- Społeczeństwo
Do czego powinna nam służyć służba zdrowia – w trosce o system
- By krakauer
- |
- 21 czerwca 2012
- |
- 2 minuty czytania
W zaciszu gabinetów trwają właśnie negocjacje w przedmiocie obsadzenia wakującego stanowiska szefa najważniejszej instytucji publicznej z punktu widzenia pacjentów. Narodowy Fundusz Zdrowia, podmiot powołany do zarządzania publicznymi środkami przeznaczonymi na opiekę zdrowotną to olbrzymi moloch administracyjny, decydujący o finansowaniu poszczególnych procedur medycznych przez państwo. To tej instytucji zawdzięczamy obecny sposób funkcjonowania naszej służby zdrowia, albowiem zawsze tak jest, że wymaga ten, co płaci, a za nasze leczenie płacą urzędnicy. Dlatego też, zmiana szefa tej instytucji może dla nas oznaczać nową jakość w zakresie funkcjonowania służby zdrowia, a przynajmniej w niektórych jej zakresach – jak wymagające specjalnej troski leczenie specjalistyczne itp.
Zastanówmy się wspólnie, czego oczekujemy od publicznej służby zdrowia? Nasz polski model jest nadzwyczajny, albowiem państwo kapitalistyczne zdecydowało się utrzymywać wypracowany w czasach realnego socjalizmu i pełni własności państwowej i uspołecznionej – system opieki zdrowotnej zakładający pełną bezpłatność i powszechny dostęp do świadczeń. To wielkie osiągnięcie socjalne współczesnej Polski, albowiem naprawdę trudno jest w naszym kraju być nieubezpieczonym, jeżeli tylko ktoś chce się zarejestrować w Urzędzie Pracy, automatycznie przysługują mu świadczenia dokładnie takie same jak płacącemu olbrzymie składki pracownikowi wielkiej korporacji lub prywatnemu przedsiębiorcy. To naprawdę wielkie osiągnięcie socjalne, z którego możemy być dumni.
Nieco gorzej jest z oceną rzeczywistego funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej, tutaj powodów do dumy niestety nie ma, ewentualnie są, ale malutkie, mało znane, każdy sukces natychmiast przykrywa smutna, druzgocąca i szara codzienność polskich przychodni, „dostawek” na korytarzach szpitalnych i ultra dietetycznych posiłków.
Naszą służbę zdrowia trudno jest postrzegać, jako system, albowiem ona, jako całość nie funkcjonuje. Szczęście mają ci pacjenci, którzy korzystają z lekarzy z powołania, mających kontakty, sponsorów (jak trzeba) i ugruntowaną pozycję w środowisku. Dotyczy to głównie lecznictwa specjalistycznego wielu ciężkich, czasami rzadkich chorób, których leczenie przekracza możliwości finansowe przeciętnego Polaka. Jednakże, generalnie u nas, jeżeli nie masz środków finansowych nie ma, co liczyć i nawet oczekiwać, że lekarz powie prawdę na temat możliwości leczenia. To jest naprawdę ciekawe, ale jednym z pierwszych pytań polskiego lekarza, jakie on kieruje do pacjenta najczęściej bywa gdzie pan/i pracuje? Mało, kto się zastanawiał, po co funkcjonariusz publiczny zadaje takie pytanie, a jednak jest ono kluczowe dla lekarza, albowiem na tej podstawie może ułożyć terapię i środki zalecane pacjentowi do leczenia – poza tym, co mu się wedle wskaźników, z ubezpieczenia płaconego przez wspomniany NFZ należy. Osoby uboższe, nawet się nie dowiedzą o lepszych lekarstwach, możliwościach ściągnięcia drogich leków „celowanych” np. w konkretny nowotwór z zagranicy, albowiem lekarz domyśla się, że chorego i tak na to nie będzie stać, więc go nie informuje. Z drugiej strony pacjent ma naturalny lęk, zwłaszcza, jeżeli jest zamożny przed ujawnieniem informacji na temat swojego poziomu zamożności, albowiem spodziewa się, że to podwyższy oczekiwania lekarza w kwestii „wyrażenia wdzięczności”, przez pacjenta.
Nie oszukujmy się to, że najbogatszymi Polakami, rdzeniem klasy średniej są u nas właśnie lekarze to nic nadzwyczajnego. To wynik naturalnych procesów akumulowania zasobów, typowych dla ubogich i wynędzniałych społeczeństw. Polak nie kupi sobie większego mieszkania, bo go na to nie stać, ale na lekarza się nawet zapożyczy, bo wie, że nie ma innego wyjścia. Koperty, prezenty, wyrazy uznania – to prawdopodobnie najbardziej podła strona bycia lekarzem w publicznej służbie zdrowia, jak można za swoją pracę pobierać łapówki? Ale zostawmy kwestie etyczne, liczą się refleksje systemowe. Największym problemem jest bark pieniędzy w systemie na świadczenia specjalistyczne, które są najdroższą formą leczenia. Niestety brakuje na onkologię, przez co mamy poziom leczenia onkologicznego adekwatny do średniej z początku lat 80 tych XX wieku krajów zachodu. To prawdziwe dramaty dla tych ludzi i ich rodzin, albowiem trzeba pamiętać, że nowotwór to choroba, która niszczy nie tylko chorego, ale odciska się na całej jego rodzinie. Rzadkie choroby wymagające procedur nadzwyczajnych lub indywidualnych decyzji NFZ w sprawie leczenia są często zaniedbywane, wielokrotnie widzieliśmy w mediach rodziców proszących o wsparcie na leczenie dziecka, itp. To wszystko to są bardzo poważne sprawy, wymykające się poza mechanizmy działania systemu. Efekt jest taki, że Polak po doświadczeniach w zwykłej służbie zdrowia, po prostu się boi, jakby to było, gdyby przyszło mu naprawdę zachorować. Tu nie ma żartów, choroba nie wybiera, każdy może dostać los na loterii nowotworowej! Ten problem dotyczy każdego z nas i naszych bliskich.
Nasz obecny system teoretycznie gwarantuje każdemu bezpłatne leczenie, ale nie wyleczenie. To oczywiste, albowiem nie da się zagwarantować choremu nawet na „katar”, że się go wyleczy aspiryną z syropem. Takiej gwarancji nie da żaden szanujący się lekarz, tak samo nie może dać jej system – a raczej odpowiedzialny za jego funkcjonowanie Minister Zdrowia. Co więcej nie można tego oczekiwać, albowiem system ze swojej natury jest przygotowany na przypadki standardowe, wiadomo natomiast, że każdy choruje nieco inaczej, nawet na tą samą chorobę. Co zatem oznacza ta obietnica naszego państwa? Darmowe leczenie? Ale nie wyleczenie? Czy zatem chodzi o to, że państwo dołoży wszelkich starań i wykona wszelkie możliwe czynności, nie szczędząc sił i środków (o nie zwłaszcza się rozchodzi), żeby nas wyleczyć? Każdego z nas chorych? Niemowlaka-wcześniaka? 30 latkę, której życie nagle zdewastował rak? Rolnika z byłej PGRowskiej wsi? Profesora uniwersytetu? Posła na Sejm? Syna byłego Prezydenta państwa? Czy nasze państwo naprawdę zobowiązało się, że każdego z nas będzie leczyć bezpłatnie najlepszymi dostępnymi sposobami? Przecież to coś niesamowitego, jeżeli to prawda. Jeżeli to prawda, to zgodnie ze słowami piosenki pewnej partii politycznej z ostatnich wyborów „ten kraj to raj”.
Niestety tak nie jest, albowiem NFZ ma swoje procedury i algorytmy, na podstawie, których wylicza, do jakiej kwoty można przeciętnego człowieka i wskazuje, jakimi lekami, można przeciętnie próbować wyleczyć. Równiejsi z nas, którzy mają możliwość otrzymać pomoc od najlepszych specjalistów w Polsce, pracujących w najlepszych publicznych szpitalach, korzystających z najdoskonalszych metod i specyficznych procedur – mają więcej szczęścia. Cała reszta, jest skazana na przypadek, powodujący, że ich organizm lepiej zareaguje na standardową chemioterapię niż przeciętnie, że będzie reemisja, że się uda. Niestety dla większości Polaków wyleczenie się z poważnej choroby to bardziej kwestia wiary niż zaufania do lekarzy i procedur medycznych.
Po co zatem nasze państwo udaje, że jest dobre, skoro wszyscy wiedzą jak jest i nie spodziewają się cudów? Może tego wymaga fikcja spokoju społecznego? Może nasze państwo po prostu jest stworzone dla hipokrytów i baranów? Jedni udają, że coś robią, a drudzy grzecznie, nie robiąc paniki idą na rzeź? Ci nieco bardziej świadomi, którzy mieli przywilej skontaktowania się ze służbą zdrowia w cywilizowanych krajach, korzystając z dobrodziejstw tamtejszych systemów ubezpieczeń, nie mają złudzeń. Po prostu nasz system opieki zdrowotnej jest systemem zbiorowego udawania, że się leczymy i że oni nas leczą. Niczym więcej.
Problemem nie jest to, że codziennie wszystkie przychodnie są oblegane przez olbrzymią ilość emerytów i rencistów, odwiedzających prawie codziennie jakiegoś lekarza, głównie po to, żeby byś w stałym kontakcie z lekarzem w oczekiwaniu na wizytę u kolejnego specjalisty za kilka miesięcy. Musimy się do tych obrazków przyzwyczaić, albowiem z czasem będzie coraz gorzej, Polska staje się powoli krajem ludzi starych, schorowanych i styranych życiem, bez szans na pełnowymiarowe leczenie. Poza tym, ze statystyk wynika, że leczą się głównie ludzie starsi, oni statystycznie więcej potrzebują, jeżeli chodzi o pomoc medyczną. Dlatego nie można się dziwić, że to głównie osoby w podeszłym wieku korzystają z pomocy lekarza, tak po prostu układa się kolej ludzkiego życia, że w podeszłym wieku chorujemy częściej.
Natomiast problemem jest to, że osoba, której losowo dopada poważna choroba, ma jedynie standardowe szanse na wyleczenie. Nie ma czegoś takiego, jak specjalna ścieżka, szybka forma pomocy, zawsze chory na chorobę szczególną, tzn. głównie na nowotwór jest przez nasz system traktowany mniej więcej tak jak chory na katar! To jest prawdopodobnie najgorsze w całej logice systemu.
Jest oczywistym, że na wszystko nie wystarcza pieniędzy. Obecnie cały sektor publicznej opieki zdrowotnej wygenerował kolejny gigantyczny dług, niestety szpitale w miastach powiatowych kosztują, a jak leczą? I co leczą? No i najważniejsze, kogo leczą? To są pytania wymagające poważnych odpowiedzi, albowiem my powinniśmy płacić za leczenie, a nie za utrzymywanie pięknych budynków, które trzeba stale remontować no a do tego wszystkiego jest potrzebny ktoś uczynny, najlepiej z politycznego nadania lokalnego układu. Na dłuższą metę, nasz system w takim kształcie, w jakim jest – zawsze, a nawet już w perspektywie średniookresowej będzie nieefektywny, albowiem nie ma w nim hamulców gwarantujących efektywność. Jeżeli 80% budżetu przeciętnego szpitala „ogólnego”, to koszty utrzymania białego personelu to, o czym my w ogóle mówimy? Za co i czym leczyć? Zwłaszcza, że za osoby nieubezpieczone nikt się nie kwapi zwracać kosztów, a odmówić przyjęcia szpital, który ma ostry dyżur nie może!
Potrzebujemy zmian systemowych, wyraźnie wskazujących, co jest bezpłatne i w jakich sytuacjach otrzymamy nieograniczoną pomoc, opartą na najnowszych dostępnych świadczeniach i procedurach medycznych a za co niestety musimy zapłacić dodatkowo, poza ubezpieczeniem. Inaczej, nigdy nie zbilansujemy systemu, jak również pomoc wysoce specjalistyczna, na najwyższym poziomie będzie dostępna tylko dla tych posiadających władze, pieniądze i wpływy. W interesie ubezpieczonych jest przede wszystkim wprowadzenie konkurencji do systemu ubezpieczenia zdrowotnego. To nie jest tak, że może nam służyć tylko i wyłącznie jeden wielki, państwowy mega fundusz, którego mechanizmów działania już chyba nikt z interesariuszy nie rozumie, a politycy ledwo ledwo radzą sobie z odwołaniem jego szefa. Z zasady należy założyć, że jeżeli jakakolwiek forma administracji ma monopol nad pewną sferą życia, to jest to monopol nie efektywny, a wprowadzenie do niego zmian poprzez element konkurencji musi wymusić wzrost efektywności. Mechanizm jest banalny – ubezpieczeni powinni mieć prawo samodzielnego decydowania, do którego z działających na rynku podmiotów wpłacają swoje składki. Oczywiście wybierają podmiot, który oferuje im najwięcej świadczeń w zamian za najmniejsze kwoty, odrobina marketingu nie zaszkodzi, ale przede wszystkim powinna się liczyć rzetelna informacja, co dany ubezpieczyciel oferuje swoim klientom w zamian za składkę. Bonusy, upusty, świadczenia dodatkowe, ponadstandardowe, – jeżeli się np. jakiś czas nie chorowało, lub nawet nie korzystało z wizyty u lekarza pierwszego kontaktu. Programy profilaktyczne, albowiem lepiej jest zapobiegać niż leczyć! Cały mechanizm ludzkiej kreatywności, powodujący, że do służby zdrowia wkroczyłby – oczywiście kontrolowany – RYNEK. Jeżeli dyrektor szpitala chce płacić 100 tys., zł miesięcznie dwóm lekarzom, jego sprawa – albowiem rynek szybko zweryfikuje, dokąd pójdą pacjenci, tam pójdą pieniądze. Kłania się w pas kolejna zepsuta reforma z czasów rządu Jerzego Buzka, kiedy to utworzono kasy chorych, ale niestety oparte na ekstremalnie idiotycznym paradygmacie właściwości terytorialnej. Przez co np. kasa śląska była bogatsza (więcej ludzi) niż np. świętokrzyska, dochodziło do idiotyzmów, że ludzie korzystający z innej kasy chorych nie mogli się leczyć na terenie innych województw! Głupota do potęgi, prawdopodobnie tylko w Polsce i tylko rząd pod kierownictwem takiego psuja państwa jak pan Jerzy Buzek mógł coś takiego wymyśleć. Nie wiadomo, dlaczego nie zdecydowano się wówczas nad wprowadzeniem normalnych, komercyjnych zasad finansowania świadczeń zdrowotnych, przecież składka, jaką odbierają nam pracodawcy to takie same prawdziwe i realne pieniądze, jak to, co przelewają nam na konta? Może w tym kraju się nie da pewnych rzeczy przeprowadzić, ze względu na wspomnianą hipokryzję i lęk ludzi przed tym, że prywatny – skaże ich na śmierć jak nie będą mieli pieniędzy?
Bez względu na decyzje dotyczące kształtu przemian systemu i wprowadzenie dodatkowych ubezpieczeń, pogłębiających system świadczeń medycznych – tutaj zawsze będzie już źle a sfera publicznej opieki zdrowotnej wiecznie będzie niedomagać. Musi znaleźć się polityk, albo grupa polityczna, ponad tymi banalnymi podziałami politycznymi i musi powiedzieć obywatelom, że ich życie jest wyceniane do odpowiedniej kwoty. Ponad nią nie da się zapewnić wszystkim równego dostępu do najlepszych świadczeń i zawsze ktoś będzie poszkodowany! I to lekarz specjalista decyduje, czy dać nowocześniejszy lek rokujący większe szanse na przeżycie – 30 latce wchodzącej w pełnie życia i utrzymującej system ze składek ze swojej pracy, 2 letniemu dziecku, czy też 84 latkowi, o którym wiadomo, że jest mu już bliżej do końca niż dalej. Niestety, ze względu na hipokryzje bojących się odpowiedzialności polityków, jesteśmy obsługiwani przez system poniżej poziomu jego sprawności, nie leczy się nasz tak, jak powinno – gdyby decydował jasny i klarowny system, w którym wszyscy wiedzieliby, o co chodzi. Zgodnie z zasadą – oferujemy standard, marny, ale powszechny, chcesz mieć więcej np. droższe nowoczesne leki i inne specjalne procedury medyczne to proszę płacić składkę nie wedle wysokości powszechnej, ale w drugiej, lub n-tej wysokości skali. Albo masz dwójkę dzieci, płacisz większą składkę niż za jedno – to oczywiste! Niestety leczenie kosztuje! Nie zapłaci za nas kosztów jakiś magiczny rycerz na białym koniu! Nie mamy pokładów ropy i gazu, umożliwiających finansowanie świadczeń na poziomie globalnym dla wszystkich, – dlatego, system z elementem konkurencji, gdzie każdy będzie wiedział, na co może liczyć – a konkretnie, do jakiego pułapu kosztów może być leczony – będzie o wiele uczciwszy od obecnego systemu z powszechną składką i decyzją oddaną lekarzowi (o ile ten akurat ma dostęp do ponadstandardowych leków i procedur).
Być może jest to brutalne, ale jest niesłychanie prawdziwe. Nie da się opierać systemu opieki medycznej na fikcji. Po prostu, jeżeli ludzie zobaczą ile ich kosztuje zwykła wizyta u lekarza, ile to odejmuje z konta ich ubezpieczenia i o ile od razu rośnie ich składka – to zaczną szanować swoje pieniądze, albowiem wizja poważnej choroby, będzie powodować, że zaczną szanować swoje konto ubezpieczeniowe – np. lecząc prywatnie wszystko, co nie wymaga nadzwyczajnej interwencji, żeby w razie wypadku, konieczności zabiegu, lub nieszczęścia związanego z nowotworem móc w pełni polegać na potędze nieograniczonego finansowania gwarantującej dostęp do najnowszych i najdoskonalszych świadczeń. Niestety, nie płacisz – nie masz. Ale sami tego chcieliśmy, decydując się na kapitalistyczny model państwa.
Jeżeli nie podejmiemy systemowej reformy samego systemu i sposobu jego finansowania, to nadal będzie dochodziło do takich patologii, że lekarz zarabiający kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, będzie choremu na nowotwór emerytowi zapisywał antybiotyki i magnez, zamiast decydować o natychmiastowej terapii i pilnej interwencji na najwyższym poziomie. Zresztą wszyscy pamiętamy wypowiedź pewnej pani ministry o sensowności opłatności za protezę biodra u osoby zaawansowanej wiekiem.
Jest oczywistym, że większość społeczeństwa ma wyuczone najgorsze postawy, które można określić, jako totalna bierność i abstrakcyjna roszczeniowość. Jednakże celem systemu powinno być, takie skonstruowanie dostępności do nieodpłatnych świadczeń, żeby dokonywać interwencji dokładnie tam gdzie jest ona niezbędna, a nie żeby była dostępna dla wszystkich, – bo się im należy. Niestety realia są brutalne! Jeżeli ktoś nie płaci podstawowej składki, nie powinien być leczony, nawet z powodów humanitarnych. Dlaczego? Ponieważ pasażerowie na gapę oznaczają nie tylko obniżenie czyjegoś komfortu, ale przede wszystkim odbierają innym – płacącym – szanse na przeżycie. Niestety takie są czasy! Czy to się nam podoba czy nie. Należy pogodzić się z faktem, że w praktyce powinno to oznaczać konieczność podwyższenia składek dla osób, które częściej chorują, częściej korzystają z systemu. Nie ulega wątpliwości, że jest to niehumanitarne, ale tylko w ten sposób możemy w długiej perspektywie, zapewnić wzrost, jakości świadczonych usług medycznych i spójność, a nawet przetrwanie całego systemu. Po prostu potrzeba więcej pieniędzy, rozsądniej wydawanych, skoncentrowanych dokładnie tam, gdzie są niezbędne, a nie dla wszystkich, tak samo i zawsze, – czyli wcale, w ogóle i rzadko. Wybór należy do nas samych, w przeciwnym wypadku, powszechny standard leczenia, – czyli to, co oferuje nam NFZ, z czasem będzie spadał. Już dzisiaj np. w zakresie powszechności i standardów wysokospecjalistycznego leczenia onkologicznego jesteśmy za takimi krajami jak Czechy, Słowacja, Estonia, i inne. A porównywanie się do krajów zachodu, lub broń boże do USA, nie mówiąc już o ultra bogatych państwach naftowych nie ma zupełnie żadnego sensu. Niestety wszystko wskazuje na to, że czeka nas scenariusz pauperyzacji. Proszę zwrócić uwagę, – kto dzisiaj leczy zęby w państwowej przychodni? Na tym przykładzie warto zadać pytanie, czy to, co nam bezpłatnie oferuje NFZ w ogóle powinno być dostępne dla osób dorosłych w Polsce za darmo? Wyrwanie, usunięcie zęba – jak najbardziej, ale dlaczego mamy, jako społeczeństwo odpowiadać wzajemnie za swój stan uzębienia? Podobnych przykładów jest więcej. Dlaczego np. można ubiegać się o bezpłatne skierowanie do przychodni leczenia otyłości? Oczywiście, rozumiem kobieta po ciąży, ale już chyba nikt więcej albowiem, jeżeli utuczyłeś się obywatelu – to schudnij! Tak samo, jeżeli utuczyłeś swoje dziecko! Dlaczego chcesz obarczać społeczeństwo swoją głupotą? Płać! Nie wspominając już o psychologiach, seksuologach, operacjach niezwiązanych z ratowaniem zdrowia lub życia i innych bzdurach, na które marnuje pieniądze publiczna służba zdrowia zamiast właśnie koncentrować się tam, gdzie chory nie ma wyboru. Bo o jego dramacie zadecydował wypadek lub ślepy los na loterii nowotworowej lub w innych i uzasadnionych przypadkach.
Dlatego ostatecznie dopełniając odpowiedzi na pytanie, – do czego powinna nam służyć służba zdrowia – odpowiadamy – przede wszystkim do ratowania życia i ochrony zdrowia. To jest trywialnie banalne, ale niestety te proste fakty nie mogą się przebić do powszechnej opinii, zwłaszcza u decydentów.