Po roku 1989 polski kościół budował swoją legendę obrońcy ludu i przeciwnika władzy. Tak naprawdę nie był ani jednym, ani drugim. Oczywiście, w PRL – władza nie kochała kościoła… ale poza krótkim okresem chłodnego napięcia, starała się ułożyć sobie stosunki, jak nie z Bogiem to biskupami. Budowano kościoły z przydziałów, brano kościelne ślub, pogrzeby. Biesiadowano przy suto zastawianych stołach, i mocno zakrapiano nie tylko przy ogniskach kół łowieckich.

    To nie tak, że urzędnicy kościoła grywają na dwóch fortepianach… Oni grają zawsze na wszystkich dostępnych i paru jeszcze wyobrażonych.

    Po transformacji kościół śmiało wyciągnął ręce po swoje, a w jego mniemaniu wszystko było jego.

    Więc z czasem dostał wszystko. Co tylko chciał. Jeśli wsłuchać się w to co mówią doktorzy i biskupi kościoła, to wszystko mu się słusznie należało. Na tym tle twierdzenie jednego z nich, że to kościół utrzymuje państwo, nie wydaje się aż tak bardzo absurdalne.

    Wystarczyło ogłosić nieśmiałe próby korekty stosunków na linii obywatele-państwo-kościół a już podniosły się głosy urzędników kościelnych, że wszelkie zmiany są niedopuszczalne.

    Projekt Kongresu świeckości zawiera tak naprawdę tylko dwie kontrowersyjne zmiany, czyli likwidacja Funduszu kościelnego oraz likwidacja zwolnienia z podatku darowizn na cele religijne.

    Trudno mówić o szczegółach, ale likwidacja Funduszu kościelnego zapewne sprawiłaby, że emerytowani kapłani dostawiliby emerytury na zasadach ogólnych, czyli z ZUS, albowiem ich prawa nabyte byłyby chronione. Trzeba by jedynie uregulowanie kwestię składek emerytalnych aktywnych jeszcze kapłanów i zakonników. Teraz większość (80%) składki pokrywa Fundusz Kościelny czyli budżet państwa 20 % płaci instytucja kościelna do której przypisany jest ksiądz, czyli najczęściej jest to fundusz parafialny. Oczywiście kościół jako instytucja płacić ich na razie nie zamierza.

    Kwestia jawności i legalności finansów kościelnych ma kilka smaczków. Kościół oprócz tego, że chciałby mieć stabilne źródło finansowania z budżetu to równie mocno nie chce, by o jego finansach dowiadywali się wierni. Owieczki mają płacić i modlić się a nie sprawdzać na co ich pasterze wydają pieniądze. Brak jawności finansowania instytucji powinien budzić powszechne zdziwienie i co najmniej dezaprobatę… No ale to Polska i polski kościół.

    Inicjatywa Polska przedstawiła również swój projekt. Również chciałaby likwidacji Funduszu kościelnego. Chciałaby również wyłączenia nauczania religii z programu szkolnego i zaprzestania finansowania jej ze środków publicznych.

    Oczywiście kościół jako instytucja nie zamierza płacić pełnych kwot składek emerytalnych ani rezygnować z dotacji i przywilejów finansowych. Zasłania się konkordatem, konstytucją nawet deklaracją praw człowieka, której większości zapisów, szczególnie dotyczących praw reprodukcyjnych do tej pory nie zauważał. Argument o konkordacie brzmi sensownie, co powinno uprzytomnić wszystkim zwolennikom nowego uregulowania relacji obywatele-państwo-kościół, że wszelkie zmiany powinny się rozpoczynać od wypowiedzenia konkordatu.

    Druga sprawa to dyskusja z tymi obywatelami, którzy słusznie czy nie uznają się za katolików, o tym jakie relacje pomiędzy nimi a klerem powinny być gwarantowane przez państwo. Na pewno nie powinno być jak do tej pory, że katolicy są przedmiotem handlu pomiędzy politykami udającymi katolików a biskupami udającym, że interesuje ich coś więcej niż pieniądze i władza.

    Dopóki wierni nie przestaną być owieczkami, nie staną nie obywatelami, dopóty nie będzie w Polsce demokracji i nie będzie też dobrobytu.

    A Bóg? No cóż, nigdy nie był specjalnie potrzebny kościołowi, choć często gości na ustach kleru.

    Wiernym też nie pomoże, jeśli nie pomogą sobie sami.

    A konkordat musi zostać wypowiedziany. Amen.

    Również na www.aristoskr.wordpress.com