- Paradygmat rozwoju
Dłużej się nie da tak żyć! Zmieńmy ten kraj!
- By krakauer
- |
- 16 lutego 2013
- |
- 2 minuty czytania
Bieda, nędza, wykluczenie, smutek, brak perspektyw, rezygnacja, paraliż, niemoc, bierność, poddanie się – to charakteryzuje myślenie współczesnych Polaków i Polek w kategoriach przyszłości. Obalmy mity fikcyjnie wyznaczające rzekomą przestrzeń społecznej wolności, która w rzeczywistości nie jest niczym innym jak zwykłym koncesjonowaniem rzeczywistości i nieudolnymi próbami inżynierii społecznej.
Polska po wstąpieniu do Unii Europejskiej umożliwiła swoim obywatelom wybór – zostać lub wyjechać, z którego skorzystało już kilka milionów Polaków, dla których nie potrafiliśmy zbudować przyszłości w ich własnym kraju. Wyjedzie jeszcze więcej, bilans emigracji pierwszego dwudziestolecia w Unii to będzie koszt straconych pokoleń – jednego, które wyemigrowało i drugiego, które się nie narodziło w kraju. I co jakaś refleksja? Pojawił się jakiś pomysł jak zaradzić emigracji? Czy można w jakiś sposób zachęcić Polaków do pozostawania w kraju? Nie – absolutnie – nie! Zamiast tego – zarząd RP, bo rządem gabinetu pana Tuska – na trzeźwo i świadomie nazwać się nie da – myśli o polityce emigracyjnej nowego typu, dzięki której przybędzie nam wielu nowych Polaków. Oczywiście jakiekolwiek dyskursy rasowo-narodowościowe są nie tylko żałosne i niedopuszczalne z powodów etycznych, ale trzeba się zastanowić, – jaki sens ma polityka, w wyniku, której będziemy musieli pozwolić na masową emigrację obcych kulturowo mniejszości – tylko po to, żeby zrównoważyć odpływ własnych rodaków. Nie byłby to idiotyzm, tylko naturalne tendencje, jeżeli dotyczyłyby setek tysięcy ludzi, – ale w naszym wydaniu one dotyczą milionów! Wniosek? Kłania się brak polityki – i wolna ręka rynku, która pozwoliła rządzącej nieprzerwanie od obrad Okrągłego Stołu krajem elicie – na politykę zwijania Polski. Najpierw pozwolili na zmniejszenie ilości mieszkańców a potem będą ich importować. Nowych, posłusznych, grzecznych i uległych. Sami w swoich willach w zamkniętych osiedlach suburbiów nie odczują, co to będzie znaczyło pojawienie się na ulicach i w ich blokach do wczoraj bosych i uznających kałasznikowa za przedmiot pierwszej potrzeby, a rytualne zabójstwa honorowe za standard sąsiadów.
Upadek państwa jest oczywistością dla każdego, kto chociaż raz musiał skorzystać z państwowej służby zdrowia – nie mając alternatywy na skorzystanie z medycyny prywatnej. Pokory uczą zwłaszcza sytuacje poważnych chorób, kiedy człowiek sobie uświadamia, że jest sam na sam z np. nowotworem a pomoc wygląda mniej więcej jak selekcja na rampie… w zupełnie innych okolicznościach. Czy coś się zmieniło? Przecież obecny premier – rządzi już tyle lat! Co zrobił dla poprawienia sytuacji w lecznictwie – chociażby tylko najtrudniejszych przypadków – najpoważniejszych chorób? Sytuacja nie tylko nie uległa poprawie, ale wraz z deregulacją rynku farmaceutycznego stała się niezrozumiała, albowiem system upadł a w jego miejsce pojawiło się oczekiwanie na leki w aptekach!
Podobnie można opisywać praktycznie każdą z dziedzin funkcjonowania a raczej dysfunkcjonowania naszego państwa. Zabrakło ogólnej koncepcji, zabrakło holistycznego objęcia całości spraw przez wielkiego scenarzystę, zabrakło znajomości konsekwencji banalnej logiki i związków przyczynowo-skutkowych, a może dobrej woli? Za skutki podejścia ad hoc już płacimy, a raczej płaci Naród – obniżeniem poziomu życia i wolniejszym rozwojem niż potencjalnie możliwy do osiągnięcia. Dłużej się tak nie da żyć, albowiem będziemy płacili własnym życiem za bezczelność, bufonadę i głupotę – tych miernot, które nami rządzą.
Niestety wszystko wskazuje na to, że do 2020 roku nic – zupełnie nic się nie zmieni. Elita dostała pieniądze od naszych zachodnich przyjaciół i wzbogaci się jeszcze bardziej – organizując treningi dla bezrobotnych i tworząc strony internetowe do stawiania horoskopów, ewentualnie wydając unikalne w historii kraju – wolne pieniądze na rozwój – na muzea. Czy w ten sposób można zapewnić przyszłość nadal trzydziesto-kilku milionowego kraju? Nie oszukujmy się – wszystko zostało już dawno odpuszczone. Kraj nie jest po to, żeby wszystkim było lepiej, ale tylko po to, żeby niektórym było bardzo dobrze, a nawet bardziej niż dobrze.
Niestety najbliższe wybory w 2015 jeszcze nie umożliwią zmiany istniejącego porządku. Elita musi zabezpieczyć nie tylko swoje emerytury, ale także ustawić swoje dzieci i wnuki. Dopiero wówczas lekko zelży ucisk w znaczeniu systemowym, albowiem pociotki będą ze sobą konkurować. Nawet minimalna konkurencja będzie rewolucją dla spoistości systemu.
Niestety sprawy zepsucia kraju i jego uzależnienia od czynników zewnętrznych zaszły tak daleko, że nawet władza rewolucyjna i przeciwna systemowi – musiałaby honorować długi i odsetki od rat kapitałowych płacone przez całe państwo. Powoduje to, że rewolucja w naszych realiach nie może mieć miejsca, albowiem oznaczałaby upadek systemu pociągający za sobą warunki życia zwykłych ludzi, którzy pozbawieni swojego „rosołku” natychmiast poparliby kontrrewolucję – i nie można mieć o to do nich pretensji. To nie jest kwestia niskiej świadomości, ale słynnej „ciepłej wody w kranie”.
Na wybory 2015 roku wszyscy ludzie mający nieco większą świadomość niż przeciętni widzowie mainstreamowych mediów wyświetlanych powinni się odpowiednio przygotować. Dotyczy to zarówno wyborców z wielkich miast jak i małych miejscowości i wsi. Trzeba się odważnie pytać, – kto kandyduje, co chce osiągnąć i do czego się zobowiązuje. Nie należy z wyjątkiem nielicznych wyjątków popierać osób, które już sprawowały funkcje. Za wszelką cenę trzeba powiedzieć ciche NIE – obecnej elicie, także tym farbowanym lisom i „parówkowym skrytożercom”, którzy zmieniają barwy i środowiska polityczne szybciej niż obrazy kalejdoskopie. Dlatego trzeba działać po cichu, albowiem elita jest nieskończenie bezczelna i w swoich zachowaniach nieobliczalna, a jednostka nie ma szans z państwowym aparatem przymusu. Być może akty zbiorowego nieposłuszeństwa w postaci – nieuczestniczenia w wyborach – to najbardziej optymalny kierunek oporu? Trudno określić, w każdym bądź razie – biorąc udział w wyborach sterowanych przez elity i wyborach elit – legitymizuje się ich prawo do dalszego zawłaszczania i negatywnego wpływu na kraj.
To dopiero początek długiej i wyczerpującej walki o państwo. Zmieńmy ten kraj!